Z Paryża Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
- Przełamałem klątwę, pora myśleć o drugim życiu - oświadczył szkoleniowiec brązowych medalistów. Zapowiedział niespodziewanie, że kończy karierę.
Aleksander Wojciechowski doprowadził do złota czwórkę podwójną w 2008 roku w Pekinie, po 16 latach ponownie jego drużyna stanęła na olimpijskim podium. Mateusz Biskup, Dominik Czaja, Fabian Barański i Mirosław Ziętarski zajęli trzecie miejsce w finale igrzysk w Paryżu, osiągając największy sukces w swoich karierach.
Polacy przegrali na mecie jedynie z faworyzowanymi Holendrami i Włochami, wyraźnie wyprzedzając Brytyjczyków.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Kontuzja Fornala problemem dla polskiej kadry? "Ma kto go zastąpić"
Doświadczony szkoleniowiec ujawnił, że ponownie nie oglądał całego wyścigu swoich zawodników, tak jak na wspomnianych igrzyskach w Pekinie, gdy złoto sięgała osada popularnych "Dominatorów".
- Ale najważniejsze, czyli końcówkę, widziałem. Wcześniej stałem plecami do wody - przyznał z rozbrajającą szczerością. Wojciechowski dodał także, że to jego ostatnia wielka impreza w roli trenera kadry.
- Przełamałem klątwę, pora myśleć o drugim życiu, choć ze sportem nie skończę, zawsze będzie obecny - ujawnił.
Przypomnijmy, że na igrzyskach w Rio i Tokio, prowadzone przez niego osady zajmowały w finałach olimpijskich czwarte lokaty.
- Na zrobienie osady trzeba co najmniej trzy lata, chłopcy są dynamiczni, wesoło podchodzą do tematu, ale z solidnością. Złota ekipa z Pekinu to była przede wszystkim mocna, skuteczna robota. W pracy trzeba wycisnąć z zawodników wszystko, co potrafią.
Wojciechowski nie chciał jednak indywidualnie opisywać swoich wioślarzy. Przekonywał, że kluczem jest stworzenie drużyny.
- Już raz ich scharakteryzowałem i się ze mnie śmiali. Prawda jest taka, że chcieli wiosłować razem, od dwóch lat trudno mówić było o zmianie, pojawiła się taka pozytywna solidarność, co przyniosło skutek. Jacy są indywidualnie? Każdy jest inny ale z każdym można pogadać, nie zawsze poważnie. I nie ma wśród nich jednego lidera, jest ich czterech i wszyscy wiosłują w jednym kierunku, choć akurat tyłem - śmiał się szkoleniowiec.