Z hukiem. Polska lekkoatletyka uderzyła o ziemię [OPINIA]

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / Łukasz Szeląg / Na zdjęciu: Ewa Swoboda
Materiały prasowe / Łukasz Szeląg / Na zdjęciu: Ewa Swoboda
zdjęcie autora artykułu

Polska lekkoatletyka nie wpadła jeszcze do czarnej dziury, ale nikomu nie powinno przejść przez usta, że jest jakąkolwiek potęgą. Po zbyt dobrym występie w Tokio musieliśmy zejść na ziemię. I w Paryżu walnęliśmy z hukiem.

W tym artykule dowiesz się o:

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Czy jest ok? Nie, jest cholernie daleko od ok. Cytat ze słynnego filmu Quentina Tarantino musiałem złagodzić. A szkoda, bo oryginalny tekst Marcellusa Walace'a pasowałby najlepiej. Bo z polską lekkoatletyką nie jest dobrze i igrzyska olimpijskie w Paryżu tylko to udowodniły.

W Tokio było dziewięć medali. I tak jak wtedy nie oddawało to rzeczywistości i nasza królowa sportu nie była światową potęgą, tak oczywiście jeden brązowy medal Natalii Kaczmarek nie oznacza, że jesteśmy na dnie.

Polski Związek Lekkiej Atletyki ma jednak o czym myśleć. Przygnębiających sytuacji było  zdecydowanie zbyt dużo, zobaczyliśmy wielu zawodników, którzy przyjechali na najważniejszą imprezę czterolecia totalnie bez formy. Nie brakowało też takich, którzy startowali kontuzjowani.

ZOBACZ WIDEO: Nowa bohaterka Polaków. Taka była od najmłodszych lat

PZLA wysłał na igrzyska kadrę liczącą aż 65 nazwisk. I już w momencie ogłoszenia były pytania, czy ma to sens. Oczywiście, wątpliwości nie dotyczyły sportowców którzy wypełnili olimpijskie minimum. Ich przecież nie ustalał związek. Wypełniłeś minimum? Brawo, zasłużyłeś, jedziesz. Każde inne rozwiązanie trudno byłoby zrozumieć.

Nie brakowało jednak takich, którzy do końca starali się o wyjazd na igrzyska z rankingu. I chyba walka tak ich wyczerpała, że na igrzyska nie starczyło już sił. Oczywiście, tak do Paryża dostały się m.in. Justyna Święty-Ersetic (indywidualnie), Weronika Lizakowska i Klaudia Kazimierska. I one na igrzyskach prezentowały formę dobrą, bardzo dobrą lub znakomitą.

Nie możemy też zapominać o Alicji i Anecie Konieczek, które przywiozły do stolicy Francji życiową formę.

To jednak był tylko miły przerywnik. Znacznie więcej było tzw. pustych przelotów. Czyli występ w eliminacjach i do domu. Szybko z imprezą pożegnali się nasi kulomioci, biegacze na 800 metrów, bardzo słaby występ zaliczyli chodziarze, dramatycznie wyglądała walka naszych płotkarzy na dystansie 110 metrów.

Trudno było słuchać Damiana Czykiera, niezwykle sympatycznego człowieka i dobrego płotkarza, który wyznał, że przyjechał na igrzyska z kontuzją uda. W swojej serii eliminacyjnej zajął ostatnie miejsce, z ogromną stratą do przedostatniego zawodnika. Miał jeszcze szansę na awans z repasaży, ale pytany przez nas o swoją sytuację, odpowiedział wprost: nie, nie ma żadnych szans.

Zasadne wydawały się więc pytania eksperta i komentatora stacji Eurosport, który pytał: "człowieku, po co ty tu przyjechałeś?".

Pewnym symbolem był też występ wspomnianych chodziarzy, zwłaszcza naszej sztafety mieszanej. Maher Ben Hlima i Olga Chojecka na pewno starali się ze wszystkich sił, jednak smutno było patrzeć, gdy wyprzedzają ich nawet Chińczycy, choć musieli udać się na przymusowy, trzyminutowy odpoczynek.

Ale najlepszym podsumowaniem będą chyba liczby. Jeszcze raz - w Tokio było dziewięć medali, choć blisko podium był choćby Piotr Lisek, sztafeta mężczyzn 4x400 metrów, w finale był też Michał Rozmys i Joanna Fiodorow, a 10. finiszowała Katarzyna Zdziebło.

Ile mieliśmy finałów w Paryżu? Osiem. Tak, osiem.

I kto wie, czy za cztery lata będzie lepiej. Nad występem kilku czołowych naszych lekkoatletów w Los Angeles stoją znaki zapytania. Oczywiście, mamy Natalię Kaczmarek, Pię Skrzyszowską, Ewę Swobodę, wierzymy w Marka Zakrzewskiego, Anastazję Kuś, Krzysztofa Różnickiego, Filipa Raka czy Dawida Piłata. Innych młodych zdolnych też nie brakuje. Kiedy i czy w ogóle większość z nich dotrze na światowy poziom?

Nie jesteśmy jednak potęgą i trzeba to sobie jasno powiedzieć. Pokazały to już ubiegłoroczne mistrzostwa świata w Budapeszcie, gdzie zdobyliśmy dwa srebrne medale. Paryż nie jest więc wielkim zaskoczeniem. Jesteśmy na miejscu średniaka, któremu trzy lata temu wyszedł występ życia.

Mamy talenty, PZLA wprowadza nowe programy, jednak świat pędzi jeszcze szybciej i zaczyna nam uciekać w coraz większym tempie.

Nawet stonowany i zazwyczaj wyważony w opiniach wiceprezes związku Tomasz Majewski nie miał oporów, by nazywać rzeczy po imieniu. W rozmowie z WP SportoweFakty powiedział wprost:

- Nasza lekkoatletyka się zestarzała. Bohaterowie są zmęczeni, muszą ustąpić, ale jak widać nie mają komu. Za duża kadra? Zabraliśmy wszystkich, a oni po prostu zaprezentowali się zgodnie ze swoimi umiejętnościami. Skoro są słabi, to nie dziwmy się, że na igrzyskach osiągnęli słabe wyniki.

Bum. Mocno, ale celnie.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty