Z Paryża - Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Jeszcze niedawno mówił pan o nawet 16 medalach olimpijskich dla Polski. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała pana marzenia. Rozumiem, że w takim razie zgadza się pan z tezą, że te igrzyska są dla naszej reprezentacji dużą porażką?
Radosław Piesiewicz, prezes PKOl: Do końca wierzyłem w 16 medali, bo nawet w ostatnich dniach mieliśmy sporo szans medalowych. Ostatecznie zabrakło medali w lekkoatletyce, żeglarstwie, kajakarstwie i pływaniu. 10 medali to wykorzystanie około 50 procent szans medalowych. Taki jest obecnie stan naszego sportu, a inny wynik na igrzyskach pewnie zakłamywałby rzeczywistość.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Minorowe nastroje w polskich obozach. "Lekcja pokory, nie jest dobrze"
Jakie są w takim razie nasze możliwości?
Uważam, że stać nas na zdobywanie 20 medali. Najpierw jednak powinniśmy się zająć zorganizowaniem i rozwoju sportu, a dopiero potem myśleć o organizowaniu w naszym kraju igrzysk olimpijskich. W tym momencie igrzyska w naszym kraju nie miałyby sensu.
Premier Donald Tusk na jednej z konferencji już zdążył powiedzieć, że będzie chciał, by PKOl i związki sportowe rozliczyły się przed opinią publiczną z pieniędzy, mówił też o układzie zamkniętym. Dodał, że intuicja podpowiada mu, że polskie medale będą jednymi z najdroższych na świecie. Co pan na to?
Związki sportowe bardzo skrupulatnie rozliczają się co roku z każdej złotówki otrzymanej z budżetu państwa. Bez tego nie ma przecież szans otrzymać wsparcia w kolejnym roku. Minister Nitras zatwierdził sprawozdania za rok 2023 i przyznał związkom dotacje na kolejny rok i do tego są one wyższe. Każdy związek ma zatwierdzony przez ministerstwo skład oraz prognozy wynikowe, a ponadto po starcie jest przeprowadzana przez ministerstwo ocena tego startu.
A co z pieniędzmi, którymi dysponuje PKOl?
PKOl nie jest finansowany z budżetu państwa, a Spółki Skarbu Państwa są naszymi sponsorami i jako sponsorzy cyklicznie otrzymują raporty odnośnie do ekwiwalentu marketingowego. Proszę mi wierzyć, że na współpracy z nami zyskują bardzo dużo. Zresztą uważam, że to odpowiedni moment, by PKOl przejął jeszcze większą odpowiedzialność za polski sport.
Co to znaczy?
Realnie, do końca roku chcemy przedstawić projekt ustawy, która przenosiłaby odpowiedzialność za sport wyczynowy z ministerstwa sportu na PKOl. Jeśli tak się stanie, to za cztery lata jestem gotowy wziąć pełną odpowiedzialność za wyniki naszych sportowców podczas igrzysk w Los Angeles.
Wierzy pan, że jest to możliwe?
Estonia wysłała do Paryża 24 zawodników, a tamtejszy komitet olimpijski ma wsparcie od państwa w wysokości 14 mln euro. W wielu krajach podobne rozwiązania funkcjonują już od dłuższego czasu.
Czy to oznacza, że chce pan likwidacji ministerstwa sportu?
Zgodnie z założeniami ministerstwo sportu byłoby dalej odpowiedzialne za sport powszechny, a my za sport wyczynowy. Jestem przekonany, że wspólnie ze związkami sportowymi jesteśmy w stanie stworzyć jeszcze lepsze warunki do osiągania sukcesów. Ministerstwu wielokrotnie brakuje odwagi w kluczowych kwestiach.
Jakich?
Mam na myśli choćby sytuację w Polskim Związku Kolarskim. Problem został wygenerowany jeszcze przez ministra Witolda Bańkę, a kolejni ministrowie nie mają chęci albo odwagi, by zająć się tym tematem. Efekt jest taki, że PZKol ma około 10 milionów złotych długu, a dopóki problem z torem kolarskim w Pruszkowie nie zostanie rozwiązany, to związek nie będzie normalnie funkcjonował. W tym roku do maja zawodnicy i działacze nie wiedzieli, czy otrzymają z ministerstwa sportu jakiekolwiek pieniądze. A przecież mówimy o przygotowaniach do igrzysk.
Pan ma pomysł, jak rozwiązać ten problem?
Minister sportu nie powinien zajmować się tylko biczowaniem związków, ale przede wszystkim powinien bić się o sport na Radzie Ministrów i walczyć o kluczowe sprawy dla konkretnych dyscyplin. Moim zdaniem trzeba jak najszybciej - przy pomocy budżetu państwa - oddłużyć związek, a zarządzanie torem kolarskim w Pruszkowie przenieść do COS-u.
Miał pan okazję przekazać swoje uwagi ministrowi sportu, Sławomirowi Nitrasowi?
Bardzo bym chciał, ale pan minister przez 4-5 miesięcy zastanawiał się, ale ostatecznie nie znalazł czasu na omówienie tej kwestii.
Przed igrzyskami mówił pan, że można pana rozliczać za ewentualny słaby występ koszykarzy 3x3. Czuje się pan odpowiedzialny za kiepski wynik drużyny?
Zajęliśmy szóste miejsce, co jest najlepszym wynikiem w historii. Do walki o medale brakuje nam 15-20 milionów złotych. Tyle kosztowałoby opłacenie teamów dla każdego zawodnika i opłacenie kontraktów, by mogli zrezygnować z tradycyjnej koszykówki i zająć się tylko koszykówką 3x3. Tak funkcjonują inne kraje i to przynosi efekty. Obecnie tylko Przemysław Zamojski może sobie na to pozwolić.
Na igrzyskach głośno było o niezrozumiałych decyzjach podejmowanych przez działaczy Polskiego Związku Szermierczego. Faktycznie jest tam aż taki chaos?
Wiedzieliśmy o tym jeszcze przed igrzyskami dzięki dziennikarzowi, który ujawnił całą sprawę. Dzięki temu mogliśmy działać. Kto wie, czy to właśnie nasza interwencja nie przesądziła o tym, że na igrzyskach pojawiła się Aleksandra Jarecka. Efekt był taki, że zdobyliśmy medal.
Mówił pan o problemach Polskiego Związku Kolarskiego. Czy jest jeszcze jakiś związek sportowy, który wymaga dużych zmian?
Wydaje mi się, że jest jeszcze Polski Związek Curlingu. Do niedawna w tym gronie wymieniłbym także Polski Związek Hokeja na Lodzie, ale minister Kamil Bortniczuk umorzył odsetki, a główny dług rozłożył na raty.
Padają zarzuty, że organizacja Domu Polskiego podczas igrzysk w Paryżu kosztowało PKOl gigantyczne pieniądze, które można byłoby przeznaczyć na wsparcie związków sportowych.
Uważam, że Dom Polski to był znakomity pomysł, który integrował środowisko sportowe i promował nasz kraj podczas najważniejszej imprezy sportowej. Słyszałem już plotki, że wydaliśmy na to 28 milionów, ale to totalna bzdura. Nie podliczyliśmy jeszcze wszystkich kosztów, ale jest to około 12 milionów złotych. Uważam, że było warto.
Przez całe igrzyska wielokrotnie odpowiadał pan na pytanie, czy zamierza pan wystartować w wyborach prezydenckich, ale do tej pory unikał pan jednoznacznej odpowiedzi. Czy teraz jest już pan gotowy na wyjaśnienie tej kwestii?
Polska polityka doszła do sytuacji, w której dominują nienawiść i podziały. Wydaje mi się, że doszliśmy do sytuacji, w której gorzej już być nie może. W 2017 roku wymyśliłem sobie, że będę prezesem PKOl i jestem zadowolony, że udało mi się to zrealizować. Jestem kibicem sportu, przeżywam wszystko, co dzieje w sporcie. Pełnienie funkcji prezesa PKOl to ogromny zaszczyt.
Media podają, że jest pan na liście siedmiu możliwych kandydatów PiS na stanowisko prezydenta. Dostał pan oficjalną propozycję?
Szczerze mówiąc, nie chciałbym być na liście, na której jest aż tak dużo kandydatów. Co do propozycji, to do tej pory się tym nie zajmowałem. Sport jest dla mnie ważny, jestem szczęśliwy, będąc w tym miejscu, w którym jestem. Polski sport jest bardzo ważny, ale Polska też jest dla mnie ważna.