Politycy okradli ich z medali. Polska zbojkotowała igrzyska olimpijskie w Los Angeles

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
Polityka sprawiła, że młody zawodnik stał się członkiem straconego pokolenia. - Przeżyliśmy osobistą tragedię. Konsekwencje spotkały cały polski sport. Młodzi ludzie stracili motywację, wszystko się zawaliło. A my mieliśmy drużynę, która mogła lecieć po medal - wspomina. - Zastanawialiśmy się, czy możemy wystartować chociażby pod flagą olimpijską. Mieliśmy jednak w Polsce rodziny, żony, dzieci. Ucieczka z kraju nie wchodziła w rachubę. Nikt nie chciał emigrować. Ani przed decyzją o bojkocie, ani później.

Legenda bez igrzysk

O podium w Los Angeles marzyli kolarze. Jednym z członków drużyny był Lech Piasecki, który rok później zdobył mistrzostwo świata w wyścigu ze startu wspólnego. - Mieliśmy już strój olimpijski, ale w pewnym momencie dostaliśmy informację, że za ocean jednak nie polecimy - wspomina w rozmowie z WP SportoweFakty. - Zamiast tego działacze rozrzucili nas po różnych krajach, gdzie organizowano Zawody Przyjaźni. Nasza drużyna startowała w NRD. Zajęliśmy trzecie miejsce.

Piasecki, jeden z najlepszych zawodników w dziejach naszego kolarstwa, nigdy na igrzyskach olimpijskich nie wystartował. 4 lata później, kiedy czołowi sportowcy świata jechali do Seulu, on był już zawodowcem i do Azji polecieć nie mógł. - Igrzyska to podobno najważniejsze wydarzenie w życiu sportowca. Szkoda, że nie udało mi się w nich uczestniczyć. Dwa razy byłem jednak mistrzem świata, i tak jestem więc z mojej kariery zadowolony - mówi.

Stracone medale

Przyjaźń-84 z brązowym medalem zakończył Robert Skolimowski. W dwuboju podniósł 415 kilogramów - taki wynik w Los Angeles dałby mu złoto. Po pierwsze miejsce za ocean mógł lecieć także mistrz świata w trójskoku Zdzisław Hoffmann. On w 1984 roku osiągnął nawet odległość 17,36 metra, podczas gdy w Ameryce do mistrzostwa olimpijskiego wystarczył wynik o 10 centymetrów słabszy.

Medal planował także Marian Woronin. Jeszcze 9 czerwca pobił rekord Polski w biegu na 100 metrów (10,00 sekundy). Ustanowił granicę, której w kraju nikt nie złamał do dziś. W Los Angeles złoty Carl Lewis pobiegł jedną setną sekundy szybciej. A medalowych szans straciliśmy przecież znacznie więcej.

Sportowe rozkazy

Byli tacy, którzy z PKOl walczyli w imieniu kolegów do samego końca. - Nasza absencja w Los Angeles spowoduje zawał polskiego sportu - grzmiał prezes Związku Piłki Ręcznej w Polsce Stefan Monikowski. Wspierali go starsi zawodnicy. Władze próbowali przekonywać i Irena Szewińska, i Janusz Gerard Pyciak-Peciak. Podjęli ryzykowną grę.

- Przypominałem, że olimpijską tradycją jest niełączenie sportu z polityką - wspomina Pyciak-Peciak w rozmowie z "Wprost". - Podkreśliłem, że nie wolno zmarnować potencjału zawodników, którzy przez 4 lata przygotowywali się do najważniejszej imprezy w życiu. Później spotkały mnie za to szykany. Wezwał mnie zarządzający Legią pułkownik Zenon Olszak. Zakończył wywód słowami, które utkwiły mi w pamięci: "Sportowcy wojskowi powinni traktować sportowe polecenia jako rozkazy".

Odebrana szansa

17 maja w PKOl był Bogusław Mamiński. - Znalazłem się wówczas w delegacji zawodniczej. Starsi bardzo mocno walczyli o wyjazd na igrzyska. Byli niezwykle zdeterminowani. Dziś wydaje mi się jednak, że od początku byli skazani na niepowodzenie. Sportowe władze nie potrafiły się postawić - wspomina w rozmowie z WP SportoweFakty. I dodaje: - Najgorsze w tym wszystkim było to, że niektórzy działacze później do Los Angeles pojechali. Tak nie powinno być.

Mamiński podczas mistrzostw świata w Helsinkach (1983) zdobył srebro w biegu na 3000 metrów z przeszkodami. Podczas ostatniego mityngu przed IO wykręcił najlepszy wynik na świecie. Z czasem 8:12 otwierał światowe listy. Był w gazie. Już po Los Angeles - w sierpniu w Brukseli - pobił rekord życiowy (8:09,18).

- Mogłem marzyć o medalu. Wszystkie mityngi kończyłem w pierwszej "trójce" i myślę, że nie wróciłbym do Polski bez krążka - przyznaje Mamiński. - Los Angeles to piękne miasto. Byliśmy zdeterminowani, chcieliśmy pokazać się Polonii. Sam marzyłem o "Mazurku Dąbrowskiego". Zostałem jednak skrzywdzony, odebrano mi szansę. Czasem i dziś się łezka w oku zakręci. Medal olimpijski to właściwie jedyna rzecz, której mi w tej sportowej karierze zabrakło.

*

Polacy podczas zawodów Przyjaźń-84 na podium stali 58 razy. W 2007 roku wszyscy medaliści otrzymali emerytury olimpijskie.

Kamil Kołsut

Zobacz inne teksty autora -->

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×