Tajemnica norweskich sportowców. 70 proc. medalistów z igrzysk brało leki?

Mają wielkie pieniądze, a ich przywiązanie do sportów zimowych jest legendarne. Z drugiej strony nie odgonią się nigdy od podejrzeń o stosowanie dopingu.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk
Therese Johaug Getty Images / Stanko Gruden/Agence Zoom/Getty Images / Na zdjęciu: Therese Johaug

Norwegowie od lat oskarżani są o doping w białych rękawiczkach. Na ostatnich igrzyskach zdobyli 39 medali (z czego 14 złotych), jednak wielu ekspertów powątpiewa w uczciwą rywalizację. W ostatnich dniach burzę wywołała szwedzka telewizja. W publicznej SVT pokazano film dokumentalny. Kibice dowiedzieli się z niego, że - wg autorów - 70 proc. norweskich medalistów narciarskich stosowało leki na astmę.

Stymulatory beta-2, podawane w tej chorobie, mogą również zwiększać siłę mięśni. Reporterzy powołali się na odkrycia Petera Kallingsa, lekarza weterynarii i eksperta dopingowego Międzynarodowego Związku Jeździeckiego. To on poinformował dziennikarzy SVT o swoich badaniach.

Według Szweda, jeden z leków na astmę był testowany na koniach, przez co został zabroniony u tych zwierząt, które startowały w wyścigach. Powód - spalał także tłuszcz, przez co pomagał w budowaniu masy mięśniowej. Inna składowa leku na chorobę oddechową - formoterol - zwiększał szybkość. - Udowodniono, że wraz z łagodzeniem objawów astmy, specyfiki mogą pomóc sportowców zwiększyć wydolność płuc i odporność na zmęczenie. Takie leki stosowali Norwegowie na igrzyskach - twierdzili autorzy telewizyjnego materiału.

Równie daleko poszli autorzy z "Sueddeutsche Zeitung". Twierdzili, że norweskie sukcesy narciarskie od 1992 roku i igrzysk w Albertville nierozerwalnie związane są ze stosowaniem leków na astmę. - Wystarczy zobaczyć, co działo się podczas biatlonowej sztafety mieszanej w Pjongczangu. Norwegia zajęła drugie miejsce, choć jej zawodnicy spudłowali 12 razy. Trzeci na mecie Włosi tylko 7, ale i tak przybiegli później na metę - napisano w niemieckiej gazecie. Przypomnieli nawet wypowiedź Justyny Kowalczyk o sukcesach Marit Bjoergen i wpływie medykamentów, bez których Norweżka niewiele miałaby do zaoferowania.

Masowa choroba u Norwegów

Dwa lata temu ukazał się reportaż w norweskiej telewizji. Ujawniono w nim, że lekarze reprezentacji narciarskiej zmuszali zdrowych zawodników do zażywania leków na astmę. Materiał wywołał burzę, media w Szwecji czy Finlandii nazywały takie praktyki dopingiem. Po werdykcie komisji złożonej z lekarza, prokuratora, duńskiego pulmunologa czy członka fińskiego komitetu antydopingowego ustalono, że "zawodnicy z Norwegii mogą w świetle prawa dalej stosować swoje inhalatory w ciężarówce serwisowej, nie zwracając uwagi na oskarżenia całego sportowego świata", jak napisano w szwedzkim dzienniku "Expressen".

Tak też działo się w Pjongczangu podczas zimowych igrzysk. Już nikt nie protestował, kiedy okazało się, że Norwegowie przywieźli na igrzyska olimpijskie ponad 6200 dawek leku na astmę. W bagażu znalazło się m.in.: 1800 dawek symbicortu, 1200 atroventu, 1200 alvesco, 400 ventolinu i 1200 airomiru. Wszystkie zatwierdzone przez Światowy Komitet Antydopingowy (WADA).

- Opieramy się na proporcjach, które mamy obliczone w oparciu o doświadczenia z poprzednich igrzysk - powiedziała szefowa norweskiej ekipy medycznej, Mona Kjeldsberg.

ZOBACZ WIDEO: Maciej Kot: Bardzo chciałbym, żeby trener Horngacher został. Należy mu się wysoka podwyżka

10 mln zł na narty

Norwegowie przed igrzyskami dysponowali ogromnymi pieniędzmi. Na samo przygotowanie nart do startów w Pjongczangu wydali (w przeliczeniu) ok. 10 mln zł. Budżet narciarskiej reprezentacji kobiet to 40 mln zł, podczas gdy zespół Kowalczyk ma do wydania ok. 1,5 mln zł. Z drugiej strony są podejrzenia o doping i wpadki nie tylko Martina Sundby'ego (został w 2015 roku ukarany dwumiesięczną karą, podczas badania wyszło, że poziom ventolinu miał przekroczony trzykrotnie), ale i Therese Johaug. Niektóre z leków na astmę znajdują się na liście zakazanych substancji, ale sportowcy mają zgodę Międzynarodowej Federacji Narciarskiej na ich stosowanie i kółko się zamyka.

"Washington Post" pisał, że z jednej strony można podziwiać Norwegów, którzy "rodzą się z nartami na nogach". Z drugiej nie da sposób powiedzieć, gdzie kończy się sport, a zaczyna wspomaganie na granicy prawa, a może nawet poza nim. - Mają 11 tysięcy lokalnych klubów narciarskich, co jest niesamowite. Wszystkie medale z Pjongczangu są dziełem wychowanków właśnie takich klubów. Jak na kraj liczący nieco ponad 5 mln ludzi robi wrażenie. Czemu mimo wszystko pozostaje niesmak? - takie słowa padły w amerykańskiej gazecie.

- W Norwegii powszechną praktyką jest, że dorośli mający kłopoty z drogami oddechowymi dostają leki na astmę. Nawet wtedy, kiedy jej nie mają. Nie ma twardych dowodów, że medykamenty pomagają na tę chorobę, a część naszego społeczeństwa walcząca z dopingiem zakłada, że nie powinny być stosowane przez sportowców - powiedział Per Medboe Thorsby, szef norweskiego komitetu medycznego do spraw zwalczania dopingu.

Skoro w samej Norwegii pojawiają się takie wątpliwości, to co dopiero mówić u konkurentów. - Nie chcę komentować tego, jako Norwegowie stosują swoje leki, ale sprawa jest jasna - podajemy je chorym, nie podajemy zdrowym - powiedział dla Reutersa Per Andersson, lekarz szwedzkiej kadry narciarskiej.

Czy sportowiec chory na astmę powinien startować na zawodach?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×