W każdym przypadku wyglądało to niemal tak samo. Grupa funkcjonariuszy zapukała do ich domów pomiędzy 6.00 a 6.30, w każdym przypadku nastąpiło przeszukanie mieszkań, a po wszystkim zabrano totalnie zaskoczonym działaczom telefony, komputery i przenośne dyski twarde.
Po raz pierwszy publikujemy pełną listę nazwisk osób, których mieszkania przeszukali funkcjonariusze CBA i KAS. Z większością z nich udało nam się porozmawiać. Prawie nikt nie chciał komentować sprawy pod nazwiskiem.
ZOBACZ WIDEO: Ależ to były emocje! Zobacz reakcje Flicka na gole w El Clasico
Osoby, których domy przeszukano, zaznaczają, że mają dość luźne związki z Radosławem Piesiewiczem. Wszystkich łączy fakt, że zasiadają lub zasiadali w prezydium PKOl.
Adam Korol to mistrz olimpijski z Pekinu, który na co dzień pełni funkcję dyrektora biura prezydenta Gdańska do spraw sportu i prezesa Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich. Od wielu miesięcy pozostaje w opozycji do działań Piesiewicza, a jego podpis znalazł się na słynnej liście prezesów związków sportowych potępiających jednoznacznie działania prezesa PKOl. Marian Kmita to dyrektor ds. sportu Telewizji Polsat, który też ostatnio coraz wyraźniej odcinał się od Piesiewicza. Grzegorz Kotowicz to skarbnik PKOl i prezes Polskiego Związku Kajakowego. Henryk Olszewski to 73-letni honorowy prezes PZLA, a Dariusz Olszewski dziś nie zasiada już w strukturach PKOl. Marek Pałus jest sekretarzem generalnym PKOl.
Dokumenty były gdzie indziej
- Nie było mnie wtedy w domu, a drzwi funkcjonariuszom otworzyła moja żona. Gdy usłyszałem o akcji, totalnie zdębiałem. Zresztą do dzisiaj nie rozumiem sensu tego przeszukania - mówi Grzegorz Kotowicz, skarbnik PKOl i prezes Polskiego Związku Kajakowego. - Żaden z przedstawicieli PKOl nie wynosił do domu żadnej dokumentacji, a funkcjonariusze szukali u nas dokumentów, które cały czas były w siedzibie PKOl i już wcześniej były badane przez inne instytucje. To było bardzo dziwne. Na tyle, ile znam dokumentację PKOl, nie mam wątpliwości, że nie ma tam żadnych poważnych nieprawidłowości, które mogą pojawić się w każdym związku czy instytucji wynikających z celowego działania. Choć wiem, że jestem całkowicie niewinny, to tamta wizyta zostawiła we mnie ślad. Zresztą wiem, że zrobiła wrażenie na innych przedstawicielach PKOl, u których funkcjonariusze się nie pojawili - dodaje.
- Funkcjonariusze sami zdawali sobie sprawę, że nic nowego u mnie nie znajdą. Nie mam w mieszkaniu żadnych dokumentów związanych z PKOl, mimo wszystko doszło do przeszukania, a cała akcja trwała godzinę. Wizyta była jednak szokiem dla wszystkich domowników - mówi inny z działaczy.
- Nie wiem, co mam powiedzieć. Nie sądziłem, że kiedykolwiek czegoś takiego doświadczę. Nie rozumiem tej akcji - dodaje inny.
Jak udało nam się ustalić, osoby łączy fakt zasiadania w zarządzie PKOl oraz posiadanie pełnomocnictwa do zawarcia w imieniu PKOl konkretnej umowy o pracę z danym pracownikiem. Podpisy tych osób były na kilku umowach.
Najbardziej spektakularna była akcja przeprowadzona w domu dyrektora ds. sportu Telewizji Polsat Mariana Kmity. Ze względu na fakt posiadania przez niego pozwolenia na posiadanie kilkunastu sztuk kolekcjonerskiej broni, do domu w celu przeszukania wszedł samodzielny pododdział kontrterrorystyczny Policji. Wszystko wyglądało więc tak, jakby policjanci przyszli po groźnego przestępcę, a nie po dokumenty, które miały być w tym samym czasie w siedzibie PKOl. Fakt wejścia antyterrorystów do Mariana Kmity potwierdził nam rzecznik Prokuratury Regionalnej w Gdańsku, Mariusz Marciniak.
Wciąż nikomu nie przedstawiono zarzutów w związku ze śledztwem związanym z wystawianiem nierzetelnych faktur VAT.
Działania służb wobec działaczy mocno wstrząsnęły środowiskiem. Obecnie nawet wśród przeciwników prezesa PKOl Radosława Piesiewicza nie ma już takiej determinacji do odwołania go ze stanowiska.
Akcja służb zmieniła nastawienie środowiska
19 maja odbył się pierwszy w tym roku zarząd PKOl, na którym nie poruszono tematu odwołania Piesiewicza ze stanowiska. Zamiast tego odbyła się dyskusja na temat ewentualnej zmiany statutu. Nie padły jednak żadne konkretne propozycje zapisów, które miałyby ułatwić procedurę odwoławczą.
- Jest zdecydowana wola zarządu PKOl, by pracować nad zmianą statutu. Na ostatnim posiedzeniu prezes Radosław Piesiewicz powrócił do idei zmian zapisów obecnego statutu, proponując powołanie komisji statutowej. Obecnie członkowie zarządu mogą zgłaszać swoich przedstawicieli do tej komisji, a następnie jej skład zostanie potwierdzony na posiedzeniu zarządu PKOl - mówi nam rzeczniczka PKOl Katarzyna Kochaniak-Roman. Do spotkania zarządu ma dojść tuż po II turze wyborów prezydenckich, 2 czerwca.
Termin nie jest przypadkowy, bo w PKOl wierzą, że wybory zmienią atmosferę wokół tej instytucji. Dużo mówi się o możliwym odwołaniu ministra sportu Sławomira Nitrasa, a nowy minister wcale nie musi chcieć kontynuować walki z Piesiewiczem.
Przeciwnicy Piesiewicza zdają sobie sprawę, że wprowadzenie do statutu przepisów o możliwości odwołania prezesa PKOl większością głosów raczej nie spotka się z aprobatą władz MKOl, a właśnie one musiałyby zaakceptować każdą taką zmianą. Międzynarodowy Komitet Olimpijski jest wyczulony na kwestie ingerencji politycznej w narodowe komitety, a tak mogłyby zostać zaklasyfikowane działania wokół PKOl. Teraz więcej, niż o stworzeniu nowej procedury odwoławczej wobec prezesa, mówi się o ewentualnym wprowadzeniu do statutu odwołania w razie postawienia mu zarzutów lub skazania przez sąd. W obecnym statucie nawet taka sytuacja nie ułatwia odwołania go przez Walne Zgromadzenie.
Z pytaniem o akcję zwróciliśmy się do Centralnego Biura Antykorupcyjnego, ale rzecznik przekazał jedynie, że przeprowadzono ją na zlecenie Prokuratury Regionalnej w Gdańsku. Do rzecznika tej instytucji, prokuratora Mariusza Marciniaka wysłaliśmy sześć pytań (m.in. o powody i rezultaty przeszukania, kryteria wyboru akurat tych działaczy i najbliższe plany śledczych), ale do momentu publikacji otrzymaliśmy jedynie odpowiedź, dlaczego oddział kontrterrorystów pojawił się w domu Mariana Kmity. - Pan Marian Kmita legalnie posiada kilkanaście jednostek broni. Algorytmy, procedury i standardy postępowania w takich wypadkach (nawet jeśli osoba, u której ma być realizowane przeszukanie, posiada chociażby jedną jednostkę broni), przewidują konieczność realizacji czynności procesowych z udziałem funkcjonariuszy SPKP (samodzielny pododdział kontrterrorystyczny Policji) - odpisał nam prokurator Mariusz Marciniak.
Mateusz Puka, WP SportoweFakty