Najnowsze informacje odnośnie gigantycznej straty PKOl wyliczonej przez biegłego rewidenta w sprawozdaniu finansowym zelektryzowały nie tylko zatwardziałych przeciwników prezesa Radosława Piesiewicza, ale mocno wzburzyły także jego stronników. Złość wzbudziły również dziwne okoliczności, w których delegaci na Walne Zgromadzenie PKOl dowiedzieli się o tym fakcie.
- Wciąż nie zmienił się autorytarny styl zarządzania PKOl przez Piesiewicza. Sprawozdanie finansowe otrzymaliśmy raptem półtorej godziny przed Walnym Zgromadzeniem, a członkowie zarządu dokładnie 38 minut przed rozpoczęciem posiedzenia. Nie wiem czy jako żart, czy kpinę z uczestników zgromadzenia można potraktować tłumaczenia skarbnika PKOl, Grzegorza Kotowicza, że biegły rewident był bardzo obciążony pracą, a ostatecznie dotknęły go problemy zdrowotne - relacjonuje czterokrotny mistrz olimpijski Robert Korzeniowski.
Działacze tak naprawdę dopiero w siedzibie PKOl dowiedzieli się więc o tym, że w ciągu miesiąca strata instytucji powiększyła się o ponad sto procent z 5,6 mln złotych do 12 mln złotych. Władze PKOl szybko zaczęły jednak tonować nastroje.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: On ciągle to ma! Gwiazdor piłki zdobył spektakularnego gola
- To efekt operacji księgowych zaleconych przez biegłego rewidenta. To nie tak, że nagle odkryliśmy dodatkowe blisko siedem milionów złotych, które wydaliśmy, a których wcześniej zapomnieliśmy wpisać w sprawozdaniu finansowym - wyjaśnia Marek Pałus, sekretarz generalny PKOl.
- Biegły rewident zalecił, by koszty na zaliczki za hotele czy Dom Polski, poniesione jeszcze w 2023 roku, były zakwalifikowane jako przynależne do 2024 roku. Podobnie było z nagrodami, które wypłacone zostały w styczniu 2025 roku, ale decyzją biegłego rewidenta zapisane zostały w sprawozdaniu finansowym za rok 2024. Dodatkowe 1,2 mln złotych wynika z podpisanej sześcioletniej umowy na finansowanie Towarzystwa Olimpijczyków Polskich. W rzeczywistości tych kosztów jeszcze nie ponieśliśmy, ale one w sprawozdaniu już się znalazły - dodaje Pałus.
To jednak nie oznacza, że sytuacja finansowa PKOl jest idealna. Władze przyznają się bowiem do sporych zobowiązań wobec... polskich związków sportowych.
- Rzeczywista wartość zobowiązań PKOl, to w tym momencie 2,5 mln złotych. Wynikają one z zawartych wcześniej umów sponsoringowych, wypowiedzianych przez spółki Skarbu Państwa. Z tego powodu budżet PKOl zmniejszył się drastycznie o kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt milionów złotych. Obecnie finalizujemy negocjacje ze związkami, co do warunków uregulowania tych zobowiązań. Nie mamy żadnych pożyczek czy długów w urzędzie skarbowym - dodaje Pałus.
- Tak wysoka strata bardzo mnie niepokoi. A przecież prezes PKOl wprost mówił w piątek delegatom na Walnym Zgromadzeniu, że 2025 rok będzie jeszcze trudniejszy dla organizacji, bo wpływy od sponsorów będą znacząco niższe. Wszyscy chcielibyśmy być traktowani poważnie, ale działania PKOl są przedstawiane przez jego liderów w sposób pokrętny i niemający nic wspólnego z duchem fair play, którego strażnikiem powinien być ruch olimpijski - odpowiada Korzeniowski.
Przypomnijmy, że podczas piątkowego Walnego Zgromadzenia doszło do głosowania nad raportem finansowym z działalności Polskiego Komitetu Olimpijskiego za rok 2024. W głosowaniu brało udział 147 delegatów. Aż 80 z nich opowiedziało się za przyjęciem raportu, 38 było przeciwko, a 29 wstrzymało się od głosu. Taki wynik głosowania można odebrać jako wotum zaufania dla szefa PKOl Radosława Piesiewicza, który jeszcze nie tak dawno walczył, by w ogóle utrzymać swoje stanowisko.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty