Wojciech Potocki: Tylko kilka dni dzieli pana od walki z Giacobbe Fragomenim o mistrzowski pas WBC w wadze junior ciężkiej (pojedynek Fragomeni vs. Włodarczyk odbędzie się 16 maja w rzymskim Gran Teatro i będzie transmitowany na żywo przez Polsat Sport - przyp. red.). To najważniejsza walka w karierze?
Krzysztof "Diablo" Włodarczyk: Dla mnie jest to najważniejszy pojedynek. Dwa lata temu straciłem mistrzostwo, teraz znów mogę je zdobyć. Sam fakt, że do tej walki doszło świadczy doskonale o moim promotorze. Trzeci raz już raczej takiej szansy nie dostanę i chociaż się mówi, że do trzech razy sztuka, ja muszę tę szansę wykorzystać teraz. Nie może się powtórzyć historia z mojej ostatniej walki mistrzowskiej z Cunninghamem. Po prostu teraz zdobędę ten upragniony pas. A potem będę się starał utrzymać go jak najdłużej. To jest jednocześnie sposób na zapewnienie sobie finansowej stabilizacji. Przecież nie jestem już młodzieniaszkiem.
Nie dopuszcza pan myśli o porażce. A co będzie jeśli się nie uda?
- Ha! Co mam powiedzieć? Na ringu wszystko może się wydarzyć, dlatego wspólnie z promotorem, Andrzejem Wasilewskim zadbaliśmy o każdy szczegół. Poczynając od obsady sędziowskiej, poprzez lekarza, a na własnych posiłkach kończąc. Nie, nie dopuszczam ewentualności porażki, chociaż gdyby coś się nie udało, to trzeba będzie doprowadzić do kolejnego "eliminatora". Na dziś nie biorę tego poważnie pod uwagę.
Trzy razy rozpoczynał pan walki sparingowe przed tym pojedynkiem. To trochę frustrujące.
- A miałem inne wyjście? Przed pierwszym terminem mojej walki z Włochem byłem naprawdę w rewelacyjnej formie, potem przyszedł jej spadek, ale teraz znowu jestem w gazie. Taka huśtawka nie pomaga, ale wierzcie, mi jestem bardzo dobrze przygotowany do tej walki i wiem jak walczyć by wygrać.
-Przed poprzednim mistrzowskim pojedynkiem ze Stevem Cunninghamem mówił pan to samo, a jednak na ringu nie było różowo.
- To był inny "Diablo". Kiedyś każdego chciałem od razu powalić na deski, że tak powiem nieładnie - pier...nę i zabiję. Teraz myślę zupełnie inaczej. Chcę doprowadzić go do takiego stanu, żeby nie mógł już zadawać ciosów, a wtedy ja wezmę się do roboty. Fragomeni będzie na pewno atakował i popełniał błędy, które ja powinienem wykorzystywać.
Jednym słowem liczy się pan z tym, że walka potrwa długo, może nawet 12 rund.
- Wszystko zweryfikuje ring. Fragomeni pójdzie do ataku od pierwszej rundy, ale ja nie będę uciekał. Myślę, że szybko się zmęczy i wtedy nadejdzie mój czas. Plan jest taki, żeby do czwartej rundy dać mu się wyszaleć i kontrować cały czas wywierając na nim presję. Potem kiedy się zmęczy ruszyć do ataku. Co do kondycji, to po takich długich przygotowaniach na pewno mi jej nie zabraknie (śmiech). Nawet na 15 rund.
Kontuzja, przekładane terminy walki z Włochem. Bardzo dużo czasu minęło od ostatniego poważnego pojedynku. Czy nie odbije się to na formie? Sparingi, nawet z najsilniejszymi, to jednak nie jest prawdziwa walka.
- To prawda. Sam widziałem niejednego mistrza sparingów, który potem, podczas prawdziwej walki, nie istniał. Ja jednak czuję, że jestem naprawdę dobrze przygotowany. I chociaż jestem przygotowany nawet na najgorsze, to wiem, że muszę ten bój wygrać.
A co po walce? Pieniądze do kieszeni i plaża na Sycylii?
- Ha, ha, ha. Nieee, po walce wracam do domu w Piasecznie i razem z rodziną wybierzemy się na wypoczynek. Gdzie? Jeszcze nie wiem. Zanim to nastąpi muszę jeszcze odwiedzić i zdobyć… Rzym (śmiech).