Włochy są obecnie trzecim największym ogniskiem koronawirusa na świecie. Zanotowano tam już ponad 10 tysięcy przypadków zarażenia, zmarło prawie 500 osób.
Od 10 marca, gdy weszło w życie bezprecedensowe zarządzenie włoskiego rządu, cały kraj jest "czerwoną strefą". Zamknięto szkoły, uniwersytety, miejsca kultury, kina. Ograniczono kursowanie transportu publicznego oraz godziny otwarcia sklepów i restauracji (są zamykane o 18). Rozgrywki sportowe zawieszono przynajmniej do 3 kwietnia. Obywatelom zaleca się, by wychodzili z domu tylko do pracy lub do lekarza.
O trudnej sytuacji mieszkańców Włoch udało się nam porozmawiać z jednym z polskich sportowców mieszkających na co dzień w objętym kwarantanną kraju. Nasz rozmówca nie chce jednak występować pod imieniem i nazwiskiem. Klub, w którym występuje, poprosił zawodników o powstrzymanie się przed udzielaniem wypowiedzi w mediach.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
- Sytuacja staje się coraz gorsza. Obecność wirusa jest coraz bardziej widoczna - mówi zawodnik występujący we włoskiej ekstraklasie i dodaje: - Powstają szpitale polowe, bo w tych zwykłych kompletnie nie ma już miejsc. Kompletnie! W mieście trochę widać panikę. Ciągle jeżdżą karetki, na ulicach stoi wojsko i policja. Czytałem też, że lekarze muszą niekiedy podejmować niesamowicie trudne decyzje i wybierać, kogo ratować, a kogo nie.
Słowa naszego rozmówcy potwierdzają również lekarze.
Włosi mają obecnie na północy stan okreslany jako katastrofa. Wiecej wymagających pomocy niż możliwości pomocy. Segregują osoby które będą ratować.
— Jakub Kosikowski (@kosik_md) March 11, 2020
Chcecie mieć tak samo? Nie?
To sie stosujcie do zaleceń, myjcie ręce, unikajcie spędów ludzkich, przestrzegajcie kwarantanny!
W "czerwonej strefie", czyli od 10 marca, w całej Italii obowiązują też ograniczenia podróży osób cywilnych. Na czym one polegają? - Jeżeli chce się pojechać gdzieś dalej samochodem, trzeba mieć specjalne pozwolenie. Policja, wojsko mogą cię zatrzymać i o nie poprosić. Pozwolenie dostaje się wtedy, kiedy ma się jakiś ważny powód, żeby odbyć podróż. Dla mnie tak naprawdę oznacza to uwięzienie w mieście. Moi włoscy koledzy mają dostać pozwolenie na powrót do domów. My obcokrajowcy wrócić nie możemy, bo kraj jest zamknięty - wyjaśnia nasz rozmówca.
- Jeśli chodzi o produkty spożywcze, większość rzeczy była do tej pory normalnie dostępna. Podejrzewam, że będzie gorzej, bo zaopatrywanie sklepów w czerwonej strefie w niektóre rzeczy jest prawdopodobnie niemożliwe. Zapasy w końcu się wyczerpią. Myślę jednak, że Włosi znajdą jakieś rozwiązanie i do końca obowiązywania czerwonej strefy będzie można robić zakupy w miarę normalnie - słyszymy.
Pytamy też o puste ulice, parki czy place zabaw, które widać w medialnych relacjach z Włoch. - Tutaj na ulicach zawsze widzi się dużo ludzi. Na starówce, nieważne o której godzinie, zawsze było mnóstwo turystów i mieszkańców. A teraz to miejsce opustoszało, wygląda jak miasto widmo. Wszystko zamknięte, nie ma nikogo. Bardzo niecodzienny widok, rzuca się w oczy - słyszymy w odpowiedzi.
Polski sportowiec z Włoch wciąż ma nadzieję, że po zakończeniu okresu kwarantanny sytuacja się poprawi, że uda się wznowić rozgrywki i dokończyć obecny sezon. - Nie chodzi tylko o ambicje, cele na sezon, także o pieniądze. Obawiamy się, że jeżeli rozgrywki się zakończą, możemy nie dostać pensji za te miesiące, w których nie było meczów.
- Wiemy jednak, że są w tym momencie sprawy istotniejsze niż sport, a najważniejsze jest zdrowie i bezpieczeństwo mieszkańców. Trzeba zaakceptować tę sytuację, dostosować się. Przecież nie tylko my mamy taki problem, że nie możemy pracować i zarabiać. Miliony ludzi mają to samo zmartwienie - podkreśla.
Czytaj także:
Koronawirus. Puchar Federacji. Mecz Polek oraz turniej finałowy przełożone
Liga Mistrzów. Final4 zagrożone przez koronawirusa