Prawy polowy Seattle Mariners, Ichiro Suzuki definiuje perfekcję. W swoim debiutanckim sezonie w Major League Baseball został MVP American League oraz dzierży rekord w ilości odbić w jednym sezonie (262 w sezonie 2004). Ostatnio takie wyniki były osiągane kiedy baseball znajdował się w zupełnie innej erze, jeszcze przed II wojną światową. Od tego czasu kiedy statystyki pałkarzy idą w dół, a miotaczy odwrotnie, nikt nie był w stanie nawet zbliżyć się do Japończyka. Double w pierwszym podejściu w meczu z Oakland Athletics było jego odbiciem numer dwa tysiące w swoim dziewiątym sezonie w lidze. Po tym zagraniu otrzymał oczywiście owację na stojąco, mimo że znajdował się na stadionie rywali. Suzuki osiągnął ten próg w swoim 1402. meczu. Szybciej od niego zrobił to tylko Al Simmons grający jednakże w latach trzydziestych i zajęło mu to zaledwie dwanaście spotkań mniej. Suzuki jest także już tylko pięć odbić od kolejnego rekordu. Ma na to jeszcze ponad dwadzieścia spotkań i nieuniknione jest, że będzie to jego dziewiąty z rzędu sezon, w którym będzie miał co najmniej dwieście odbić. Osiem takich sezonów miał Willie Keeler, grający ponad sto lat temu. Jednak biorąc pod uwagę nowoczesną erę baseballu, Ichiro Suzuki jest jej absolutnym królem.
Z każdym dniem większego znaczenia nabierają starcia zespołów ubiegających się o playoffs. Milwaukee Brewers, którzy prawdopodobnie nie powtórzą sukcesu sprzed roku, popsuli plany San Francisco Giants, którzy liczyli na wyjazdowy sweep i utrzymanie się tuż za Colorado Rockies. Jednak jeden punkt zdobyty przez Pablo Sandovala w pierwszej zmianie tego meczu to było zbyt mało. Mimo kolejnego świetnego występu, Jonathan Sanchez mógł zapomnieć o zwycięstwie po tym jak do remisu doprowadził w szóstym inningu rookie Casey McGehee. Największą szansę, "Gigantów" zanim wynik został wyrównany, zaprzepaścił Aaron Rowand, a raczej niesamowitym zagraniem popisali się defensorzy Brewers. Otóż przy biegaczach na pierwszej i drugiej bazie i żadnym oucie zanotowali najbardziej elegancką i najtrudniejszą do rozegrania triple play. McGeehe złapał piłkę tuż przy trzeciej bazie, nadepnął na nią, szybko oddał piłkę do drugiej, skąd do pierwszej w ostatniej chwili rzucił ją Felipe Lopez. To pierwsza triple play zanotowana przez Brewers od dziesięciu lat. Na kolejne świetne zagranie kibice na Miller Park musieli poczekać do dwunastej zmiany, kiedy jego królewska mość Prince Fielder zdobył walk-off solo home runa, dającego gospodarzom zwycięstwo 2:1 i małe pocieszenie w niespodziewanie nieudanym sezonie.
Liderzy wszystkich dywizji w National League przegrali w niedzielę swoje mecze, ale największe straty ponieśli Philadelphia Phillies, którzy po raz trzeci z rzędu nie dali rady Houston Astros i są o krok od wyjazdowego sweepa, a przecież są najlepszym w lidze zespołem grającym na cudzych stadionach. Wraz z załamaniem formy dwóch najlepszych miotaczy, przyszły dwie porażki, co nie jest żadnym zdziwieniem. Cole Hamels, po tym jak w swoim ostatnim występie pozwolił Giants tylko na jedno odbicie w całym meczu, tym razem opuścił boisko już po sześciu inningach, mając na koncie cztery oddane punkty w ośmiu odbiciach. Astros na pierwsze prowadzenie, którego nie oddali już do końca, wyszli w piątym inningu, kiedy 2-RBI single zanotował Carlos Lee. Phillies wszystkie swoje trzy punkty zdobyli z kolei po solo home runach. W ósmym inningu zaliczył takowego Jayson Werth, zmniejszając straty swojego zespołu do jednego meczu. Na więcej aktualni mistrzowie się już jednak nie zebrali, a w ostatnim inningu ich nadzieje rozmył Jose Valverde notując pewny save, swój dwudziesty pierwszy w tym sezonie.
Chyba już na dobre drzwi Tampa Bay Rays zamknęli Detroit Tigers, którzy wygrali wszystkie trzy mecze na Tropicana Field i umocnili się na prowadzeniu w dywizji centralnej American League z siedmioma meczami przewagi nad Minnesota Twins i potrzebują już tylko dwadzieścia zwycięstw aby zapewnić sobie playoffs. Innymi słowy wystarczy, że do końca sezonu Twins przegrają dziesięć razy, a Tigers tyle samo wygrają, o co nie powinno być trudno. Z kolei Rays w połączeniu ze zwycięstwem Red Sox tracą już do nich siedem spotkań oraz czternaście i pół do prowadzących na wschodzie Yankees. Ze zwycięstwa w ostatnim meczu serii okradł ich Brandon Inge, który przy stanie 3:1 dla gospodarzy zdobył Grand Slama w dziewiątym inningu, dając "Tygrysom" za jednym zamachem prowadzenie 5:3. Swoje dwunaste w tym sezonie zwycięstwo oraz drugie z rzędu odniósł Edwin Jackson, który przez osiem inningów pozwolił gospodarzom na zdobycie trzech punktów. Dwa z nich oddał wskutek tzw. dzikiej piłki narzuconej w trzecim inningu. Wcześniej jedyny RBI "Promieni" zaliczył Evan Longoria, który swoim solo homerem dobił do setnego punktu zdobytego w tym sezonie.
Pozostałe wyniki:
Cleveland Indians - Minnesota Twins 3:1
Toronto Blue Jays - New York Yankees 14:8
New York Mets - Chicago Cubs 4:2
Atlanta Braves - Cincinnati Reds 2:4
Washington Nationals - Florida Marlins 5:4
Pittsburgh Pirates - St. Louis Cardinals 6:5
Baltimore Orioles - Texas Rangers 7:0
Tampa Bay Rays - Detroit Tigers 3:5
Chicago White Sox - Boston Red Sox 1:6
Houston Astros - Philadelphia Phillies 4:3
Milwaukee Brewers - San Francisco Giants 2:1
Kansas City Royals - Los Angeles Angels 2:7
Colorado Rockies - Arizona Diamondbacks 13:5
Oakland Athletics - Seattle Mariners 5:2
Los Angeles Dodgers - San Diego Padres 3:4