Karateczka, która nie ma sobie równych na świecie. Zwariowane życie Justyny Marciniak

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Czas na pytanie filmowe. Czy oglądała pani film "Creed"? Jeśli Pani idolem był przez pewien czas bohater filmu "Rocky", to zakładam, że tak.

- A czemu pan pyta?

Pada w nim takie zdanie: "Najtrudniejszy przeciwnik to ten, którego widzisz w lustrze". Wiem, że to stwierdzenie bardzo pani bliskie.

- Teraz mnie pan zszokował, bo film na pewno oglądałam, ale nie skojarzyłam tej sceny. Ale tak, jak najbardziej się z tym zgadzam. Miałam taką sytuację na ostatnich mistrzostwach świata w Krakowie, gdzie przed walką było duże zamieszanie, kibice chcieli sobie robić zdjęcia i rozmawiać, a potrzebowałam wyciszenia. Poszłam do szatni, założyłam słuchawki na uszy i stanęłam przed lustrem. Rozmowa w myślach z samym sobą bardzo mi wtedy pomogła. Przecież wszystkie blokady jakie mamy w życiu, wynikają z tego co mamy w głowie. Bariery myśleniowe trzeba przełamywać. Jestem pewna że zagrałabym tę scenę tak świetnie, jak Michael B. Jordan (śmiech).

Bierze pani z życia 100 procent. Własne treningi pochłaniają dużo czasu, a ponadto trenuje pani dzieci, prowadzi bloga (justynamarciniak.pl), daje ludziom porady żywieniowe, do tego dochodzą różne akcje promocyjne. Czy jest w tym wszystkim czas na sen? Bo o życiu prywatnym nawet nie wspominam.

- Moje życie jest na pewno bardzo zwariowane. Z reguły robię kilkanaście rzeczy na raz, ale jeżeli już się czegoś podejmuje, to robię to perfekcyjnie. Na pewno tych spraw jest sporo, bo oprócz treningów jest mój blog, gdzie doradzam ludziom nie tylko w prowadzeniu sportowego trybu życia, ale też w zdrowym odżywianiu.

No właśnie, skąd taka aktywność właśnie w kwestii zdrowego odżywiania?

- Ma to związek z tym, co przydarzyło mi się w 2012 roku na mistrzostwach świata w Brazylii. Po tych zawodach przyrzekłam sobie, że za dwa lata na MŚ w Łodzi zdobędę złoty medal. Właśnie wtedy zaczęłam się zdrowo odżywiać, stosować diety i zauważać dzięki temu kolosalną poprawę w mojej sylwetce i formie. Jestem przekonana, że dzięki temu osiągnęłam swój cel. Zdobyłam fenomenalną formę i świetną figurę. Wtedy pojawiła się ta pasja do zdrowej diety. Przeprowadziłam się do Warszawy, skończyłam wiele kursów w tym kierunku i staram się pomagać ludziom, miedzy innymi przez Indywidualną Dietę on-line, którą można zamówić za pośrednictwem mojego bloga.

Chciałem jednak wrócić do trenowania najmłodszych. Co pani daje większą satysfakcję: własne sukcesy czy możliwość przekazania wartości dzieciom i śledzenie ich postępów w karate?

- Karierę traktuję bardzo osobiście. Natomiast trenowanie dzieci daje mi poczucie, że mam misję. To jest super sprawa, gdy przychodzi do ciebie we wrześniu dziecko, które np. jest agresywne i przeklina, a w czerwcu rzuca ci się na szyję i mówi: "Proszę pani, ja kocham karate!". To jest największa satysfakcja i radość, jaką może czuć trener.

Dużo częściej ostatnimi czasy rodzice z różnych względów nie mają czasu dla swojego dziecka i przyprowadzają je na treningi z podświadomą prośbą: "Zrób coś z nim, bo my nie dajemy rady". W tym momencie trener musi coś z tym zrobić. Uczymy te dzieci dyscypliny, szacunku do innych. Kompletnie nie boję się takich wyzwań. Może dlatego że sama też miałam zawsze dużo energii.
Jak pani zdaniem wygląda popularność karate w Polsce? Znalazłem informację, że na tegorocznym turnieju we Wrocławiu pojawiło się blisko pół tysiąca dzieci. Wygląda na to, że potencjał w tym sporcie mamy bardzo duży. - To nic, na Pucharze Polski Dzieci pojawiło się ich blisko 1000, a oni już byli wyselekcjonowani spośród całości. Karate na pewno nie przebije piłki nożnej, jednak w tym momencie jest to trzecia dyscyplina sportu w Polsce, właśnie po futbolu i siatkówce, pod względem liczby osób je trenujących. Potencjał jest więc ogromny. Samo karate tradycyjne trenuje w naszym kraju około 60 tysięcy osób. Popularyzacja karate w naszym kraju przynosi też efekty. Na zeszłorocznych mistrzostwach Europy reprezentanci Polski wywalczyli aż 23 medale. To wynik imponujący, zwłaszcza porównując do innych, bardziej medialnych sportów. - To pokazuje, że polskie karate jest potęgą na świecie i warto częściej o nim mówić w mediach. Mamy się czym chwalić!

Napisała pani książkę, która ma już wkrótce pojawić się na rynku. Do kogo będzie ona skierowana?

- Tak, Premiera książki "Karate nie tylko dla dzieci" planowana jest na grudzień. Jest w nim zawarta moja historia. Książka jest napisana łatwym językiem dla dzieci, jednak i dorośli wiele na niej skorzystają. Jest w niej dużo informacji technicznych i z pewnością wspomoże proces edukacji najmłodszych. Jest to pierwsza taka książka w Polsce! Ma ona inspirować ludzi, aby trenowali sport, nie tylko karate. Zwłaszcza pokazać dzieciom, że sport może zamienić ich życie we wspaniałą przygodę!

Z tego co wiem, ma pani doświadczenia w pisaniu. Nie jest łatwo napisać wywiad ze sobą.

- Skąd wy to wszystko wiecie? No tak, już w szkole bardzo lubiłam pisać i niejednokrotnie pisałam wypracowania za kolegów i koleżanki. A wywiad? To śmieszna historia. Otrzymałam kiedyś maila od jednego z magazynów, jednak pytania były bez sensu i trochę z kosmosu. Odpisałam, że może sama sobie zadam pytania i sama na nie odpowiem. Tak zrobiłam i powstał podobno bardzo fajny wywiad. Został opublikowany słowo w słowo i gazeta była zadowolona. Dzięki temu nawiązałam współpracę z tym magazynem, dla którego dziś piszę artykuły zdrowotne i treningowe z mojego fit bloga, które regularnie się ukazują, więc jest super.

Jakie ma pani plany na 2017 rok?

- Na pewno wiele osób chciałoby, żebym wystartowała w przyszłorocznych ME, choć pewnie tyle samo osób by nie chciało. Ale ja już nie muszę nikomu na udowadniać, więc mogę skupić się na nowych wyzwaniach. Na pewno jeszcze będzie głośno o Justynie Marciniak!

Rozmawiał: Tomasz Skrzypczyński

Czy Justyna Marciniak wystartuje na przyszłorocznych mistrzostwach Europy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×