NBA preseason: Dwa punkty Gortata w Chicago. Magic "na zero"

Orlando Magic w okresie przygotowawczym nie dają szans rywalom. Tym razem drużyna Stana Van Gundy'ego musiała się jednak sporo napocić, aby wygrać po raz szósty z rzędu. W dwóch pozostałych spotkaniach obyło się bez emocji.

Łukasz Brylski
Łukasz Brylski

Zawodnicy z Waszyngtonu kilka dni temu mieli szczepienia przeciwko grypie. Okazały się one jednak mało skuteczne, ponieważ przeciwko Atlanta Hawks z powodu choroby nie zagrali Gilbert Arenas i Mike Miller. Ten drugi był nawet w hali Philips Arena, ale poczuł się źle i wrócił do hotelu.

Brak czołowych postaci stołecznej drużyny odbił się na jej grze. Wizards powozili się zdominować Jastrzębiom. W ich szeregach brylowali Marvin Williams do spółki z debiutantem Jeffem Teague. Obydwaj rzucili po 16 punktów. Pozostali koledzy przyszli im w sukurs i stąd takie okazałe zwycięstwo.

Hawks od samego początku grali o wiele skuteczniej w ofensywie. Rywale natomiast nie potrafili skutecznie odpowiadać na akcje swoich przeciwników i w efekcie po pierwszej kwarcie przegrywali już 18-35. Atlanta na tym nie poprzestała i bardziej powiększyła dystans, który w pewnym momencie wynosił już 25 punktów.

Atlanta Hawks - Washington Wizards 113-95 (35-18, 23-21, 28-24, 27-32)

(Williams 16 (6zb), Teague 16 (5as), Horford 14 (6zb) - Foye 19 (6as), Young 15, Butler 14)


Szóste zwycięstwo w preseason odnieśli gracze Orlando Magic. Pokonanie Bulls w Chicago nie było jednak łatwe. Losy spotkania rozstrzygnęły się dopiero w ostatniej minucie, a dokładniej 40 sekundach pojedynku.

Przy stanie 92-91 dla Byków celnym rzutem z dystansu popisał się Ryan Anderson. W odpowiedzi spudłował Brad Miller. Prowadzenie przyjezdnych dwoma osobistymi powiększył Dwight Howard. Gospodarze nie zamierzali jednak odpuszczać. Kirk Hinirich. Po jego "trójce" na 8,5 sekundy przed końcową syreną przewaga teamu z Florydy stopniała do zaledwie jednego oczka. Więcej Byki nie były w stanie zrobić, ponieważ Vince Carter nie zawiódł na linii rzutów wolnych.

Magic tym samym udanie zakończyli swój preseason (6-0 - przyp. aut.). Dla środkowego Orlando taki wynik nie ma zupełnie znaczenia. - To tylko okres przygotowawczy. Za to nie dostaje się punktów w sezonie zasadniczym - stwierdził Howard.

Najskuteczniejszymi zawodnikami Orlando byli Anderson i Howard solidarnie rzucili po 18 punktów. Po drugiej stronie najlepiej spisał się John Salmons, którego łupem padło 19 oczek.

W Chicago na parkiecie pojawił się także Marcin Gortat. Polak w ciągu 19 minut zdobył 2 punkty, zebrał 4 piłki, miał także blok, przechwyt, faul i popełnił dwie straty.

Chicago Bulls - Orlando Magic 98-101 (29-28, 16-19, 25-22, 28-32)

(Salmons 19, Hinrich 18, Miller 15 - Howard 18 (10zb), Anderson 18, Carter 17)


Oklahoma City Thunder potrafili dotrzymać kroku Rakietom jedynie w pierwszej połowie spotkania. Później gracze z Houston zastosowali twardą obronę, która wymusiła pięć strat. Rakiety błędy rywali zamieniały na punkty, co sprawiło, że znacznie powiększyły swoją przewagę. W tym okresie podopieczni Ricka Adelmana mieli run 18-5. Świetnie spisywał się Trevor Ariza, który dwukrotnie "wjechał" pod kosz i zaliczył celny rzut z dystansu.

Miejscowi kontynuowali swoją dobrą grę w ostatniej odsłonie meczu, dzięki czemu odnieśli niezwykle przekonywujące zwycięstwo. - Mam nadzieję, że cała drużyna będzie tak grała przez cały sezon. Musimy być zespołem, który walczy, atakuje. Nie może być dla nas żadnej straconej piłki - mówił po meczu Shane Battier.

Najwięcej punktów (17) dla Rockets zdobył rookie Chase Budinger. W Thunder 20 oczek na swoim koncie zapisał Kevin Durant.

Houston Rockets - Oklahoma City Thunder 105-85 (33-33, 20-19, 16-15, 26-18)

(Budinger 17, Ariza 16, Landry 15 (6zb) - Durant 20, Green 11 (7zb), Sefolosha 11, Harden 11)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×