Cieszę się, że dostałem szansę - rozmowa z Bartoszem Bochno, koszykarzem PGE Turowa Zgorzelec

Bartosz Bochno z PGE Turowa Zgorzelec w ostatnich meczach regularnie pojawia się na parkiecie. Koszykarz otrzymuje ważne role. Przykład? W ostatnim meczu ze Zniczem w Jarosławiu wyłączył z gry najskuteczniejszego wówczas strzelca rozgrywek - Jeremiego Chappella. To znak, że znalazł uznanie w oczach trenera Andreja Urlepa.

Grzegorz Bereziuk
Grzegorz Bereziuk

Grzegorz Bereziuk: W Grecji w meczu z Panelliniosem spędziłeś na parkiecie sporo minut i zebrałeś pochlebne recenzje. Podobnie było w meczu ze Zniczem w Jarosławiu kiedy zatrzymałeś dotychczasowego najlepszego strzelca rozgrywek. Trener Andrej Urlep stawia na Ciebie.

Bartosz Bochno: - Cieszę się, że dostałem swoją upragnioną szansę. Bardzo długo na nią czekałem. Cieszę się, że choć w drobnym stopniu ją wykorzystałem. W ataku za wiele nie zrobiłem, ale to nie była moja rola. Moim zadaniem było zatrzymanie konkretnego gracza. Podobnie było w Grecji. Jeszcze nie pokazałem wszystkiego na co mnie stać. Dla mnie najważniejsze jest, aby grać regularnie i być w zespole. To pozwoliłoby mi się rozwijać. Jeśli otrzymam kolejne szanse będę chciał to wykorzystywać jak tylko najlepiej umiem. Bardzo mi miło, że w kierunku mojej osoby padły miłe słowa. To mnie mobilizuje do jeszcze mocniejszej pracy.

Obrona za czasów trenera Andreja Urlepa zaczyna być wizytówką PGE Turowa. To dobrze wróży na przyszłość.

- Tylko obroną da się wygrać mecz i tego się trzymamy. Osobiście bardzo lubię bronić. Obecnie mamy dużo treningów poświęconych defensywie. Ćwiczymy rotacje, zagrywki taktyczne. W porównaniu do początku sezonu jest wszystko inaczej układane i jakby tworzy się od nowa. Każdy zaczyna się rozumieć na parkiecie i wychodzi nam to na dobre. W przerwie świątecznej będziemy mogli mocno potrenować, podszkolić się jeszcze bardziej i podnieść defensywę na jeszcze wyższy poziom.

Koniec roku jest dla Was naprawdę pracowity. Macie już za sobą kilka spotkań rozegranych na przestrzeni tygodnia. We wtorek gracie arcyważny mecz z Panelliniosem (wywiad przeprowadzono przed tym meczem - przyp. red.), a już w sobotę podejmujecie Asseco Prokom Gdynia. Terminarz nie jest do pozazdroszczenia…

- Miniony okres był straszny. Praktycznie cały czas byliśmy w podróży. Z autobusu biegliśmy na trening, z treningu na kolację i do łóżka. Kolejny dzień wyglądał tak samo. Na szczęście to już za nami. Dobrze, że wygraliśmy mecz w Jarosławiu. To pozwoliło nam zmienić nastawienie na pozytywne, człowiek śpi spokojniej i pozytywnie patrzy w przyszłość. Teraz liczy się dla nas mecz w EuroCup. On dużo powie czy będziemy mieli większą szansę awansować do dalszej fazy. Będziemy walczyć do upadłego. O Prokomie jeszcze nie myślimy. Zawsze powinno się podchodzić w pełni skoncentrowanym do najbliższego meczu i tak też robimy. Nie wychodzi się za daleko w przyszłość, bo to niewiele daje. Prokom ostatnio wygrał z Realem Madryt. Pokazał, że gra bardzo dobrą koszykówkę. Nie będziemy się jednak kłaść przed rywalem na parkiecie. Powtórzę się – z każdym można wygrać. Gramy u siebie i wierzę, że kibice nam pomogą. Liczę, że będziemy mieli wsparcie fanów także we Wrocławiu. Dziękujemy im za to co zrobili w meczu z Nancy. Nie spodziewałem się, że przyjedzie na nasz mecz tyle ludzi. Byłem bardzo mile zaskoczony.

Święta są już bardzo blisko. Jak je spędzisz?

- Z pewnością na treningach (śmiech). Ten sport tak wymaga i niewiele od nas zależy. Bez względu na kalendarz cały czas jesteśmy na parkiecie. Mam jednak przywilej, że jestem ze Zgorzelca. To pozwoli mi spędzić święta z dziewczyną i rodziną. Będzie z pewnością bardzo miło.

A świąteczne życzenie?

- Chciałbym spędzać na parkiecie jak najwięcej minut. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale ja nie jestem łapczywy. Chcę jednak grać, rozwijać się w meczach o stawkę, a nie tylko na treningach.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×