To nie są mecze dla grzecznych chłopców - tyszanie przed półfinałem z Podhalem Nowy Targ

Nikt nie odda nawet kawałka lodu bez walki. Nikt nie zawaha się nadstawić swego ciała przed nadlatującym krążkiem, by ratować drużynę przed stratą bramki, która może zdecydować o zwycięstwie lub porażce. O możliwości gry o tytuł lub męczarniach w meczach o trzecie miejsce, które nikogo nie interesują. Bandy znowu zatrzeszczą, a na lód wyjadą nieogoleni mężczyźni z zakrwawionymi oczami i twarzami seryjnych morderców.

Szymon Turek
Szymon Turek

Rok temu Podhale prowadziło w półfinale już 2:0 i mało osób spodziewało się, że jednak nie zagra o tytuł. Tym bardziej, że przeciwnicy męczyli się przez cały sezon, nie tyle z rywalami, co z samymi sobą. W najważniejszych meczach jednak hokeiści GKS-u Tychy potwierdzili po raz kolejny, że określanie ich mianem chłopców z charakterem nie jest żadną przesadą. O ile starcza im sił, zawsze najlepiej grają mając nóż na gardle. Po czterech kolejnych zwycięstwach GKS po raz piąty z rzędu zagrał o złoto, a Podhale podobnie jak rok wcześniej musiało uznać wyższość tyszan w półfinale PLH.

Teraz los zetknął obie drużyny znowu w tej samej fazie rozgrywek. Podhale wywalczyło w trakcie sezonu bonus z GKS-em i dlatego by zagrać o tytuł musi wygrać jedno spotkanie mniej. - 0:1 na starcie nie robi na nas żadnego wrażenia - mówi dyrektor GKS-u Karol Pawlik - I tak trzeba walczyć o zwycięstwo w każdym meczu. Nastroje w drużynie są jak zawsze przed najważniejszymi meczami bojowe, wszyscy są zdrowi, trzeba pokazać dobrą grę, ambicję, walkę do końca. My zawsze byliśmy określani mianem walczaków, więc nasi hokeiści powinni sobie poradzić z tą sytuacją.

Tyszanie mogą narzekać na system bonusów. Sytuacja zakrawa na gorzki paradoks - hokeiści z Tychów zapewnili sobie bonusy z wszystkimi ligowymi zespołami, oprócz...Unii Oświęcim, z którą grali w ćwierćfinale i Podhala, które staje na drodze do finału. O mały włos jednak rywalem GKS-u nie została drużyna JKH Jastrzębie, która w niezrozumiałych okolicznościach przegrała decydujący o awansie mecz, mając w rękach wszystkie karty: własny lód, nowotarskich hokeistów na łopatkach i prowadzenie 3:1 na kilkanaście minut przed końcem meczu. Jastrzębie nie wytrzymało presji i zadziałał sportowy mechanizm strachu przed wygraną, ale z drugiej strony Podhale pokazało klasę w ważnym momencie.

- Nie można porównywać ćwierćfinału z półfinałem - uważa Karol Pawlik - Podhale jest zawsze groźne i gra zawsze do końca. Tak też będzie w meczach z GKS-em w półfinale, zresztą w poprzednich latach było podobnie. Ich męczarnie z Jastrzębiem nie mają żadnego znaczenia, wszystko zależy od rywala, a Jastrzębie grało naprawdę dobrze. Podhale wciąż ma kilku zawodników, indywidualności, które potrafią przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę w najważniejszym momencie meczu.

Czy takim zawodnikiem może być Frantisek Bakrlik ? Czech rok temu w półfinale skutecznie wykonując decydujący karny w szóstym spotkaniu zdecydował, że w finale zagrał...GKS Tychy. Teraz znowu gra w nowotarskich barwach. Nowotarżanie jednak rozegrali więcej spotkań od swoich rywali, w dodatku w większości grając na trzy formacje. Tyszanie przez dwie tercje pierwszego ćwierćfinału z Unią także nie korzystali z czwartej formacji, ale potem trener Jan Vavreczka rozkładał siły zespołu na cztery ataki. Ataki, które w tym sezonie, jak nigdy wcześniej, są bardzo wyrównane i to może zadecydować o końcowym zwycięstwie w półfinałowym maratonie, gdzie w ciągu sześciu dni zostaną rozegrane cztery mecze.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×