Mija 30 lat od śmierci Jędrzejowskiej

Jadwiga Jędrzejowska-Galert miała 67 lat, gdy zmarła w Katowicach 28 lutego 1980 roku. Trzy dekady potem jest wciąż jedyną polską tenisistką z wielkoszlemowym tytułem, jedyną która zagrała w singlowych finałach Wielkiego Szlema. Pozostała wielką postacią nie tylko świata sportu.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

Przed Erą Open, w czasach gdy biały sport zwany był jeszcze "lawn tennisem" (czyli trawiastym), Jędrzejowska stała się jego najwybitniejszą przedstawicielką nad Wisłą. Dosłownie tam, bo w Krakowie, gdzie przyszła na świat w 1912 roku. O trudnych początkach pisze w autobiograficznej książce "Urodziłam się na korcie". - Eleganckie damy patrzyły na mnie jak na dziwoląga czy cyrkówkę - pisze. - Mówiły: to ta dziewczyna od podnoszenia piłek, która ma tak silne uderzenie.

To uderzenie zademonstrowała w 1937 roku w Wimbledonie, gdzie w meczu finałowym (grano do dwóch wygranych setów) prowadziła 2:6, 6:2, 4:2, by jednak ulec Dorothy Round. - Jeden wewnętrzny głos nakazuje mi szlochać (...), lecz drugi głos, wicemistrzyni świata, kategorycznie zaprotestował. Muszę teraz pokazać się w loży dla zawodników, trzeba dowieść, że Polka potrafi z godnością znieść gorycz porażki - wspomina.

Bo Wimbledon był i jest najsłynniejszym turniejem tenisowym świata, katedrą sportu dla dam i dżentelmenów, marzeniem każdego tenisisty. Bo do dziś sędziowie odnoszą się tam do uczestników per "Miss" i "Mister", a tradycja nakazuje występ w białym stroju. Polka grała tam w finale, a po latach juniorskie tytuły zdobywały na trawniku Ola Olsza (też katowiczanka) oraz Aga i Ula Radwańskie (też krakowianki z urodzenia).

W przedwojennej Polsce Jędrzejowską doceniono laurami w plebiscycie Przeglądu Sportowego (1936-7). Grała w parze mikstowej z samym królem Szwecji Gustawem V, z którego oferty emigracji w czasach zawieruchy wojennej nie skorzystała. Uhonorowana Złotym Krzyżem Zasługi i Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, a także nagrodą im. Janusza Kusocińskiego. Po wojnie żyła w Katowicach, reprezentowała klub Baildon i uczyła dzieci grać w swojej szkółce.

Na krajowym podwórku nie miała rywalek. 65 razy zdobywała singlowe, deblowe i mikstowe mistrzostwo Polski, 28 razy mistrzostwo międzynarodowe. W 1938 roku polski związek (wtedy jeszcze PZLT) przyznał jej tytuł bez gry. Za granicą jej największe zwycięstwa to te w mistrzostwach Londynu, Węgier, Austrii, Anglii, Irlandii Północnej i Walii. Na karty historii dostała się jednak dzięki trzem wielkoszlemowym finałom.

Od finału wimbledońskiego minęła dobra dekada zanim w Polskim Radiu zadebiutował Bohdan Tomaszewski, a niemal cztery zanim wprowadzono ranking WTA. Kroniki podają jednak, że Jędrzejowska w 1936 roku zajmowała trzecią pozycję na listach światowych. Rok potem doszła do finału międzynarodowych mistrzostw USA (dziś US Open), a krótko przed wybuchem wojny była także w decydującym meczu na kortach Rolanda Garrosa w Paryżu.

Jedyny wielkoszlemowy tytuł zdobyła właśnie wtedy, w deblowym duecie z Simone Mathieu, której uległa w finale singla. - Mam grać z madame Mathieu, lecz przewiduję już z góry, że mistrzostwa nie zdobędę - wspomina, że nie do pomyślenia było, by zagraniczna rywalka pokonała Francuzkę na korcie centralnym. Ale z jej pomocą została jedyną w polskiej historii kobietą z triumfem w Wielkim Szlemie (powtórzył to Wojciech Fibak w 1978 roku w Melbourne), a rok 1939 - co za zrządzenie losu - jest jednym z najlepszych w historii naszego tenisa, bo w paryskim ćwierćfinale grał także Ignacy Tłoczyński.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×