W Ostrowie niczemu nie byłem winny - rozmowa z Maciejem Janowskim, zawodnikiem Betardu Wrocław

Nie brak opinii, że to on będzie następcą Tomasza Golloba. Nawet jeśli nie tak szybko, dla wrocławian Maciej Janowski jest zawodnikiem szczególnym. O tym dlaczego tak jest, o nadziejach na nowy sezon, ale i o jednej przykrej sytuacji opowiada nam sam zawodnik.

Jakub Horbaczewski
Jakub Horbaczewski

Jakub Horbaczewski: Macieju, wielu twierdzi, że ten sezon 2009 był dla ciebie niezły, ale jednak nie na miarę twoich możliwości. Zgodzisz się z tym, czy uważasz, że to krzywdząca opinia?

Maciej Janowski: Nie, nie zgodzę się z tym, ponieważ wydaje mi się, że ten sezon był bardzo dobry dla mnie. Zresztą, starczy chociażby spojrzeć na statystyki punktowe. Być może pod względem takich imprez jak Mistrzostwa Polski mogło być lepiej. Tam rzeczywiście, były dwa defekty. Jeden taki "oficjalny", a drugi po próbnym starcie, co wyszło dopiero na dystansie podczas biegu. Ale generalnie, nie - wydaje mi się, że to był naprawdę dobry sezon. Oby tak zawsze. Chociaż wiadomo, będę się starał, żeby było jeszcze lepiej.

Jako ambitny zawodnik na pewno już o tym myślałeś. Wiesz już co można w tym roku jeszcze poprawić?

- Na pewno cały czas się uczę, cały czas też buduję to swoje zaplecze sprzętowe i logistyczne. Chcę jak najbardziej profesjonalnie podchodzić do tego, co robię. Tutaj na pewno są jeszcze rezerwy. Ale generalnie jest dobrze. Jeżdżę na dużym luzie i nie ma jakiegoś wielkiego spinania się na zawodach. Powiedziałbym może, że przydałoby się więcej tego luzu, ale jego chyba i tak jest już za dużo (śmiech). Powiem zatem, że jeszcze bardziej skuteczna jazda i jednak troszeczkę bardziej agresywna.

Ten sezon zapowiada się dla ciebie i całego twojego teamu o tyle trudniej, że obowiązuje cię już nowy, profesjonalny kontrakt z WTS-em. To wiele nowych obowiązków, czy też de facto niewiele się zmieni?

- Czy tak wiele się zmieni... Na pewno będę miał większy dostęp do sprzętu. Wiadomo, to czego będę chciał, będę mógł mieć. Chociaż teraz w klubie też nie było z tym źle. Nie zawsze jednak miałem taki dostęp do wszystkich rzeczy jakich chciałem. Wydaje mi się, że teraz pod tym względem będzie lepiej.

Etap fizycznych przygotowań do sezonu masz już właściwie za sobą. Jak na dzień dzisiejszy oceniasz swoją formę?

- W tym roku trenowałem chyba najwięcej w życiu. Nie przypominam sobie, żebym podczas mojej przygody z żużlem tyle trenował w zimie. Tych treningów odbyłem naprawdę bardzo dużo i mogę powiedzieć, że jestem bardzo dobrze przygotowany pod tym względem.

Kluczowym punktem tego etapu przygotowań było zgrupowanie w Cetniewie. Jak tam było? Ponoć z Grześkiem Zengotą "rządziliście" całym obozem?

- Czy aż tak rządziliśmy, to nie wiem. Albo, nie powiem (śmiech). Na pewno było fajnie, bo było dużo zawodników. A skoro była spora ilość zawodników to nie było opcji, żeby się nudzić. Można było i razem zagrać w piłkę, i sporo innych ciekawych rzeczy porobić. A przy tym bardzo mocno potrenowaliśmy i mam nadzieję, że ta praca będzie procentować w przyszłości.

Siedziałeś już na motocyklu w tym roku?

- Nie, jeszcze nie. To znaczy, na takim nieposkładanym do końca siedziałem (śmiech).

Niedawno twój tata powiedział nam, że nie zawierzycie w tym roku tylko jednemu tunerowi. Chcecie mieć szersze pole manewru. Wiesz już kto będzie przygotowywał twoje silniki na starcie tego sezonu?

- Wiem, ale niestety, dla mediów nie mogę tego powiedzieć.

Kiedyś pewnie zechcesz kontynuować swoją, przerwaną dla sportu, ścieżkę edukacji. Pomęczą cię wtedy lekturami. Taki Żeromski na przykład. Kojarzysz coś z jego dorobku?

- Trochę mnie zaskoczyłeś. Nie kojarzę w tej chwili.

"Ludzi bezdomnych" napisał. To prawie jak wy teraz, bez własnego toru. Śledzisz na bieżąco ten remont Olimpijskiego? Zdążą?

- To znaczy, byłem niedawno na stadionie i widziałem to. Prace widać, że cały czas trwają. Ale czy zdążą, nie mam pojęcia. O to trzeba już pytać naszą prezesową. Ja mam nadzieję, że się z tym uwiną.

Taki obrazek z waszych domowych występów w minionym sezonie: start i już na szczycie pierwszego łuku Jason Crump jest długość motocykla z przodu. Jest dobrze, ale pół Olimpijskiego krzyczy coś do Australijczyka. Wiesz jak go dopingują?

- Nie wiem...

- Czekaj na Maćka! - krzyczą. Tak szczerze, odczułeś podczas sezonu, że czeka?

- No, to znaczy, na swój sposób niekiedy tak. A niekiedy nie. Wiadomo, różnie bywa. Trzeba by jego spytać.

Trener Cieślak chyba też o tym myślał. Tak przynajmniej ostatnio nam mówił. Ale jeżeli nie z Crumpem, to z kim? Z Kennethem Bjerre? Co byś powiedział?

- Nie nie... Bardziej wolałbym z Piotrkiem Świderskim.

Nie ma co grzeszyć fałszywą skromnością - jesteś Macieju ulubieńcem wrocławskich kibiców. Niejeden dziennikarz składnymi słowy wyjaśniał już dlaczego, ale ja bym chciał to od Ciebie usłyszeć.

- Dlaczego mnie lubią? Nie mam pojęcia (śmiech). Naprawdę. Ja staram się zawsze jeździć najlepiej jak potrafię, może dlatego.

No to posłuchaj: kolejny obrazek z sezonu 2009. Po którymś spotkaniu, a było już dobre 1,5 godziny po, parking pustoszał, mechanicy się zwijali, dziennikarze też, Nicholls był już pewnie nad Kanałem La Manche, a ty nadal stałeś przy płocie, bo jeszcze trójka fanów "spod wieży" chciała z tobą porozmawiać. Byli już nieco "zmęczeni" po ciężkim dniu, więc pytania mieli ambitne, ale cierpliwie na wszystkie odpowiadałeś. Zapamiętałem ten obrazek, bo jakoś w tym samym czasie Walasek na konferencji poruszał temat inteligencji pytających, Protasiewicz zaczynał od sprawdzenia kto pyta i z jakiej redakcji, a Crump uczył słabiej znających angielski właściwego "magicznego słowa". Ty w kontaktach jesteś nadal bardziej Maćkiem ze Stabłowic, niż żużlową gwiazdą. To twój ideał, taki chciałbyś pozostać do końca kariery?

- Pewnie, że tak.

Jeden, jedyny raz, coś jednak podważyło ten obraz. Ten nieszczęsny Łańcuch Herbowy w Ostrowie...

- Wiem o co chodzi. Dużo o tym zostało napisane, dużo potem ludzie dopowiedzieli, a ja w tym wszystkim nie brałem udziału.

Trochę czasu minęło, a czas sprzyja refleksji. Jakkolwiek tamta sytuacja nie wyglądała, trochę cię wtedy poniosło, czy nie masz sobie nic do zarzucenia?

- Nie. Ogólnie była taka sytuacja, że ja w tym wszystkim o czym ludzie mówią, w tym całym zamieszaniu, nie brałem udziału. Nie chciałem też później tego wszystkiego co zostało napisane dementować, ani się tłumaczyć, bo tłumaczą się winni. A ja niczemu tam nie byłem winny. Nie zwracałem nawet na to uwagi.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×