Maciej Żmijewski - maser z prawdziwego zdarzenia

Praca masażysty w profesjonalnym klubie to nie tylko podawanie ręczników. Doskonale wie o tym Maciej Żmijewski, który stawia koszykarzy PGE Turowa Zgorzelec na nogi.

Grzegorz Bereziuk
Grzegorz Bereziuk

Maciej Żmijewski pasję swojego życia poznał przez przypadek. – Jak każdy zdrowy facet dostałem powołanie do wojska. Zostałem wysłany do centrum szkolenia marynarki wojennej w Ustce. Stamtąd z kolei zostałem oddelegowany do wielosekcyjnego klubu Flota Gdynia, gdzie wpadłem w oko trenerowi sekcji kolarskiej. Zacząłem jeździć z chłopakami na obozy i zawody - opowiada. Była to dla niego szansa podpatrywania masażystów zawodowych grup kolarskich.

- Zostałem rzucony na głęboką wodę. Dzięki możliwości rozmowy i obserwowania najlepszych szybko się uczyłem i zdobywałem ciekawe doświadczenia - relacjonuje Maciej Żmijewski. Następnie wrócił do Jeleniej Góry, gdzie przez 7 lat pracował w klubie piłki ręcznej MKS Vitaral. W związku z tym, że szczypiorniak jest grą kontaktową miał pole do popisu.
Po wywalczeniu z Vitaralem dwóch brązowych medali mistrzostw kraju otrzymał propozycję przeprowadzki do Zgorzelca. Wówczas mimo namów działaczy Turowa postanowił nie zmieniać pracodawcy.

Ta sztuka rok później udała się prezesowi Arkadiuszowi Krygierowi. - W klubie dużo rzeczy się zmieniło, zwłaszcza pod kątem organizacyjnym. Z prezesem była też zupełnie inna rozmowa. Po powrocie ze zgrupowania miałem wolną rękę w kompletowaniu tego czego potrzebuję. Posiadam gabinet z prawdziwego zdarzenia i podejrzewam, że nie jedna przychodnia chciałaby mieć takie zaplecze jakim dysponuję. Dzięki temu mogę dobrze wykonywać swoją pracę - powiedział Żmijewski. Jego możliwości docenił też Andrej Urlep. Słoweniec chciał mieć zgorzeleckiego masażystę w swoim sztabie podczas pobytu reprezentacji Polski w Stanach Zjednoczonych. - Po zakończeniu sezonu otrzymałem od władz związku propozycję wyjazdu na zgrupowanie - potwierdził. Był jednak jeden warunek. Z kadrą musiałby pozostać co najmniej do 5 września. W związku z tym, że miesiąc wcześniej PGE Turów wyruszał na zgrupowanie do Słowenii nie mógł sobie na to pozwolić. Pracę w klubie stawiał bowiem na pierwszym miejscu. Jak się okazało co się odwlecze...

Obaj panowie pracują teraz w jednym miejscu. - 7 lat temu nie wierzyłem, że będzie mi dane pracować z tak świetnym trenerem. Teraz spotykamy się nie tylko w hali, często jemy razem obiady i rozmawiamy na różne tematy - przyznaje.

W dużym stopniu ostatnie sukcesy PGE Turowa to jego zasługa. Trafił do klubu kiedy zgorzelczanie poprzedni sezon zakończyli na siódmym miejscu. Potem przyszły trzy wicemistrzostwa Polski i świetny sezon w ULEB Cup. - Wierzę, że stać nas na dobry wynik także w tym sezonie - zaznaczył. Sam masażysta PGE Turowa 3 razy był uczestnikiem Meczu Gwiazd PLK, pracując m.in. z gwiazdą Asseco Prokomu Gdynia Qyntelem Woodsem.

Do dziś utrzymuje kontakty z koszykarzami, z którymi pracował w przeszłości. Mowa przykładowo o Davidzie Loganie, Thomasie Kelatim, Dragisy Drobnjaku, Slobodanie Ljubotinie, Tyusie Edneyu czy Andresie Rodriguezie. - Dla mnie to wielka frajda, że chłopaki wybili się w Zgorzelcu i teraz są czołowymi postaciami w swoich klubach - przyznał Żmijewski.

Masażysta bardzo mile wspomina pracę z koszykarzami, którzy w PGE Turowie już nie grają. - Najśmieszniejszy był Harding Nana. Ten facet cały czas niemal był uśmiechnięty. Przez cały sezon był moim sąsiadem naprzeciwko. Zdarzało się, że o 23 wysyłał mi sms’a: "Masi idź spać!" (śmiech). Kiedyś siedzieliśmy z kierownikiem drużyny Grześkiem Ardelim i swoimi żonami. Dzwoni do mnie Harding i dla żartów powiedziałem, że Grzesiek ma dzisiaj urodziny. Za chwilę oddzwonił do niego i zaśpiewał bez zająknięcia po polsku całe sto lat. Jego po prostu nie dało się nie lubić - śmieje się. Maser PGE Turowa pamięta też o śmiesznych sytuacjach z Thomasem Kelatim, który po współpracy z nim był blisko angażu w LA Lakers. - Kiedy pierwszy raz w życiu wszedł do sauny zostawił otwarte drzwi. Było mu za gorąco. Później z kolei były zamiast 10 minut posiedzieć w ciepłej wodzie a w zimnej tylko się zanurzyć - zrobił odwrotnie. Chłopaki nie mogli powstrzymać się od śmiechu a on zziębnięty powiedział: Man przecież kazałeś mi siedzieć w zimnej - dodał.

Z szacunkiem wypowiadają też sami koszykarze. - Taki facet to prawdziwy skarb. Nigdy wcześniej nie miałem przyjemności pracować z takim fachowcem - nie krył Michael Wright, gwiazda PGE Turowa i MVP ostatniego Meczu Gwiazd PLK.

A na czym dokładnie polegają jego obowiązki? - Niektórym wydaje się, że maser ma najlżejszą i najmniej odpowiedzialną pracę, a pieniądze bierze za podawanie ręczników. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Swoją pracę zaczynam 2 godziny przed meczem. Z pewnością nie każdy też wie co to jest tejpowanie. U koszykarzy to słowo pisze się przez duże "T". Każdy przed treningiem ma zaklejane stawy skokowe. Pozwala to wyeliminować, albo przynajmniej znacznie zmniejszyć ryzyko kontuzji. Podróże oraz mecze powodują ubytki mikro oraz makro elementów. Dlatego pilnuję, aby zawodnicy regularnie uzupełniali braki. Jeśli swoją pracę wykonam dobrze, to wówczas spotkanie oglądam w spokoju - tłumaczy.

Pracę masażysty PGE Turowa znakomicie rozumie żona Edyta. Podobnie jak on z zawodu jest fizjoterapeutką i wraz z córkami 14-letnią Kają i 5 lat młodszą Nicolą) mieszka w Jeleniej Górze. Wszyscy kochają sport, a mierząca 181 cm Kaja rośnie na koszykarkę z prawdziwego zdarzenia. Znajduje się w szerokiej reprezentacji Dolnego Śląska, występuje na pozycji nr 5 i w każdym meczu zdobywa średnio 18 pkt. Jeśli chodzi o zbiórki, jak mówi tato, jest dominatorem. A Nicola? - Być może weźmie się za uzdrawianie naszej piłki ręcznej - zakończył z uśmiechem Maciej Żmijewski.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×