Bilety na zawody żużlowe na Wyspach są za drogie - rozmowa z Josefem Francem, zawodnikiem KSM-u Krosno
Josef Franc w sobotnim spotkaniu w Rawiczu zdobył dla swej drużyny z bonusem 10 punktów. Nie pomogło to jednak temu, by "Wilki" odniosły pierwszą wiktorię w tegorocznych rozgrywkach II ligi żużlowej. Po zawodach przesympatyczny Czech w rozmowie z naszym portalem porównał między innymi zarobki w Polsce, na Wyspach Brytyjskich oraz w swej ojczyźnie.
Jarosław Handke
Jarosław Handke: Jak możesz skomentować porażkę w Rawiczu?
Josef Franc: Myślę, że były to bardzo trudne zawody. Tor jest specyficzny, miejscowi zawodnicy znają lepiej ścieżki, po których trzeba jeździć, by być najszybszym. Staraliśmy się pojechać jak najlepiej, dawaliśmy z siebie wszystko. Druga część zawodów była w naszym wykonaniu dobra, ale było już za późno na odrobienie strat, które były wynikiem naszej słabej postawy w środkowej fazie meczu.
Często ścigasz się na angielskich torach. Czy nie uważasz, że ten rawicki jest nieco podobny do tych z Wysp Brytyjskich?
- Tak, dokładnie. Wejścia w łuki są dosyć duże, natomiast proste są krótkie. Na pierwszy rzut oka mogę stwierdzić, że jest to podobny tor do tego, jaki jest w Sheffield.
Przegraliście różnicą ośmiu punktów. Rawiczanie liczyli na zwycięstwo w granicach 55:35. Czy więc ten wynik jest pewnego rodzaju małą niespodzianką?
- Hmm. Nasz zespół od początku sezonu boryka się z problemami. Walczymy o zwycięstwa, ale nie udaje się nam ich odnosić. Po cichu liczyłem, że uda nam się przełamać właśnie w tym meczu w Rawiczu. Tak się jednak nie stało. Mam nadzieję, że dużo lepiej zaprezentujemy się w meczach przed własną publicznością i w Krośnie odniesiemy pierwszą wygraną.
Czy sądzisz, że stanie się to w przełożonym meczu z Kolejarzem Opole?
- Mam nadzieję, że tak będzie. Ostatnio mecz ten się nie odbył, bo stan toru był naprawdę kiepski i po prostu na to nie pozwalał. Nasz tor jest dla naszych zawodników atutem w starciach z rywalami i musimy to wykorzystać w meczu z Kolejarzem. Myślę, że tak właśnie się stanie.
Na brak jazdy z pewnością narzekać nie możesz. Ścigasz się w Czechach, w Polsce oraz na Wyspach Brytyjskich. Czy jesteś zadowolony ze swej ilości startów?
- Ubiegły sezon był dla mnie dobry, powróciłem w nim do ścigania w lidze polskiej. Myślałem, że w tym sezonie będzie podobnie, tak się jednak nie stało. Mam od początku sezonu pewne problemy, szczególnie w Anglii, gdzie jeżdżę dla klubu z Sheffield. Ostatnio nie poszedł mi także najlepiej mecz w Czechach. Mam już jednak nowe silniki i dzięki temu w przyszłość patrzę z większym optymizmem. Czekają mnie w najbliższym czasie różne zawody, między innymi rangi mistrzowskiej jeśli chodzi o Europę i świat. Z niecierpliwością czekam szczególnie na rundę kwalifikacyjną Drużynowego Pucharu Świata. Mam nadzieję, że uda nam się w niej zwyciężyć i znajdziemy się w finale.
Jak zapatrujesz się na rozwój speedwaya w Czechach w najbliższych latach? Czy wasza kadra ma szanse na lepsze wyniki?
- Problemem w Czechach jest brak sponsorów, co wiąże się w dużej mierze z tym, że na żużel przychodzi po prostu mało kibiców. To nie jest tak popularny sport w moim kraju, jak chociażby w Polsce. To sprawia, że mamy mało czeskich zawodników, którzy dysponują wysokiej klasy sprzętem, pozwalającym na walkę z najlepszymi zawodnikami. Żużlowcy, których z tego grona można wyłączyć to: bracia Drymlowie, Matej Kus, Filip Sitera.
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>