Szopka noworoczna: Bal u prezesa, czyli noc sylwestrowa w pewnej federacji cz.II

(Noc, jak powiedziano w tytule, sylwestrowa. Ulica przed jednym z budynków reprezentacyjnych pewnej stolicy. Śnieg pada. Latarnie stoją. Stoją i świecą. Pod jedną z latarni stoi również Narrator, dziwny typ, ubrany w biało - czerwony kapelusz z rondem i biało czerwony szalik z orłem. Wokoło cisza - o stopniu cichości porównywalnym z ciszą wyborczą. W ciszy słychać jedynie Narratora na tle delikatnych dźwięków muzyki tanecznej)

Michał Rudnik
Michał Rudnik

Narrator:

Nagle tak jakoś cicho,
i pusto, proszę was
Poodchodzili starzy,
Nadchodzi młodych czas.
Trenerzy za stołami
O lepszych czasach śnią,
Tymczasem za oknami,
Już fajerwerki lśnią
Niedługo północ, ale
Nim zegar zacznie bić
I w sylwestrowym szale
Toasty będziem pić.
Wysłuchać trzeba jeszcze
Tych którzy dają nam
Emocje, wzruszeń dreszcze,
Sportowy, barwny kram
Wszak oni, nie trenerzy
I nie działacze wszak
Kreują, bądźmy szczerzy
To, co kochamy tak

Zawodnik I

(młody człowiek, trochę niespokojny, z przestrachem spogląda na transparent, który ktoś rozwiesił pod sufitem: ?Wkładki do butów sprzedam tanio?)

Ach? bal nad bale, w długim korowodzie
Wodzirej biegnie i za parą para
By w barwnych światłach nie zostać na lodzie
Ta myśl mnie trapi, ta przeklęta mara
Ja sam niedawno wodzirejem byłem
Szumiały brawa wokoło mej głowy
A dziś krzyczycie, że już się skończyłem
Że posłuchałem mej lubej połowy
Że jestem kłamca, że wymyślam cuda
Że za pieniądze grywam w Bełchatowie
Że w polskiej kadrze przeżera mnie nuda
Że się tłumaczę, a ciągle po głowie
Chodzą mi myśli i płoche, i próżne
Stop, skargi wasze głośne zatrzymajcie
Tak w życiu bywa, chwile są tak różne
Więc szansę jeszcze do walki mi dajcie
Szansę, bym mógł naprawić wyrządzoną
Szkodę, o którą mnie dziś oskarżacie
A całą sprawę miejcie za skończoną
Nowego we mnie wodzireja macie
Bo już gram, bo już do boju ruszyłem
Moskiewskiej klęski gorycz mi wybaczcie
Ja odpocząłem, nogę wyleczyłem
I teraz znowu moją gwiazdę patrzcie
Siatkarski taniec poprowadzę jeszcze
Koło fortuny raźno się potoczy
Tymczasem wspólnie do zabawy spieszcie
Choć czasem jeszcze wilgotnieją oczy

(śpiewa na melodię ?Autobiografia?)

To był piękny czas,
Gdy trener powołał nas,
W składzie tym byłem też ja.
Najpierw ?Światówka?,
Potem wciąż pierwsza szóstka,
Aż nie mogłem w nocy spać.
To wiatr sławy wiał,
Każdy nas zobaczyć chciał,
Wiedziałem, że to mój czas.
Lozano wziął mnie,
Zobaczyłem Japonię
I najlepiej chciałem grać.
Srebro na szyję,
Założyłem właśnie ja,
Aż mi się chciało płakać.
Walczyłem za trzech,
Byłem niczym wielki lew,
Jakże się, chciało żyć!

Ref.: Byłem gwiazdą,
Tłum kibiców mnie wciąż,
Wychwalał to tu, a to tam!
Teraz w smutku,
Topię wciąż żale me,
Nie lubią mnie!
Byłem gwiazdą,
Żyłem sam niczym król,
Miałem wspaniale, mówię wam.
Teraz w smutku,
Nie wiem co począć sam,
Mam dosyć już!

Wróciliśmy tu,
W kraju przywitali nas,
Był minister, laury, śmiech.
Potem ?Światówka?
I porażka smutna dość,
Nie wiedziałem co robić.
Miałem dosyć już,
Więc zrezygnowałem z gry,
Wycofałem się z Moskwy.
?Ja kontuzję mam?,
Przecież powiedziałem wam,
Nie chcieliście mi wierzyć.
Noga bolała,
Żona w domu mnie chciała,
Jakże tam miałem ja grać?
Musiałem skłamać,
Zlinczowalibyście mnie,
Lecz i tak, nie jest dobrze.

Ref.: Byłem gwiazdą,
Tłum kibiców mnie wciąż,
Wychwalał to tu, a to tam!
Teraz w smutku,
Topię wciąż żale me,
Nie lubią mnie!
Byłem gwiazdą,
Żyłem sam niczym król,
Miałem wspaniale, mówię wam.
Teraz w smutku,
Nie wiem co począć sam,
Mam dosyć już!


(zawodnik miesza się z powrotem z tłumem gości; gdy odchodzi, na jego twarzy widać odrobinę smutku i melancholii, ale również i uśmiech nadziei)

Zawodnik II

(dziwny typ- zresztą jak zazwyczaj ? ?śmiertelnie poważny? na jego twarzy nie widać nawet cienia uśmiechu, w ręku ściska coś jakby certyfikat czy dyplom)

Witajcie wszyscy, panowie i panie,
Z serca dziękuję za oklaski, brawa,
W pełni rozumiem takie powitanie,
Przecież przede mną wciąż idzie ma sława.
Tak, dużo w życiu piłek rozegrałem
W różnych spotkaniach, sami chyba wiecie
Lecz w głębi serca swojego wiedziałem
Że w końcu będę najlepszy na świecie

(demonstruje dyplom)

Tak, długa droga, różne świata strony
Do najwyższego przywiodły mnie tronu
A ci, co mojej zazdroszczą korony,
Mówią, jakobym nie lubił szamponu.
A przecież szampon ciągle się przydaje
Choć tyle środków próbowano
Dlatego słowo uroczyste daję:
Szampon wciąż markę ma u mnie uznaną
Dlatego sądzę, że jeszcze przed nami
Są te najlepiej rozegrane piłki
Jeśli po rozum pójdziemy my sami
Nie popełnimy na pewno pomyłki.

Bo wszak na sukces siatkarskiej drużyny
Sześciu sukcesów przekłada się suma
A zatem w walce o różne Pekiny
Przyda się szampon. Przyda się i guma.

(śpiewa na melodię ?Nie zadzieraj nosa?)

Nie zadzieraj nosa,
Ja się poprawiłem,
Nie udawaj Greka,
Polubimy Cię.
Już za parę minut
Będziesz przyjacielem
Sia, la, la, la
Sia, la, la, la
Całej naszej paczki,
Tylko rozchmurz się!

Zagraj razem z nami,
Jeśli masz ochotę,
Pekin na nas czeka,
Daj namówić się!
To najlepszy sposób
Bo chcemy zapomnieć
Sia, la, la, la
Sia, la, la, la
O naszych kłopotach
No i Moskwie też!

Ref.: Jeśli chcesz wygrywać,
To graj razem z nami,
Teraz masz okazje
Pekin wygrywamy!

Do nas już wróciłeś,
Nie jest przecież tak źle,
Jak się obawiałeś,
Poczuj dobrze się.
Razem w wspólnym celu,
Dla naszej ojczyzny,
Sia, la, la, la
Sia, la, la, la
My w jednej drużynie,
Dogadaliśmy się!

Ref.: Jeśli chcesz wygrywać,
To graj razem z nami,
Teraz masz okazje
Pekin wygrywamy!

Narrator:

Hm, trochę nostalgicznie
Lecz uśmiech wciąż się tli
Trzeba optymistycznie
Brać, co nadchodzą, dni.
Tak już zazwyczaj bywa
Ż nigdy nie ma nikt
Chwil czasu, co upływa
Dobrych lub tylko złych
Dosyć, bo oto nowa
Pojawia postać się
Na ustach milkną słowa
Z emocji cały drżę,
Bo to w męskim ścisku
Zabłysł i czar, i wdzięk
Któż kroczy w świec połysku?
Dziewczyna, obym pękł!
Za nią w szeregu kroczy
Adoratorów chór
Sylwetka, włosy, oczy?
Wprost matki ? Polki wzór?
Lecz jednak ma coś w sobie
Jakiś niepolski dar
Czuje się w jej osobie
Włosko ? hiszpański żar..


Zawodniczka I

(dziwny, żeński typ jak już powiedziano powyżej, towarzyszy jej płytki oddech ? wyraźnie wyrwana z radosnego, tanecznego wiru)


Kapela tango gra i tańczą pary
To piękna noc, na niebie księżyc świeci
Niech w dobry czas umilkną kłótnie, swary
A w sercach naszych pokój się roznieci
Ostatni raz wspominam tamte chwile
Gdy drogi moje rozeszły się z wami
Bo nie tak łatwo trwać, gdy ktoś niemile
Wciąż mnie podgryza znienacka zębami
Ktoś mi zarzucał, że nie chcę trenować
Mówił dosadniej? pamiętam te słowa,
Są tutaj dzieci? Nie będę cytować.
Od takich słów to tylko boli głowa.
Bo do tanga trzeba dwojga każdy wie
Przyszedł następny, błagał mnie i prosił
A ja mu powiedziałam prosto w oczy: ?nie?
Tak samo jak Włochowi, gdy się zgłosił
Lecz on nie zraził się, co robić ? wiedział
Głaskał, namawiał, próżność moją budził
Dla starych złotek zaczął nowy przedział
I już zapału mojego nie studził
Lecz do zwycięstwa zachęcał podnietą.
Powiem wam, wcale bym nie odchodziła,
Gdyby rozmawiał ze mną jak z kobietą
I całe szczęście, że jest we mnie siła
I w tanga rytm kołuję dziś na sali
Uśmiecham do was się choć świat wiruje
A wszyscy wokół jacyś tacy mali
Lecz ja się znowu wśród was świetnie czuję.


(śpiewa na melodię ?Małgośka?)

To był czas,
Wygrałam złota dwa,
I byłam też MVP.
To był czas,
Na grę wciąż była ochota,
I walczyć wciąż chciało się mi!

Już zawsze miało być tak dobrze,
Mieliśmy zwyciężać, zwyciężać wciąż,
Nie wiedziałam,
Co dalej będzie,
Gdy on pił tak ciągle,
I krzyczał, darł się na mnie.

Małgośka mówią mi,
On nie wart jednej łzy,
Odpuść sobie, odpuść to.
Małgośka odejdź stąd,
Nie warto dalej grać,
Nie dla niego, dla niego.
Aż przyszedł nowy gość,
Człowiek ten rodem z Włoch,
On prosił mnie, prosił mnie,
Bez Ciebie nie wygramy,
Klęsk tylko doznamy,
Wracaj do kadry, wracaj już, wracaj już.

Pomyślałam,
I w końcu powróciłam,
Jak ten strażak, co ogień gasi.
Pomyślałam,
I wiem to już na pewno,
To była świetna decyzja.

Razem dość już wiele
zrobiliśmy,
Bo świetna kadra teraz jest,
Nie ma wcale,
Bałaganu,
I teraz spełnimy,
Wspaniałe, pekińskie sny.

Małgośka?

Narrator

Któż to nadchodzi, kto
Przed kim gną się w ukłonach
Gospodarz balu to
Najważniejsza persona
Na twarzy chmurny dąs
Pewnie od myśli wielkich
Ani nie idzie w pląs
Ni zajrzy do butelki
Przed siebie idzie wciąż
Choć czasem na bok zbacza
A barwny, długi wąż
Gości wciąż go otacza
Grzbiet nieco zgięty ma
Widać mu ciąży praca
Jednym swój uśmiech da
Od innych się odwraca
Pod nosem mruczy coś
Lecz tak, by nikt nie słuchał
Lecz taki jak my ktoś
Może nadstawić ucha

Prezes
(również dziwny typ, może dlatego że ubrany jest w marynarkę i krawat, lecz resztę stroju stanowi komplet do siatkówki plażowej)

Tak, rok już trzeci niepodzielnie władam
Ileż dwa głosy mogą jednak znaczyć
Jak dziwnie droga życia się układa
Bo przecież mogło być jednak inaczej
Lecz mniejsza o to, wciąż kroczę tą drogą
Choć nie jest prosta i pełna wybojów
Jedni mi czasem trochę dopomogą
Inni przysporzą znowu niepokojów
Jedni za kadrę żądają zapłaty
Drudzy się kłócą o myśl szkoleniową
Jednym nie służą moskiewskie klimaty
Drudzy rzucają zbyt pochopne słowo
Więc muszę sądzić, karać lub rozgrzeszać
A jeszcze kłócić o różne kontrakty
Więc czasem nie wiem: wieszać czy odwieszać
Głaskać czy karcić ? takie są dziś fakty
A jeszcze audit opóźnia się znacznie
Co miał przygwoździć moich poprzedników
Jeszcze tłumacze tłumaczą opacznie
A masy ciągle żądają wyników
Lecz chociaż mówią, żem niekonsekwentny
Myślę, że wszystko się jakoś uładzi
I sen się spełni mój, śmiały i piękny
Że moja droga do Chin doprowadzi

(śpiewa na melodię starej rosyjskiej pieśni ?Wychożu odin ja na dorogu?)

Idę sam, wciąż sam z mymi myślami
Moja droga wije się jak wąż
A pod niebem, hen pod obłokami
Chiński medal złoty widzę wciąż

Cel daleki i wciąż się oddala
Ale składać broń jeszcze nie czas
Jeszcze przyjdzie wielka zwycięstw fala
I doniesie do Pekinu nas

Choć mam rzeszę oponentów liczną
Choć nie milknie mych krytyków głos
Śmiało stawiam na myśl zagraniczną
Wierząc że mi będzie sprzyjał los

Przekonałem synów marnotrawnych
Parę córek marnotrawnych też
I nawiążę do sukcesów dawnych
Jako idol dla siatkarskich rzesz

Bo sukcesów blask pada na wszystkich:
Tych co grają i na tych co nie
Więc w medalu olimpijskich błysku
Twarz prezesa też rozjaśni się

Wkrótce zegar dwunastą wybije
I rozpocznie nowy, ważny rok
Niech więc każdy za sukcesy pije
Do Pekinu tylko jeden skok

Zegar

(wybija taktownie, ale i zdecydowanie godzinę dwunastą)

Wszyscy

(unisono śpiewają na melodię starego, polskiego poloneza)

Niechaj każdy w tany rusza
I podąża równym krokiem
Niechaj każda polska dusza
Raduje się Nowym Rokiem
Niech uśmiechną się pogodnie
Ci co się wadzili wczora
Kiedy będziem działać zgodnie
Na sukcesy przyjdzie pora
Niechaj się połączą myśli
Z Polski, Włoch i Argentyny
Wtedy piękny sen się wyśni
Za słowami pójdą czyny
Gdy się nikt nie będzie kłócił
Nic nikomu się nie skurczy
I z drogi nas nie zawróci
Żaden Niemiec ani Turczyn
Gdy fantazja nie upadnie
Jak bywało poprzez wieki
Wkrótce się okaże snadnie
Że podbijem nawet Pekin.
Zatem pijmy zdrowie nasze
I nie ustawajmy w czynie
Nie pordzewieją pałasze
Póki Wisła nasza płynie!

(odchodzą tanecznym, rozkołysanym korowodem w głąb amfilady sal niewątpliwie bardzo reprezentacyjnego lokalu związkowego i tylko słychać z daleka coraz cichsze dźwięki muzyki)

Narrator:

Tańczą. Póki noc trwa
Niech brzmią muzyki tony
Lecz błyska światło dnia
Kończy się bal szalony
Przeminął stary rok
Nowy nadciąga z dali
Patrzcie: już rzednie mrok
Na niebie świt się pali
Co czeka jutro tych
Co bawią się dziś tutaj?
Czy pasmo losów złych
Czy dobrych? Radość? Smutek?
Nie wiemy. Ślepy los
Wybiera różne drogi:
Dla jednych gruby trzos,
Dla innych zaś ubogi
My tylko wiemy, że
Nieważne, co się zdarzy
Nie załamiemy się
I wciąż będziemy marzyć
I w halach będzie rósł
Flag polskich gęsty las
Nieważne: przewóz, wóz
Czy dobry, czy zły czas
Każdy z was w naszych ma
Sercach bezpieczny port
Chociaż to tylko gra
Chociaż to tylko sport?.

(cicho zamyka drzwi wejściowe i odchodzi, znikając powoli we wciąż padającym śniegu, na którego bieli promienie wschodzącego słońca tworzą dziwną, biało ? czerwoną feerię; cisza powoli nabrzmiewa dźwiękami budzącego się ze snu miasta)

Kurtyna
(opada z ulgą, ale i z dużą dozą optymizmu)





Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×