Krzysztof Miturski: Do tej tragedii musiało dojść

Kamil Cieślar podczas zawodów MDMP rozgrywanych w Częstochowie zanotował groźny upadek, w wyniku którego stwierdzono u niego uraz kręgosłupa. O ciężkiej sytuacji zawodnika oraz traktowaniu częstochowskich juniorów rozmawialiśmy z ojcem Borysa Miturskiego – Krzysztofem Miturskim.

Damian Gapiński
Damian Gapiński

- Stan zdrowia Kamila Cieślara wcale nie jest coraz lepszy, jak się słyszy. Rodzice Kamila są oszukiwani. Kamil przeszedł drugą operację i przestał w ogóle reagować na nogi. Jego ojciec mi pokazywał, że noga reaguje tylko w sytuacji, kiedy się ją drapie. Ja nie chcę się jednak wypowiadać na temat stanu zdrowia Kamila. Słyszałem jednak, bo żona pracuje w służbie zdrowia, że sytuacja nie jest najlepsza, a rodzina zawodnika jest oszukiwana. Tego chłopaka godzinę wozili w karetce, zanim dotarł do właściwego szpitala - powiedział dla SportoweFakty.pl Krzysztof Miturski, ojciec Borysa, zawodnika Włókniarza Częstochowa.

Ciężka sytuacja młodzieżowca częstochowskiego klubu spowodowała, że Borys Miturski zdecydował się na piękny gest. - Złożyłem w klubie wniosek z prośbą o szybkie wypłacenie pieniędzy za mecz z Unią Tarnów. Borys chce wszystkie pieniądze przeznaczyć na rehabilitację Kamila. Rozmawiałem również z mechanikami Rune Holty. Myślę, że też pomogą. Chciałbym, żeby inni zawodnicy włączyli się w tę akcję, bo sytuacja materialna rodziny Kamila nie jest najlepsza. Pieniądze są potrzebne na wszystko. Najbardziej zależy nam na konsultacji z jakimś profesorem, który dokładnie przyjrzałby się sytuacji Kamila. Proszę o nagłośnienie całej sprawy dla dobra tego chłopaka. Może znajdzie się jakaś klinika, która pomoże mu w tej sytuacji - wyjaśnił Miturski.

Zdaniem ojca Borysa Miturskiego do upadku Kamila Cieślara musiało dojść. - W Częstochowie są dwa kluby. Ci chłopcy są napuszczani na siebie! Moim zdaniem do tej tragedii musiało dojść. Mówiłem już o tym trenerowi i prezesom. Wyjeżdża ze stowarzyszenia jeden chłopak na nowej oponie – nie będę mówił nazwiska – i napuszczają go, że musi wygrać za wszelką cenę z Miturskim oraz Cieślarem. Zresztą tę sytuację potwierdził również ojciec Kamila Cieślara. W odpowiedzi usłyszałem, że powinienem się cieszyć, iż mój syn na starej oponie z nim wygrywa. To jednak cały czas było celowanie - powiedział oburzony Krzysztof Miturski.

Do tej sytuacji odniósł się również prezes stowarzyszenia Włókniarz Częstochowa - Mirosław Ziębaczewski. - Kamilowi Cieślarowi bardzo współczuję tego, co się stało. Jego upadek nie był jednak spowodowany specjalnym atakiem. Po prostu zawodnik Bubel jechał z nim w parze na 3:3. I na ostatnim łuku postawiło mu motocykl. To nie było złośliwe. To był szkolny błąd, ale wynikający z małych umiejętności, bo pamiętajmy, że Bubel ma dopiero 17 lat. Zresztą sam Kamil nawet przez minutę nie powiedział, że to wina Bubla. Rozmawiałem z nim o tym w szpitalu i nie ma o ten wypadek do nikogo pretensji. Poza tym nikt z członków klubu nie daje młodym zawodnikom nowych opon. Ten temat wałkowaliśmy już sto tysięcy razy. Nie mogę natomiast zabronić rodzicowi tego, że kupi swojemu dziecku nową oponę. Podkreślam jednak, że nikt z klubu nowych opon na treningi nie daje. Widzę, że wytworzyła się pomiędzy młodymi zawodnikami jakaś chora rywalizacja. Nie mam jednak wpływu na rodziców. Cały czas apeluję o rozsądek i zachowanie umiaru. Powtarzam im również, że nie tędy droga. Są jedną rodziną i powinni się wspierać. Na pewno nikt z nas nie namawia zawodników, żeby jeden drugiego podcinał. To jest chore - wyjaśnił Ziębaczewski.

Krzysztof Miturski narzeka również na zasady rozliczeń z częstochowskimi juniorami. - Nie podpisaliśmy umowy ze stowarzyszeniem, bo czujemy się oszukani. Miasto przekazało 20 tysięcy złotych na szkolenie młodzieży. O tym fakcie dowiedzieliśmy się dopiero z samego Urzędu Miasta. Dowiedziałem się, bo protestowałem przeciwko nierównemu traktowaniu zawodników. Otrzymują oni różne dotacje, a powinni otrzymywać równe, żeby mieć takie same szanse w rywalizacji. W odpowiedzi z Urzędu Miasta otrzymałem pismo, w którym było napisane, że Piekarski otrzymał 15 tysięcy, a Miturski 10 tysięcy. Jako uzasadnienie podano, że Miturski zrobił mniej punktów. Kiedy to wszystko sprawdziliśmy, okazało się, że Borys zrobił 80 punktów, a Piekarski 53. Kłamią nam w żywe oczy. Taka sama sytuacja jest z podpisaniem kontraktu. Pieniądze przekazali do spółki, nawet nie powiedzieli ile i chcieli, żeby za te biegopunktówki startowali. A przecież to stowarzyszenie otrzymuje ogromne pieniądze z dotacji i giełdy - wyjaśnił Miturski.

Sprawę wsparcia finansowego dla zawodników skomentował również prezes stowarzyszenia Włókniarz Częstochowa. - Umowa o współpracy pomiędzy Włókniarzem Częstochowa S.A. a stowarzyszeniem Włókniarz Częstochowa wyraźnie tę sprawę reguluje. Podpisaliśmy umowę o pomocy pomiędzy klubami, w tym również dla zawodników młodzieżowych. I taka pomoc rzeczywiście była. Pan Miturski wymyślił sobie, że chciałby te pieniądze otrzymać do ręki. Myśmy te pieniądze na zasadzie porozumienia stron przekazali do klubu prezesowi Maślance. Z Piekarskim była taka sytuacja, że miał mniejszą stawkę i zrezygnował z naprawy silników. Prezes Maślanka zadecydował, że w takim wypadku większą punktówkę trzeba dać Piekarskiemu, a mniejszą Miturskiemu. My nie wnikamy w to, jak te pieniądze są rozdzielane pomiędzy zawodników. Problem jest jednak tylko z panem Miturskim. Żaden inny zawodnik nie zgłaszał zastrzeżeń - zakończył Mirosław Ziębaczewski.

W najbliższym czasie przedstawimy szerszy materiał na temat sposobu finansowania i szkolenia częstochowskich młodzieżowców. Mirosław Ziębaczewski zapowiedział, że udostępni odpowiednie dokumenty, które rozwieją wszelkie wątpliwości.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×