Ostrogi odrabiają straty

Manu Ginobili był wściekły po dwóch porażkach w Staples Center i całą winę wziął na siebie. Wystarczyło kilkadziesiąt godzin przerwy, aby Argentyńczyk zagrał tak jak naprawdę potrafi. Jego rewelacyjny występ w pierwszej połowie oraz niesamowite double-double w wykonaniu Tima Duncana pozwoliło Ostrogom wygrać z Los Angeles Lakers 103:84 i zminimalizować porażkę w serii do stanu 1:2.

Jacek Konsek
Jacek Konsek

Jak przystało na najlepszego rezerwowego niedawno zakończonego sezonu Manu Ginobili wszedł z ławki i wykonał świetną robotę. W ciągu nieco ponad 31 minut spędzonych na parkiecie zdobył 30 punktów, z czego 22 w pierwszej połowie. Był on autorem 5 z 10 trójek całego zespołu, nie do zatrzymania był także w wejściach pod kosz. W odniesieniu 9 kolejna zwycięstwa na własnym parkiecie w rozgrywkach play off pomógł także Tim Duncan, który po raz 10 w karierze zanotował co najmniej 20 punktów i 20 zbiórek w play off. Jego 22 punkty, 21 zbiórek oraz 5 asyst zrobiło wrażenie na kibicach, którzy w końcówce meczu zaczęli skandować: MVP!

Pierwszą odsłonę lepiej zaczęli podopieczni Phila Jacksona. Wczesne prowadzenie 15:8 to zasługa przede wszystkim Kobe’ego Bryanta, który był najjaśniejszą postacią Jeziorowców z 30 punktami na koncie. Od tego momentu jednak rozpoczął się koncert Ginobiliego, który dwukrotnie celnie przymierzył zza linii 7,24m. - On jest fenomenalnym zawodnikiem i miał spektakularną pierwszą połowę - chwalił Argentyńczyka Bryant. W drugiej kwarcie sytuacja się powtórzyła - kolejne dwie trójki w wykonaniu leworęcznego Gino pozwoliły ponownie wyjść na prowadzenie, tym razem już na dobre. W tym czasie Lakers popełniali aż nadto niewymuszonych strat i coraz częściej mylili się w rzutach z dystansu. Słabiej niż zazwyczaj spisał się Lamar Odom i Derek Fisher. Obaj w sumie trafili ledwo 3 rzuty z gry.

W drugiej połowie Ginobili nieco spuścił z tonu, lecz nie oznaczało to bynajmniej utraty prowadzenia przez Spurs. Sprawy w swoje ręce wziął Tim Duncan, z którym nie radził sobie zupełnie Pau Gasol. Desygnowanie Hiszpana do gry przeciwko takiemu zawodnikowi nie było chyba najlepszym pomysłem trenera Jacksona. Po punktach Duncana i Tony’ego Parkera Ostrogi na początku ostatniej części gry osiągnęły nawet 20-punktowe prowadzenie. Przebłysk geniuszu Bryanta i jego cztery trójki w odstępie 2,5 minuty nic już nie zmieniły w końcowym wyniku. - Oni grali z dużo większą energią i zaangażowanie od nas. Szybciej dochodzili do piłek, co było bardzo widoczne w kilku akcjach - podsumował Phil Jackson, szkoleniowiec Lakers.


San Antonio Spurs – Los Angeles Lakers 103:84 (21:24, 28:15, 20:18, 34:27)

San Antonio: M. Ginobili 30, T. Duncan 22 (21 zb), T. Parker 20, M. Finley 8, F. Oberto 7, B. Barry 6, B. Bowen 5, I. Udoka 3, K. Thomas 2, R. Horry 0, J. Vaughn 0, M. Bonner 0.

Lakers: K. Bryant 30, P. Gasol 15, J. Farmar 10, V. Radmanovic 9, L. Odom 7 (11 zb), S. Vujacic 4, L. Walton 3, D. Fisher 2, R. Turiaf 2, T. Ariza 2.

Stan rywalizacji: 2:1 dla Los Angeles Lakers

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×