Za chwilę może być po klubie - rozmowa z Tomaszem Magdziarzem, piłkarzem Warty Poznań

Sytuacja finansowa poznańskiej Warty jest dramatyczna. Piłkarze tego klubu nie otrzymują pieniędzy za swoją grę już od pięciu miesięcy. Bez wątpienia ma to wpływ na atmosferę w drużynie i wyniki.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski

Jarosław Galewski: Czeka was duża dawka gry. W środę mecz z Dolcanem Ząbki a już w sobotę konfrontacja z Górnikiem Łęczna. Jesteście na to przygotowani?

Tomasz Magdziarz: Nie ma obaw. O naszą kondycję naprawdę nie trzeba się martwić. Jestem przekonany, że zespół bez trudu sobie poradzi. Po ostatnich porażkach w meczach wyjazdowych trzeba się jakoś podnieść. Gdzie można to zrobić, jak nie u siebie? W środę walka z Dolcanem, który jest jeszcze niżej od nas w tabeli. Później pojedynek z Górnikiem Łęczna. To bardzo dobra drużyna. W ogóle nie możemy patrzeć, że gramy drugi mecz po trzech dniach. Trzeba zdobyć punkty. Gramy przecież u siebie i dlatego to konieczność. Sytuacja finansowa w klubie jest jaka jest i już wcześniej chcieliśmy, żeby wynik sportowy pomógł nam walczyć o pieniądze w mieście. Niestety, nie udało się, ale teraz musimy zrobić wszystko, żeby w meczach u siebie zdobywać trzy punkty.

Czyli wierzycie, że dobry wynik sportowy może wpłynąć na nastawienie władz miasta?

- Dokładnie tak, aczkolwiek problem jest większy. Przy tych problemach finansowych, jakie są w tej chwili w Warcie Poznań ciężko się zmotywować. W szatni zaczęło się robić bardzo nieciekawie. To ma pewno duży wpływ na wynik. Jednego można być jednak pewnym. Kiedy zespół wychodzi na boisko, zawsze robi wszystko, żeby osiągnąć jak najlepszy wynik. Chcemy w końcu pokazać, że potrafimy grać w piłkę, mimo że w klubie nie ma pieniędzy.

Nie otrzymujecie pieniędzy od pięciu miesięcy. To z pewnością wpływa na wasze codzienne funkcjonowanie…

- Najgorsze jest to, że w jednym czy drugim domu zaczęło się robić nieciekawie. Trudno się jednak temu dziwić. Jeżeli nie przynosi się pieniędzy przez tyle miesięcy, to naprawdę trudno o dobrą atmosferę. Różne są sytuacje w domach rodzinnych piłkarzy, ale w kilku jest już naprawdę niewesoło. Niektórzy zawodnicy mają naprawdę duże problemy, a to, jak łatwo się domyślić, przekłada się także na szatnie. Przy tych problemach trudno się pozbierać, zmotywować do treningu. Gra się nam naprawdę ciężko.

Czy w klubie są prowadzone działania, które mają poprawić waszą sytuację?

- Ciężko mi o tym mówić, bo to nie moja rola. Piłkarze mogą się wypowiadać, żeby pokazać, że jest problem. Jest zarząd, który musi się zebrać i zacząć myśleć, co należy zrobić, żeby było lepiej. Mam cichą nadzieję, że prezes Urbaniak i dyrektor Śmiglak zaczynają działać. W szatni słyszymy, że sytuacja się poprawi, że mamy być spokojni i jeszcze trochę wytrzymać. Trudno mi powiedzieć, czy będzie lepiej, bo lepiej miało już być półtora roku temu i nic się nie zmieniło. Nikt z zewnątrz nam nie pomógł. Czy teraz będzie inaczej? Naprawdę nie wiem.

Wsparcie jakie otrzymujecie z miasta jest niewielkie…

- Zgadza się. Osoba, która robiła odpowiednią tabelkę w mieście i rozdawała pieniądze, chyba nie zdaje sobie sprawy, co oznacza kwota 260 tysięcy złotych na pierwszoligową sekcję piłki nożnej. To są śmieszne pieniądze i nie można tego ukrywać. Najmniej środków po nas dostaje MKS Kluczbork, ale jest to kwota 900 tysięcy złotych. Nie ma w ogóle żadnego porównania. Nie wspomnę już o klubach z Gorzowa czy Szczecina, gdzie wsparcie jest na poziomie trzech, czterech milionów. Takich pieniędzy jednak nie oczekujemy. Zadowoliłaby nas kwota trochę większa, ale z tym też jest problem. Ktoś wymyślił jakiś czas temu tabelkę, ile komu się należy. To dla mnie jakaś paranoja. Jeżeli coś takiego się przygotowuje, to najpierw należy sprawdzić, jakie kwoty są konieczne do utrzymania w poszczególnych dyscyplinach. Trudno, musimy się jakoś z tym zmierzyć. Na razie walkę przegrywamy i możemy ją przegrać ostatecznie, bo za chwilę może być po klubie.

Sytuacja, o której mówimy nie jest jednak niczym nowym. Doskonale wiadomo, że problemy w Warcie były już wcześniej…

- Wiadomo, że większość sponsorów Warty stanowią firmy budowlane. Tak naprawdę Warta mogła spokojnie funkcjonować, ale dwa, trzy lata temu miał miejsce kryzys, który w jakimś stopniu daje jeszcze o sobie znać dziś. Ten kryzys najbardziej uderzył właśnie w firmy budowlane. Większość z nich się wycofała. Ciężko pozyskać sponsorów z tej branży, ponieważ niektóre firmy zaczynają dopiero stawać na nogach. Inne z kolei już upadły. To ogranicza możliwości prezesa Urbaniaka, który mógł wcześniej uderzyć do pewnych ludzi i prosić o pieniądze. Teraz jest problem, nie widać innych możliwości i chyba pozostało nam tylko zwrócenie się do miasta. Dziś o sponsorów jest bardzo ciężko.

Możecie nie dograć tego sezonu?

- Myślę, że tak.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×