Puchar Federacji: Włoskie siostry ze stali

W 2006 roku w Belgii zaczęło się włoskie panowanie w Pucharze Federacji. "To italian sisters, inne niż siostry Williams. Nikt sobie nie wyobrażał, że ich saga potrwa tak długo" - pisze prasa w Italii po triumfie Pennetty i spółki w San Diego.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

Barazzutti, Schiavone, Penetta, Vinci i Errani (foto PAP/EPA)
Pięć ostatnich edycji Pucharu Federacji, cztery finały i trzy triumfy Włoszek. Ten nad Amerykankami miał być tylko formalnością i oprócz jednego niespodziewanego akcentu (Melanie Oudin), obyło się bez niespodzianki. Francesca Schiavone, Flavia Pennetta, Roberta Vinci i Sara Errani obroniły tytuł. "W Belgii to była niespodzianka, w Reggio Calabria [2009] potwierdzenie, w USA puchar dojrzałości" - czytamy w "Corriere della Sera". "Jesteśmy drużyną, mówią włoskie siostry z paznokciami zaciśniętymi w swój trzeci Fed Cup. Francesca tonęła w morzu, Flavia odholowała ją na brzeg swoją różową szalupą, a Roberto i Sara topiły się na ławce w ogóle nie spoglądając na kort" - pisze największy włoski dziennik. Kibice z Półwyspu Apenińskiego przygotowywali się na fetę już po niedzielnym meczu Schiavone - Oudin, ale ta ostatnia niespodziewanie pokonała mistrzynię Roland Garros. - Jest mi samej z tym źle, ale ta porażka nie może przekreślić całego sezonu - powiedziała Schiavone, która nie chciała zachować się jako egoistka i będąc świadoma niepełnego przygotowania niejako oddała się do dyspozycji kapitana Corrado Barazzuttiego. Ten ostatni określił swoje zawodniczki dziewczynami ze stali. W czwartej grze stalowe nerwy pokazała Pennetta, która zagrała nie przeciw Mattek-Sands ("Amerykanki zostawiły w odwodzie jej czerwone skarpety" - pisze "Corriere"), a debiutantce Coco Vandeweghe (6:1, 6:2). 18-letnia Kalifornijka ma znakomite warunki fizyczne i teraz za sobą także finał Pucharu Federacji. "Drużyna z żelaza" - tytułuje relację "Corriere dello Sport", gdzie czytamy: "Fed Cup jest bogatym ogrodem włoskiego tenisa". "La Gazzetta dello Sport" ocenia: "Trzecia wiktoria jest najpiękniejsza, ponieważ przychodzi z odrobiną suspensu". Włoskie dzienniki czekały do późnej nocy z zamknięciem poniedziałkowych wydań, ale powód był niebanalny. Podczas gdy rok temu Włosi zachwycali się przede wszystkim Pennettą (w tym roku jest "stachanowistką": zagrała 137 meczów, przebyła 137 tys. km), tak w tym sezonie na czoło włoskiego tenisa wysunęła się Schiavone. Nie skorzystała z okazji na postawienie kropki nad "i", ale niedługo potem uczyniła to Pennetta, która zapowiedziała, że na pewno zagra jeszcze tylko w I rundzie edycji 2011 kobiecych rozgrywek międzypaństwowych.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×