Liga podróżników

Polscy siatkarze już jutro, pojedynkiem z Egiptem, rozpoczną kolejny rok występów w rozgrywkach Ligi Światowej. Przez minione dziesięć lat Piotr Gruszka, razem z polska reprezentacją, kilka razy obleciał kulę ziemską i w tym roku czekają go podobne wojaże.

Lidia Łydka
Lidia Łydka

Polski przyjmujący przypomina, iż przez te lata biało–czerwoni grali praktycznie wszędzie - w Ameryce Północnej i Południowej, Azji czy nawet Australii, ale jakoś nigdy nie mogli trafić na Kubę.

Nic zatem dziwnego, że Liga Światowa kojarzy się zawodnikowi przede wszystkim z ciągłymi podróżami, zwiedzaniem lotnisk, samoloty, zmiany stref czasowych itd. - To rozgrywki komercyjne, które przeważnie była dla nas etapem przygotowań do konkretnych celów - ME, MŚ czy olimpiady. Nie oznacza, to, że traktujemy ją ulgowo, bo wychodzimy zawsze na boisko, żeby wygrywać, a już przed naszymi kibicami, którzy tak szczelnie wypełniają hale, motywacja jest podwójna. W Polsce atmosfera na meczach jest niepowtarzalna. Jest to coś wyjątkowego. Poza Brazylią ciężko jest spotkać takie tłumy żywiołowo reagujących kibiców. Istne szaleństwo – opowiada Piotr Gruszka dziennikarzowi Super Nowości.

Siatkarz jest zdecydowanym liderem pod względem występów w Lidze Światowej, ponieważ – jak sam mówi – miał to szczęście, że kolejni trenerzy widzieli go barwach polskiej drużyny. Zdrowie też mu dopisywało, kontuzje - omijały i przez te dziesięć lat uzbierało się sporo występów. - Nie przykładam jednak wagi do tych wszystkich liczb. Każdemu z młodych chłopaków w kadrze życzę, żeby zagrali znacznie więcej meczów niż ja i osiągali jak najlepsze sukcesy - wyjaśnia.

Piotrowi Gruszce w pamięci utkwił szczególnie inauguracyjny występ w 1998 roku w Lipiecku, gdzie Polacy pokonali Rosję, a wówczas pojechał tam zespół oparty na juniorach, którzy zdobyli Mistrzostwo Świata. W pamięci ma też turnieje finałowe: dwa w Katowicach, jeden z Brazylii i Serbii. I chyba najbardziej właśnie utkwił mu w pamięci ten z Belgradu, gdzie biało – czerwoni byli dosłownie o krok od medalu...

W tym roku sporo kontrowersji wzbudził fakt wyznaczenia finałowego turnieju w Brazylii. Męcząca podróż do Rio de Janeiro na 10 dni przed rozpoczęciem igrzysk olimpijskic nie uśmiecha żadnej z reprezentacji.

Zdaniem wielu kibiców dużą sztuką byłoby nie zakwalifikowanie się przez Polaków do finałowego turnieju, gdyż w fazie grupowej podopieczni Raula Lozano rywalizować będą z Japonią, Chinami i Egipt. - Rywale faktycznie wydają się być teoretycznie łatwi, ale różnie to z tym może być – potwierdza Piotr Gruszka na łamach Super Nowości. - Nie dzieliłbym już teraz skóry na niedźwiedziu, zresztą nie tak dawno Chiny pokonały Stany Zjednoczone. Każdy, szczególnie na własnym boisku, będzie mocny i gotowy sprawić niespodzianki. Nie są to zespoły z najwyższej półki i patrząc na skład innych grup, można powiedzieć, że los się w tym przypadku do nas uśmiechnął. Grzechem byłoby nie uzyskać awansu do finału, choć termin tego turnieju dla większości reprezentacji jest, jak już wspomniałem, niefortunny. Nie zapominajmy, że kluczowe są dla nas igrzyska olimpijskie – przypomina na koniec siatkarz.

Cytowane wypowiedzi Piotra Gruszki pochodzą w wywiadu udzielonego przez zawodnika Rafałowi Myśliwcowi i opublikowanemu na łamach Super Nowości.


Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×