Fakty nie tylko sportowe o meczu Intar Lazur - GTŻ Grudziądz

Wiele kontrowersji w środowisku żużlowym wywołał niedzielny mecz I ligi żużla pomiędzy Intarem Lazur Ostrów i GTŻ Grudziądz. Mimo że początek spotkania został zaplanowany na godzinę 18, pierwszy bieg odbył po niemal godzinie. Goście zarzucają organizatorom, że celowo opóźniali start zawodów, żeby z Niemiec zdążył dojechać Adrian Gomólski, gospodarze bronią się wyjaśniając, że nie zrobili nic niezgodnego z regulaminem.

Łukasz Czechowski
Łukasz Czechowski

Od początku

Całe zamieszanie swój początek miało na początku czerwca, gdy Marek Cieślak, trener polskiej kadry podał skład drużyny na półfinał Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów. Wśród nominowanych zawodników znalazł się Adrian Gomólski, czołowy żużlowiec Intaru Lazur Ostrów Wlkp. Zawody w niemieckim Diedenbergen zaplanowane zostały na 22 czerwca, czyli w dniu, w którym IX kolejkę spotkań rozegrać miały drużyny I ligi, tym samym stało się jasne, że Adik nie będzie mógł wspomóc swoich kolegów w walce z GTŻ Grudziądz.

Regulamin Sportu Żużlowego w takim przypadku umożliwia przełożenie spotkania na inny termin, ale działacze ostrowskiego klubu zapowiadali, że nie skorzystają z tej możliwości. - Aby przełożyć spotkanie, trzeba przede wszystkim wiedzieć, na jaki termin chce się dany mecz przełożyć. Kiedy sprawdziliśmy wolne terminy, to w zasadzie nie było żadnego, w którym moglibyśmy skorzystać z wszystkich naszych zawodników. Oczywiście Adrian to jeden z naszych liderów i łatwo nam ta decyzja nie przychodzi, ale w świetle takiego a nie innego terminarza, nie mamy innego wyboru - mówił 13 czerwca na łamach portalu SportoweFakty.pl prezes Klubu Motorowego, Janusz Stefański.

Kontuzje

Problemy ostrowian rozpoczęły się kilka dni później. 16 czerwca w meczu Elite League kontuzji nabawił się Joonas Kylmaekorpi, drugi pod względem średniej biegowej żużlowiec Intaru Lazur. Za tego zawodnika trener Jan Grabowski mógł jednak zastosować regulaminowe zastępstwo zawodnika. Jeszcze większy pech dotknął ostrowian w tygodniu poprzedzającym mecz, bowiem upadki w ligach zagranicznych zanotowali Lukas Dryml, ale przede wszystkim Chris Harris - lider Intaru Lazur kontuzji nabawił się w piątek przed samym meczem.

Dlaczego nie przełożyli?

Powstaje więc pytanie - dlaczego, mając takie problemy kadrowe, działacze KM Ostrów jednak nie przełożyli spotkania ze względu na start Adriana Gomólskiego w barwach narodowych? Sprawę wyjaśnił Stanisław Bazela, członek Głównej Komisji Sportu Żużlowego, specjalista od regulaminów żużlowych: - Zgodnie z art. 777 Regulaminu Sportu Żużlowego mecz automatycznie zostaje odwołany, gdy w awizowanym składzie, który w środę przesyła się do Biura Sportu PZM i przeciwnego zespołu, przynajmniej jednej z drużyn jest co najmniej jeden zawodnik, który bierze udział w zawodach FIM lub UEM, w tym przypadku w półfinale DMŚJ. W składzie podanym przez klub z Ostrowa nie było Adriana Gomólskiego, więc nie było podstawy do odwołania meczu.

- Wszyscy zapomnieli jednak, że zgodnie z tym samym regulaminem każdy klub ma prawo najpóźniej na 45 minut przed rozpoczęciem meczu do dokonania w składzie dwóch zmian. Takie prawo miał więc także kierownik ostrowskiej drużyny. Obowiązujący w polskim sporcie żużlowym regulamin nie precyzuje zaś, w którym momencie - na tydzień, czy też na kilka godzin przed meczem - klub ma prawo skorzystać z zapisów artykułu 777 - napisał w oświadczeniu dla mediów Janusz Stefański.

Akcja - sprowadzamy Gomólskiego

Ostrowscy działacze nie mieli więc wyjścia - musieli zrobić wszystko, aby Adrian Gomólski pojawił się jednak na meczu, bo w mocno okrojonym składzie, bez trzech liderów mogli nie poradzić sobie z GTŻ Grudziądz i zanotować drugą porażkę, która przekreśliłaby prawdopodobnie jakiekolwiek szanse na awans. I choć wydawało się to niemożliwe, młodzieżowiec ok. 18:30 pojawił się na stadionie. Żużlowiec po zakończeniu zawodów w Diedenbergen został taksówką przewieziony na lotnisko we Frankfurcie nad Menem skąd przeleciał 800 kilometrów do Michałkowa pod Ostrowem Wielkopolskim, a stamtąd z pomocą Policji został przywieziony do Ostrowa, gdzie już czekały na niego motocykle.

- Pomimo niesprzyjających okoliczności w miniony weekend ludzie skupieni wokół Klubu Motorowego Ostrów postanowili nie poddawać się. W ciągu zaledwie kilku godzin zorganizowaliśmy odpowiednio szybki samolot, który na dodatek potrafiłby wylądować na lotnisku w Michałkowie (brak betonowego pasa startowego). W rezultacie, pomimo iż zawody w Diedenbergen zakończyły się około godziny 16:30 już o godzinie 18:30 Adrian Gomólski był w Ostrowie. Było to zadanie niezwykle karkołomne i ryzykowne. Cieszę się jednak, że zakończyło się sukcesem - opisał w oświadczeniu całą sytuację prezes ostrowskiego klubu.

Ale początek meczu o godz. 18

Zazwyczaj start do pierwszego biegu rozpoczyna się ok. 15 minut po godzinie rozpoczęcia spotkania, tyle mniej więcej trwa prezentacja zawodników. W niedzielę w Ostrowie bieg młodzieżowy rozpoczął się ok. 18:50. - Gospodarze celowo przedłużali prezentacje - uważa Andrzej Maroszek, trener GTŻ Grudziądz. - Jakieś przemówienia, kwiaty, pełno serpentyn. Mi się wydaje, że skoro mecz rozpoczyna się o 18, to powinien się o tej godzinie rozpocząć, a jak organizator chce jakieś dodatkowe imprezy robić, to powinien zaczynać je wcześniej. Zarzuty te odpiera Janusz Stefański, prezes Intaru Lazur: Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że zgodnie z regulaminem prezentacja rozpoczęła się punktualnie o godzinie 18. Zarzuty trenera Maroszka są więc bezpodstawne. Poza tym chciałbym zadać pytanie: czy my w trakcie prezentacji zrobiliśmy coś, co nigdy wcześniej nie miało miejsca? Przecież nie raz w przeszłości na początku zawodów odbywały się różnego rodzaju uroczystości, wygłaszane były przemówienia, czy też wręczane były kwiaty.

Alkomat

Największe oburzenie wśród gości wywołał jednak protest gospodarzy, którzy wnieśli regulaminową kaucję i poprosili o zbadanie alkomatem Kamila Brzozowskiego. Pojawił się kolejny problem, bowiem ani sędzia, ani organizatorzy nie posiadali alkomatu, trzeba było więc prosić o pomoc policję, ale zanim stróże prawa przyjechali, minęły kolejne minuty. Protest okazał się bezzasadny, junior z Grudziądza był trzeźwy. - To już był chwyt poniżej pasa - przyznał Maroszek. W jeszcze ostrzejszych słowach wypowiedział się natomiast Zbigniew Fiałkowski , prezes GTŻ-u: - Skandal. Młodemu zawodnikowi, który prowadzi bardzo sportowy tryb życia i alkoholu na oczy nie widział, zszargano opinię. Proszę wyobrazić sobie jak on się czuł. Kilka tysięcy ludzi, a on jest podejrzewany o picie przed meczem. I to poszło w świat! Gdyby chociaż ta kaucja trafiła do niego, jako zadośćuczynienie, ale te pieniądze trafią do GKSŻ. Wolałbym, żeby to mnie podejrzewano o picie, albo któregoś ze starszych zawodników, bo oni niejedno już widzieli i pewnie nie bardzo by się tym przejęli. I ten argument krótko odparł Stefański: Kolejny raz się pytam: czy został złamany regulamin?

A gdzie duch sportu?

Złamania regulaminu nie zarzuca gospodarzom Zbigniew Fiałkowski. - Oczywiście ostrowianie postąpili zgodnie z regulaminem, w żadnym przypadku go nie złamali. Tylko co to miało wspólnego z duchem sportu? Ja mogę pogratulować panu Stefańskiemu, że wyszukał kruczki regulaminowe i z nich skorzystał. Tylko, że to było po prostu śmieszne i nie miało nic wspólnego ze sportem. Był na tym meczu obserwator GKSŻ, był bardzo dobry sędzia, który na pewno to opisze. My właściwie nic nie możemy zrobić, bo wszystko odbyło się zgodnie z przepisami - przyznał prezes GTŻ-u.

Na pytanie o ducha sportu, ożywia się Janusz Stefański. - To ja się pytam, czy zgodne z duchem sportu jest to, że klub dostarcza do reprezentacji w pełni wyposażonego w sprzęt zawodnika, zawodnika, który w półfinale prowadzi kadrę do zwycięstwa, który prawdopodobnie wystartuje też w finale i być może również tam przyczyni się do kolejnego złota dla Polski, zawodnik ten jest finansowany przez nasz klub, przez naszych sponsorów i za to nasz klub jest karany tym, że nie możemy z niego skorzystać. Przecież to absurd. Tak naprawdę taki zawodnik i klub, z którego się wywodzi powinien być w zaistniałej sytuacji pod szczególną opieką Polskiego Związku Motorowego.

- Chce z całą mocą podkreślić, że w żadnym momencie nie złamaliśmy regulaminu. A niezgodne z duchem sportu jest to, że klub, który dostarcza reprezentantów kraju - jest karany. Bo nawet jeżeli odwołalibyśmy mecz, to nie ma w kalendarzu niedzielnego terminu, który zapewnia odpowiednią frekwencję, a co za tym idzie - odpowiednie wpływy do budżetu klubu. Dlatego chcieliśmy odjechać mecz w regulaminowym terminie, ale nikt z nas nie mógł przewidzieć, że w ciągu jednego tygodnia ze względu na kontuzje stracimy trzech liderów - powiedział włodarz ostrowskiego klubu.

To może mecz o 19?

Dlaczego więc gospodarze nie przesunęli godziny rozpoczęcia spotkania na godz. 19 lub 20, co pozwoliłoby Adrianowi Gomólskiego spokojnie dojechać do Ostrowa, a nie byłoby problemem późna pora zakończenia meczu, bowiem na stadionie Intaru Lazur zainstalowane jest sztuczne oświetlenie. Sprawę wyjaśnił Janusz Stefański: W sobotę przed meczem zadzwoniłem do pana Fiałkowskiego z prośbą o zgodę na przesunięcie rozpoczęcia meczu o godzinę lub dwie. Nie prosiłem go o przełożenie meczu na inny dzień. Przyjąłem bowiem założenie, że kontuzje są elementem sportowej rzeczywistości i nie będę nadużywał startu Adriana Gomólskiego w Drużynowych Mistrzostwach Świata Juniorów do tego, by pozostali moi zawodnicy doszli do pełni sił. Chciałem tylko, by Klub Motorowy Ostrów mógł w niedzielę skorzystać z żużlowca, który nie tylko jest w pełni sił, ale także reprezentuje Polskę, a więc także pana prezesa Fiałkowskiego w prestiżowej imprezie. Niestety, w odpowiedzi usłyszałem stanowcze: nie! W tej sytuacji tym bardziej dziwię się, że pan prezes Fiałkowski w różnego rodzaju wypowiedziach powołuje się na zasady fair play oraz ducha sportu..
Sam bowiem ich nie przestrzega
- wyjaśnił. - Najpierw, za pośrednictwem mediatora, pana Ryszarda Głoda była podjęta próba przełożenia spotkania na inny termin, nie mogłem jednak na to pozwolić na 24 godziny przed meczem - mówi natomiast Fiałkowski. Dlaczego jednak nie zgodził się na przesunięcie tylko godziny rozpoczęcia? - Moi zawodnicy zagraniczni mieli już logistycznie wszystko dopięte na ostatni guzik, a to bardzo pokrzyżowałoby im plany. Na pewno nie chodziło o jakąś złośliwość, chociaż gdy GTŻ miał w pierwszym meczu problemy kadrowe, to pan Stefański nie zgodził się na to, aby Risager jechał w meczu przeciwko Intarowi, bo tak stanowiła umowa. I ja o to pretensji nie miałem.

- Potwierdzam, że kontaktowałem się z prezesem Fiałkowskim, ale zrobiłem to na prośbę nie klubu z Ostrowa, a pana Szymańskiego, który poprosił mnie, abym spróbował wymediować jakieś rozwiązanie. Prezes GTŻ-u nie zgodził się na inny termin, bo była to sobota i na tym moja rola się skończyła - wyjaśnił Ryszard Głód, członek Głównej Komisji Sportu Żużlowego.

Co tam robiła Policja?

- Jeżeli prawdą jest, że Adriana Gomólskiego wiozła czy eskortowała Policja, to jest to kolejny skandal - oburzył się Fiałkowski. - Jak to jest możliwe, że za publiczne pieniądze robi się coś takiego - pytał. Sprawdziliśmy u źródła. - Z przykrością muszę stwierdzić, że takie zdarzenie miało miejsce. Nastąpiło to na prośbę wiceprezesa Klubu Motorowego. Wobec właściwego policjanta zostaną wyciągnięte odpowiednie konsekwencje - poinformował nas młodszy aspirant Artur Kurczaba z Komendy Powiatowej Policji w Ostrowie Wlkp. Zaskoczony jest tym Janusz Stefański, który potwierdza fakt pomocy Policji, dodaje jednak, że zgodnie z właściwymi przepisami Klub Motorowy zapłacił za tę pomoc.

Na zakończenie

Ostatecznie mecz zakończył się zwycięstwem zespołu Intar Lazur Ostrów Wlkp., który wygrał 50:40 i oprócz dwóch punktów za wygraną, zainkasował również bonus. Adrian Gomólski wystartował w sześciu biegach, zdobył 14 punktów będąc najskuteczniejszym żużlowcem swojej drużyny.

W sporze ostrowsko-grudziądzkim obie strony mają swoje racje, które staraliśmy się przedstawić. Osąd i wnioski zostawiamy jednak Czytelnikom.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×