Arboledy, Perguisy, Meliksony - czyli komu jeszcze obywatelstwo, komu?

W reprezentacji Polski grali już Emanuel Olisadebe i Roger Guereiro. Później naturalizowaliśmy: Ludovica Obraniaka, Adama Matuszczyka i Sebastiana Boenischa. Teraz przyszła kolej na faworytów trenera Franciszka Smudy - Manuela Arboledę i Damiena Perguisa, a już zgłaszają się albo zastanawiamy się nad kolejnymi kandydaturami w stylu: Thimothée Kolodziejczaka i Maora Meliksona.

Aleksander Wójcik
Aleksander Wójcik

Czy naprawdę biało-czerwone barwy z orzełkiem na piersi są na sprzedaż? Czy można zmienić swoją narodowość, wyrzec się kraju w którym się ktoś urodził, wychował i zacząć nagle pałać wielką miłością do następnej nacji? Cały kraj podzielił się na zwolenników i przeciwników naturalizacji obcokrajowców i dawania im praw do gry w reprezentacji Polski. Zwolennicy powiedzą brać ich w jasyr jak najszybciej, bo nam przepadną - tak jak "straciliśmy" już Miroslava Klose i Lukasa Podolskiego. Przeciwnicy zakrzykną "nie rzucim ziemi skąd nasz ród" i twierdzą, że to tylko przejaw wyrachowania i chęć promocji przed Euro 2012. Czy każdy przypadek jest porównywalny? Czy naprawdę nie mamy dostatecznie uzdolnionych zawodników urodzonych nad Wisłą, którzy mogliby z powodzeniem reprezentować nasz kraj? Czy w całym tym interesie bardziej chodzi o dobro naszej kadry, czy raczej sprytnym zawodnikom i ich obrotnym "menago" chodzi o wywołanie szumu medialnego, a poprzez to ubicie prywatnych interesików?

Zastanówmy się nad każdym przypadkiem z osobna. Emanuel Olisadebe - błysnął w eliminacjach do MŚ w Japonii i Korei, strzelił gola na mundialu, a następnie zniknął z kraju nad Wisłą i zapomniał już o "miłości" do Polski. Prawie identyczny przypadek to Roger Guereiro, który udaje teraz "Greka". O dziwo własnie próbuje go reanimować selekcjoner Franciszek Smuda. Pytanie tylko po co? Przecież życiową formę złapał utalentowany rdzenny Polak Patryk Małecki z Wisły, który został pominięty w ostatnich powołaniach na kadrę! Od ponad dwóch lat w kadrze gra Ludovic Obraniak, który ma problemy w lidze francuskiej z miejscem w "11" Lille. Znamiennie jest, że po tak długim okresie, pomocnik którego dziadek walczył w powstaniach, nie potrafi się porozumiewać z kolegami z reprezentacji w ojczystym języku! Przypadek Sebastiana Boenischa jest nieco inny. On jako młody chłopak wyjechał z rodzicami do Niemiec. W swojej drugiej ojczyźnie został ukształtowany piłkarsko. Przeszedł wszystkie szczeble wtajemniczenia i nawet występował w juniorskich reprezentacjach zachodnich sąsiadów do kadry U-21 włącznie. Gdy okazało się, że nie ma szans na dorosłą kadrę Niemiec - nagle zmienił zdanie i został reprezentantem Polski.

W kolejce tymczasem czekają ulubieńcy Franza Smudy - Kolumbijczyk Manuel Arboleda oraz Damien Perquis. Arboleda nie ma żadnych szans na reprezentację Kolumbii, ale jest "pupilkiem" trenera Smudy jeszcze z czasów poznańskiego Lecha - więc czemu nie zagrać na starość w biało-czerwonych barwach? Zaszkodzić nie zaszkodzi, a nuż pomoże? Perguis jest trochę podobnym przypadkiem do Obraniaka. Byłby jeszcze Laurent Koscielny ale ten przynajmniej jest poważny i chce reprezentować barwy kraju w którym się urodził, wychował i został oszlifowany jako piłkarz. Choć być może, gdyby nie interesował się nim na poważnie selekcjoner Tricolores, to i on zapałałby nagle miłością do Polski tak jak Perguis. Tylko czy zwykły kibic będzie się emocjonalnie identyfikował np. z człowiekiem z Kolumbii - tyle tylko, że "przefarbowanym" w biało-czerwone barwy? Przecież reprezentacja to nie klub, gdzie w Chelsea czy Wiśle prawie cała wyjściowa jedenastka może składać się z zagranicznych graczy!

Ktoś zakrzyknie - róbmy tak jak na całym świecie - jak jest okazja to naturalizujmy piłkarzy. Przecież taka potęga piłkarska jak Niemcy też tak robią! Czy aby na pewno? Jest zasadnicza różnica pomiędzy naturalizowanymi zawodnikami w Nationalmanschaft, a zagranicznym zaciągiem w naszej kadrze. U naszych zachodnich sąsiadów każdy z zawodników, nawet jak nie urodził się w Niemczech, tylko przybył tam w młodym wieku z zewnątrz - to został piłkarsko ukształtowany od A do Z według niemieckiego systemu szkolenia zawodników, przez tamtejsze klubu i było to i jest robione systemowo. Stąd sukcesy Niemców na arenie międzynarodowej we wszystkich kategoriach wiekowych, gdzie występuje wielu graczy z obco brzmiącymi nazwiskami. Tak było również z Klose i Podolskim. Tylko Boenisch się wyłamał z tego schematu ale nikt tam po nim nie płacze, bo mają kilku lepszych na jego pozycję.

W całym tym zamieszaniu i walce zwolenników i przeciwników naturalizacji obcokrajowców zapominamy o jednym. Czy naprawdę kilku, a może nawet i pełna jedenastka "innostrańców" stworzy potęgę naszej kadry? Czy my chcemy zbudować w miarę silną reprezentację tylko na Euro 2012, której zadaniem będzie wyjście z grupy, żeby nie było wstydu, a potem to chociażby potop! Czy chcemy budować coś systemowo, długofalowo i od podstaw. Jeśli ma to być ta druga koncepcja, to zamiast jeździć po świecie w poszukiwaniu kolejnych zawodników z tzw. "polskimi korzeniami", lepiej czas, a przede wszystkim duże pieniądze przeznaczyć na profesjonalny i jednolity system szkolenia na wszystkich szczeblach i w każdym zakątku kraju. Co z tego, że wybudowaliśmy już 1,5 tysiąca "Orlików" - jak nie ma kto na tych boiskach profesjonalnie uczyć dzieciaki techniki i taktyki! Jeśli chcemy być piłkarską potęgą w stylu Niemców, Hiszpanów czy Francuzów, to musimy postawić na metodyczne szkolenie i zbudowanie prawidłowej piłkarskiej piramidy. Tylko, że to kosztuje i trwa minimum 10-15 lat, wtedy za kilkanaście lat, na szczycie tej piramidy znajdą się piłkarskie perełki i przyszli reprezentanci kraju. Niestety u nas wszystko na ostatnią chwilę, a czasu nie ma, bo już za 15 miesięcy Euro! Nasz kochany PZPN woli ponad 35 procent swojego budżetu przejadać, czyli wydawać na: podróże, delegacje, marketing, rozbudowane wydziały, obsługę prawną związku etc., a na szkolenie młodzieży przeznacza się rocznie raptem 5-7 procent swoich finansów!

W klubach i to nie tylko Ekstraklasy ale minimum do 2 ligi - powinien być obligatoryjny wymóg posiadania minimum dwóch treningowych boisk trawiastych i jednego ze sztuczną murawą. Co najmniej jedna płyta powinna być podgrzewana, a wszystkie oświetlone. Do tego trzeba zacząć systematyczne szkolenie nie 8-9 latków, a zaczynać selekcję i trening już w wieku 5-6 lat. Powinni to robić profesjonalnie przygotowani instruktorzy i trenerzy, którzy muszą być odpowiednio wynagradzani, żeby nie musieli dorabiać w szkole albo gdzieś indziej, na kilku etatach. W dodatku wszyscy powinni mieć dostęp do profesjonalnie opracowanych materiałów szkoleniowych przez PZPN, tak jak już wieki temu zrobiła to niemiecka federacja DFB na swojej stronie internetowej. Tam trener wiejskiej drużyny np. 8-latków może jednym kliknięciem sprawdzić i ściągnąć sobie pełny program szkolenia ze wszystkimi ćwiczeniami plus materiały wideo, z rozpisaniem na poszczególne cykle czy tygodnie roku! A co proponuje w tej kwestii PZPN? Słyną "Kuleszówke" i kursy trenerskie I-kategorii i UEFA Pro - dwa razy w roku dla wybranej, ograniczonej liczby trenerów!

Na dzień dzisiejszy moglibyśmy się uczyć nie tylko od Niemców, Hiszpanów czy Francuzów ale nawet od naszych południowych sąsiadów - Czechów. Natomiast jak widać zarówno PZPN jak i selekcjoner Smuda – jemu akurat nie można się dziwić, bo będzie rozliczony z Euro 2012 - wolą szybko, na skróty rozdawać obywatelstwa i powołania na lewo i prawo. Tylko co nam to da? Co będzie po Euro jak np. Arboledzie, Meliksonowi czy Perquisowi, a także Obraniakowi i Boenischowi - podobnie jak wcześniej Olisadebe czy wkrótce Rogerowi przejdzie już miłość do biało-czerwonych barw? Pozostanie spalona ziemia! Ale działacze PZPN są zadowoleni z siebie, bo przecież mają ciepłe posadki, zagraniczne wycieczki z reprezentacją, a w perspektywie kilkunastu miesięcy Euro w Polsce! Żyć nie umierać, a po nas choćby potop!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×