Wybitny sportowiec i wielki człowiek - rozmowa z Janem Szturcem - pierwszym trenerem Adama Małysza

W Planicy podczas ostatnich w karierze zawodów Adama Małysza nie mogło zabraknąć Jana Szturca - wujka i pierwszego trenera naszego najwybitniejszego skoczka narciarskiego. - Jestem dumny z Adama, który pomimo wybitnych sukcesów pozostał nadal tym samym wielkim człowiekiem – powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Jan Szturc.

Maciej Kmiecik
Maciej Kmiecik

Maciej Kmiecik: Rozmawiamy podczas ostatniego weekendu Pucharu Świata z udziałem Adama Małysza. Zakręciła się panu łezka w oku??

Jan Szturc: Na pewno. Po 28 latach skoków Adama Małysza oraz 17 latach występów w Pucharze Świata, w przyszłym sezonie będzie go nam na pewno brakowało. Czujemy wszyscy tutaj w Planicy, że odchodzi wielki mistrz, jeden z najwybitniejszych skoczków w całej historii. Adam pozostawia po sobie sukcesy, które są bardzo trudne do powtórzenia. Adam dla polskich skoków, dla całego polskiego sportu zrobił bardzo wiele. Pociągnął za sobą miliony kibiców, którzy byli z nim na dobre i na złe przez całą karierę.

Kibice Adama kochali nie tylko za sukcesy sportowe, ale chyba także za to, jakim jest człowiekiem...

- Zgadzam się. Adam pokazał, że można być wybitnym sportowcem, ale także wielkim człowiekiem. Dlatego Adam był tak uwielbiany przez kibiców, bo zawsze potrafił się odpowiednio zachować. Zarówno na skoczni, jak i w mediach, a także w normalnym życiu pozasportowym. Adam to skromny człowiek o niesamowitej osobowości. Niewielu jest skoczków tak szanowanych przez rywali. Adam na skoczni nie miał wrogów. Miał kolegów, którzy z nim rywalizowali, ale przede wszystkim darzyli go ogromnym szacunkiem.

Przyzna pan, że polskie skoki po erze Małysza będą już inne?

- Na pewno będzie go nam brakowało na skoczni. Myślę jednak, że Adam wciąż będzie blisko polskich skoków. Nie wyobrażam sobie, żeby odsunął się całkiem od tej dyscypliny. Jestem przekonany, że Adama często będziemy widzieli na zawodach Pucharu Świata czy najważniejszych imprezach w Polsce.

W jakiej roli przy polskich skokach widziałby pan Adama Małysza?

- To już zadanie Polskiego Związku Narciarskiego, by wykorzystać potencjał jaki jest w Adamie Małyszu. Nie będzie już czynnym sportowcem, ale on jeszcze może wiele zdziałać dla polskich skoków. Jestem przekonany, że Adam Małysz będzie świetnym ambasadorem polskich skoków narciarskich. Adam jest wielką osobowością, cenioną wśród zawodników czy szkoleniowców. Gdziekolwiek się pojawi, na skoczniach całego świata, będzie przyjmowany bardzo serdecznie. Przez lata zapracował sobie na taką pozycję w światku skoków narciarskich.

Tegoroczne sukcesy Kamila Stocha sprawiły, że wielu widzi właśnie w skoczku z Zębu następcę Adama Małysza. Podziela pan tę opinię?

- Myślę, że faktycznie Kamil Stoch przejmie tę pałeczkę po Adamie Małyszu. Powinien on być naturalnym liderem drużyny i wierzę, że tak jak Małysz pociągnie swoich młodszych kolegów. Bardzo chciałbym, żeby po Adamie została silna drużyna i grupa skoczków, która będzie liczyła się w Pucharze Świata.

Pracuje pan nadal w polskich skokach, obserwuje pan tych młodych chłopców. Są w nich talenty - nie mówię na miarę Adama Małysza - ale "z papierami" na dobre wyniki w Pucharze Świata?

- Są na pewno talenty, ale czy doczekają oni sukcesów, zależy od wielu czynników. Duże znaczenie będzie miała jakość szkolenia, ale także - a może przede wszystkim - ich podejście do pracy. Tutaj w Planicy mamy przecież naszą przyszłość skoków narciarskich, Kamila Stocha, Tomasza Byrta, Stefana Hulę, Piotra Żyłę, braci Kotów. Są jeszcze ci najmłodsi, którzy startują w zawodach z cyklu Lotos Cup. Często rywalizują ze swoimi rówieśnikami w zawodach międzynarodowych i osiągają bardzo dobre wyniki. Z tej grupy wymienię chociażby Krzysztofa Leję, Krzysztofa Kabota, Dawida Jarząbka, a z jeszcze młodszej Pawła Wąska, Bartosza Czyża czy Tomasza Pilcha, siostrzeńca Adama Małysza. Mamy perełki, które trzeba będzie szlifować. Wszystko teraz w rękach trenerów.

Na czym pana zdaniem polegał fenomen Adama Małysza, który jako jedyny spośród wielu wybitnych skoczków potrafił wygrywać zawody Pucharu Świata na przestrzeni 15 lat - między 1996 a 2011 rokiem?

- W tej chwili jest tendencja do osiągania sukcesów od jak najmłodszych lat. Bardzo wcześnie puszczamy zawodników na duże skocznie, co niejednokrotnie szkodzi w pierwszym okresie szkoleniowym. Adam Małysz dopiero w wieku 16 lat zaczął skakać na dużych skoczniach. Porównując Adama do Klimka Murańki czy Kamila Stocha, oni już w wieku 10 lat skakali na Wielkiej Krokwi. Adam nie był tak bardzo eksploatowany w młodym wieku. Myślę, że między innymi dlatego przez tak długi czas potrafił utrzymywać się w światowej czołówce. Nie mówię, że to jest przepis na długowieczność w skokach, ale z pewnością jeden z czynników, który pozwolił Adamowi tak długo w dobrym zdrowiu cieszyć się sukcesami.

Trofea Adama Małysza można by wymieniać w nieskończoność. Cztery Puchary Świata, cztery tytuły mistrza świata, cztery medale olimpijskie. Czy dla pana któryś z tych triumfów jest szczególny? Były przecież momenty, kiedy Adam wracał do pana, swojego pierwszego trenera...

- Każdy medal olimpijski ma swoją wagę. Każde mistrzostwo świata jest niezwykle cenne, a zdobycie Pucharu Świata wymaga niesamowitej formy przez cały sezon. Trudno więc porównywać te sukcesy. Nie chcę żadnego z sukcesów Adama Małysza jakoś wyróżniać. Myślę, że w hierarchii Adama też te sukcesy nie są mniej lub bardziej ważne. Wszystkie medale i Puchary Świata są wyjątkowo cenne. Dla mnie jako pierwszego trenera Adama również.

Kiedy zaczynał trenować pan przyszłego mistrza w wieku zaledwie kilku lat, dało się już wówczas poznać, że mamy do czynienia z ogromnym talentem?

- Żaden trener zaczynając szkolić młodych zawodników, nie jest w stanie przewidzieć, jak daleko może zajść dany skoczek. Adam oprócz tego, że miał niewątpliwy talent, na początku był słaby fizycznie. Na tych małych skoczniach, na których uczą się młodzi chłopcy, o sukcesie decyduje siła wybicia. Adam jako dziecko jej nie miał. W jego wieku zawodnicy byli od niego o głowę wyżsi. Na tych małych skoczniach, 20-30-40 metrowych, Adam nie odnosił wielkich sukcesów. Dopiero gdzieś w wieku 14-16 lat zaczął pokazywać, jak ogromny potencjał w nim drzemie. Wtedy już było widać, że Adam naprawdę rośnie na wielkiego sportowca.

Ale pewnie jego sukcesy przeszły najśmielsze pana oczekiwania?

- Oczywiście. Moim marzeniem było, żeby Adam wywalczył mistrzostwo Polski. To spełniło się w 1994 roku na mistrzostwach kraju w Zakopanem. Wtedy Adam Małysz jeszcze jako junior po raz pierwszy wywalczył tytuł mistrza Polski seniorów. Wówczas wiedziałem już, że z tego chłopaka może być w przyszłości znakomity skoczek. Długo nie trzeba było czekać. Dwa lata później w Oslo Adam wygrał pierwsze w karierze zawody Pucharu Świata. Później wiadomo jak to wszystko się potoczyło. Sukcesy, do których doszedł, nie śniły nam się nawet w najpiękniejszych snach.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×