Chciałbym w końcu zagrać w Ekstraklasie - rozmowa z Marcinem Salamonikiem, zawodnikiem ŁKS-u Sphinx Łódź

Marcin Salamonik już drugi raz ma okazję cieszyć się z awansu do TBL, ale być może dopiero w kolejnym sezonie będzie miał szansę w końcu zadebiutować w Ekstraklasie. Jego ŁKS wydawałoby się, że skazany na pożarcie ze stanu 0:2 doprowadzić do 3:2 i pozostawił w pokonanym polu zespół z Dąbrowy Górniczej.

Mateusz Zborowski
Mateusz Zborowski

Mateusz Zborowski: Jakie to uczucie po raz drugi być jednym z głównych sprawców awansu do TBL?

Marcin Salamonik: Uczucie cudowne, po raz drugi udaje mi się awansować wychodząc ze stanu 0-2. Tylko drużyna z prawdziwym charakterem potrafi dokonać takich rzeczy.

Co zadecydowało o tym, że po dwóch porażkach w trzech kolejnych meczach nie pozostawiliście MKS-owi złudzeń kto jest lepszy i komu należy się awans?

- Drugie spotkanie przegrane na własne życzenie spowodowało, że powiedzieliśmy sobie: "Nie pozwolimy, aby Dąbrowa otwierała szampana w naszej hali i cieszyła się z awansu". Wiedzieliśmy, że przy normalnej dyspozycji rzutowej oraz zaangażowaniu na 120 procent doprowadzimy do piątego spotkania.

Co było kluczowym elementem, który dał ŁKS-owi awans?

- Przede wszystkim byliśmy prawdziwym zespołem: "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego"... Tak jak już wspomniałem zagraliśmy ze 120 procentowym zaangażowaniem, walczyliśmy o każdą piłkę i oczywiście popis dali nasi kibice, bez których ten awans byłby niemożliwy. To co zrobili oraz pokazali w meczach w Łodzi oraz wyjazdowym spotkaniu w Dąbrowie było mistrzostwem świata, a takie powitanie, jakie nam zgotowali przed hala w Łodzi przeżyłem pierwszy raz.

Czujecie się jak bohaterowie? Przywitanie mieliście iście mistrzowskie, dla takich chwil chyba warto zostawiać zdrowie na parkiecie i walczyć do upadłego?

- Jak bohaterowie to chyba nie, ale dla całego zespołu nalezą się wielkie słowa uznania. Uważam, że dokonaliśmy rzeczy niesamowitej. Przeszliśmy dwie rundy play off startując z niższej pozycji, a to jest bardzo duża sztuka. W pierwszej oraz drugiej rundzie wszyscy stawiali jako faworytów drużyny przeciwne, ale faza play off to jest inna gra, tutaj liczy się przede wszystkim walka, psychika i charakter.

Czy kontaktował się z wami Marcin Gortat i gratulował tego sukcesu?

- O to trzeba zapytać Filipa Keniga lub prezesa klubu Jakuba Urbanowicza, którzy znają się z Marcinem bardzo dobrze, ale wydaje mi się że na pewno takie gratulacje były.

Skupmy się na Tobie. Myślisz już o nowym sezonie?

- Na razie skupiam się na dokończeniu tego sezonu, ponieważ czekają nas mecze z Politechniką Warszawską o pierwsze miejsce, a znając charakter trenera Starcevica przeciwnik przyjedzie jak na normalny ligowy mecz.

Czy Marcin Salamonik w końcu będzie miał szansę zadebiutować w TBL? To chyba byłoby poniekąd koszykarskie spełnienie po tylu latach spędzonych na zapleczu Ekstraklasy, stanąć do walki z najlepszymi graczami w Polsce?

- To czy zagram będzie zależało od prezesów oraz trenera klubu. Oni zdecydują czy będzie dla mnie miejsce w tej drużynie. Ja na pewno chciałbym w końcu zagrać w Ekstraklasie i sprawdzić się na tle najlepszych zawodników na krajowym podwórku.

Przed wami jeszcze gra o I miejsce z Politechniką. Piotr Trepka przyznał, że będzie to już gra dla zabawy, czy też tak uważasz?

- Swój cel na ten sezon osiągnęliśmy. Również uważam, że to spotkanie możemy potraktować trochę luźniej, co nie znaczy ze odpuścimy ten mecz. Zanosi się na to, że hala w Lodzi zapełni się w całości kibicami, więc będziemy chcieli pokazać dużo dobrej i efektownej koszykówki.

Chyba po takim sezonie należą się wam wakacje? Długi odpoczynek czy praca nad sobą z nadziejami na TBL?

- Odpoczynek na pewno. Porządne wakacje nam się należą, ale zbyt długie one nie mogą być. Siłownia, basen, trochę biegania oraz "zabaw" z piłką w okresie wakacyjnym na pewno będzie sporo.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×