Tomasz Lorek: Nieznane oblicze Tomáša Berdycha - część 3 - ostatnia

Najlepszy czeski tenisista - Tomáš Berdych świetnie czuje się również reprezentując swoją ojczyznę w Pucharze Davisa. Poznaj inne oblicze Czecha, który z lubością spaceruje po stokach Beskidów, przesiaduje w skansenach, namawia tatę, aby zarzucił jazdę lokomotywą, a przed mamą odkrył uroki Nowego Jorku.

Tomasz Lorek
Tomasz Lorek

Po mamie Hanie odziedziczył emocje, po ojcu ład i porządek. - Śmiejemy się z mężem, kiedy oglądamy w telewizji mecz syna, a Berdia akurat kłóci się z sędzią o sporną piłkę. Wtedy Martin mówi: widzisz, twoja krew, te jego niepotrzebne wybuchy. Wówczas ja, żeby załagodzić sytuację, mówię: wiem, wiem, dzięki zimnemu umysłowi nasz syn jest w stanie sprostać największym tuzom i nie boi się wyjść na centralny kort Wimbledonu mając za przeciwnika Rogera Federera. Chłodna ocena sytuacji to cecha, którą syn odziedziczył po mężu. Co do tego nie mam cienia wątpliwości - prawi Hana.

Berdia dojrzał do wielkich sukcesów. To już nie jest ten sam tenisista, który późną jesienią 2005 roku wygrał turniej z cyklu Masters w paryskiej hali Bercy. To już inny gracz niż ten, który wygrywał w 2008 roku w Tokio i w 2009 w Monachium. Oprócz znakomitych osiągnięć z drużyną w Pucharze Davisa, pokazał, że potrafi być groźny dla najlepszych w turniejach Wielkiego Szlema. Szwed Robin Söderling przeżywał ciężkie chwile kiedy w półfinale ubiegłorocznego Roland Garros, Berdia prowadził z nim 2-1 w setach. Wieżowiec z Tibro co prawda ostatecznie pokonał Czecha, ale do dziś pamięta, że Tomáš wysoko zawiesił wówczas poprzeczkę. Co nie udało się w Paryżu (choć półfinał Roland Garros to wielki sukces), udało się Tomášowi podczas Wimbledonu. Zwycięstwo nad Rogerem Federerem w ćwierćfinale, wygrana z Nole Đokoviciem w półfinale mówią same za siebie. Berdia przegrał co prawda finał z Rafą Nadalem, ale o doniosłości tego sukcesu świadczy fakt, że po raz ostatni nasi południowi sąsiedzi mieli w finale swojego reprezentanta w 1987 roku. Ivan Lendl przegrał wówczas z Patem Cashem.

- Berdia podjął świetną decyzję w styczniu 2009 roku kiedy zdecydował się trenować z Tomášem Krupą - twierdzi Radek Štěpánek. - Wiem co mówię, bo pracowałem z Krupą przez 7 lat. To znakomity fachowiec. Nauczył Berdię, że punkty w tenisie można zdobywać inaczej niż soczyście uderzając piłkę z głębi kortu. Pokazał Tomášowi, że można rozszerzyć repertuar uderzeń i nie bazować jedynie na potężnym serwisie i solidnym forhendzie. Berdia nauczył się od Krupy, że kluczem do sukcesów jest świetna praca nóg, znakomite poruszanie się po korcie, częstsze chodzenie do siatki. Wcześniej rzadko widziałem akcję, w której Berdia zagrywa slajsem z bekhendu. Teraz to zaczyna być uderzenie, po którym Tomáš zdobywa sporo punktów. Kiedy gra się z takimi asami jak Rafa czy Đoko, którzy świetnie poruszają się po korcie, trzeba poświęcić rotację dla tempa. Tomáš nie potrafi tak genialnie podkręcać piłki jak Hiszpan czy Serb, ale dysponuje znakomitym płaskim uderzeniem. Cieszę się, że tak pięknie rozwija się talent mojego kolegi - wyznaje Štěpánek. To prawda. Przed laty Berdia potrafił złościć się na krzywdzącą (jego zdaniem) decyzję sędziego. Bywało też, że upatrywał winowajcy w zbyt silnie wiejącym wietrze. Teraz, kiedy Tomáš dojrzał mentalnie i poszerzył arsenał zagrań, woli skoncentrować się na następnej piłce. Zawodowiec.

Berdia dojrzewa również jako prawowity syn beskidzkiej ziemi. O zasadzenie drzewa nie należy się martwić. Podobnie jak o kwitnącą, wieloletnią miłość do partnerki, znanej czeskiej tenisistki, Lucie Šafářovej. Młodsza o prawie półtora roku od Berdii, ćwierćfinalistka Australian Open 2007, również pochodzi z Moraw. Urodzona w Brnie Lucie od małego wierzyła, że zostanie profesjonalną tenisistką. - Już jako brzdąc marzył mi się wielki tenis i choć nie osiągnęłam ogromnych sukcesów, to uczciwie przyznaję, że nigdy nie odfajkowałam żadnego treningu. Zawsze przykładam się do zajęć, staram się być przygotowana na 100 procent, bo tego nauczył mnie tata. W dzisiejszym kobiecym tenisie nawet wielka faworytka z pierwszej dziesiątki rankingu może przegrać z niżej notowaną zawodniczką, jeśli zaniedba trening. Kiedy moim trenerem był David Kotyza, koleżanki lubiły żartować, że Berdia ma prawo być zazdrosny. Szkopuł w tym, że nie daję Tomasowi powodów, aby był zazdrosny. Trener Kotyza to mój dobry kolega, a poza tym on jest ode mnie o tyle lat starszy... - śmieje się Lucie. Šafářová i Berdych znają się od ponad 15 lat, ale nie uważają, że należy spieszyć się z zawarciem związku małżeńskiego. - Nie uważam, że małżeństwo jest czymś złym. Jesteśmy parą od 8 lat, jest nam dobrze ze sobą, a jeśli tendencja wzrostu będzie podtrzymana, to nie widzę powodów, dla których mielibyśmy zwlekać z małżeństwem. Wiele osób zarzuca mi, że nie utrzymuję kontaktu z koleżankami. Nie mam czasu, aby pójść na kawę z koleżanką. Tenis to sport indywidualny, człowiek jest tak naprawdę pozostawiony sam sobie. Uważam, że to cudowne, że kocham chłopaka, który jest z tej samej branży i rozumie dlaczego wstaję wcześnie rano, nie dziwi się tym "cudom", które jem na śniadanie, nie pyta dlaczego idę na masaż i czemu pospiesznie rezerwuję bilet lotniczy, aby zdążyć na następny turniej. Myślę, że koleżanka, która studiuje lub wykonuje "normalny" zawód, mogłaby mieć problem ze zrozumieniem tego co dzieje się w "kuchni" profesjonalnego sportowca - wyznaje Lucie Šafářová. Lucie i Tomáš z rzadka mają czas na rozrywkę, ale kiedy już wygospodarują szczyptę wolnego czasu, wówczas najchętniej oglądają ambitne filmy w kinie lub wybierają się do restauracji na pyszną kolację, aby choć na moment zerwać z reżimem diety. - Dobry film zawsze idzie w parze ze znakomicie przyrządzoną kolacją. Mamy do tego słabość i nie potrafimy sobie odmówić tej przyjemności - mówi Lucie.

Nie wyobrażają sobie życia w metropolii. Praga, choć magiczna i zachwycająca dla rzesz turystów, może być męcząca dla ludzi zakochanych w pięknej przyrodzie Moraw. - Jeśli potrzebujemy coś z miasta, to wsiadamy z Lucie do auta i po kwadransie jesteśmy w Ołomuńcu. Nikt nas nie namówi, żeby przenieść się do stolicy. Nie lubimy pośpiechu, hałasu, szalonego tempa. Nic tak kojąco nie wpływa na duszę i ciało jak wizyta w skansenie, który znajduje się w Rożnowie pod Radhosztem. To cudowne dzieło ludowej architektury z rejonu Beskidów. Miejsce godne odwiedzenia, nie tylko dlatego, że to największy skansen w Czechach. Pospacerujcie sobie po tym "drewnianym miasteczku", usiądźcie na ławeczce i koniecznie skosztujcie miejscowego wypieku o nazwie frgale. Niebo w gębie. Popatrzcie wtedy na zieleń okolicznych wzgórz, a zrozumiecie, że to raj na ziemi - kończy Berdia. Ot, jak pięknie jest wieść żywot człowieka poczciwego...

Tomasz Lorek

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×