Skazani na spadek?

Właściciel ŁKS, Daniel Goszczyński ledwo wiąże koniec z końcem. Bez skrupułów sprzedaje swoich najlepszych piłkarzy, aby zgromadzić pieniądze na zaległe pensje dla zawodników. Boss łódzkiego klubu najwyraźniej zapomniał, że za trzy tygodnie rozpoczynają się rozgrywki ligowe, bo trener Marek Chojnacki nie ma kim grać!

Piotr Tomasik
Piotr Tomasik

Rok temu Goszczyński pozbył się dwóch czołowych piłkarzy - Tomasza Hajty i Adama Marciniaka. Półtora roku temu, gdy ŁKS miał realne szanse na europejskie puchary (!), sprzedał prawie połowę składu (m.in. Roberta Kolendowicza czy Dariusza Kłusa). A wszystko po to, aby choć w najmniejszym stopniu zachować płynność finansową.

Wielka wyprzedaż

Tym razem, chcąc uniknąć upadku klubu, łódzka wyprzedaż trwa w nieznane. Co ciekawe, już na samym początku drużyna straciła pięciu ważnych zawodników, za których nie dostała ani grosza! Trójka Brazylijczyków (Jovinio, Andreson i Paulinho) odeszła wraz z współwłaścicielem klubu, Łukaszowi Madejowi wygasła umowa, a Tomasz Kłos zakończył karierę. Goszczyński zarobił dopiero na Robercie Szczocie i Ensarze Arifoviciu, którzy trafili do Jagiellonii Białystok. Na dniach odejść mają Sebastian Mila (Śląsk Wrocław) i Arkadiusz Mysona (Lechia Gdańsk)... Licznik zatrzymuje się więc na dziewięciu zawodnikach.

Transfery tych dwóch ostatnich spadły na łódzki klub jak grom z jasnego nieba. Mila od dawna podkreślał, że chce zostać, a Mysona brał pod uwagę odejście, ale był skłonny do negocjacji. Teraz obaj podjęli zaskakujące decyzje. - Nieraz jest tak, że z niewolnika nie ma pracownika - mówi w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl trener Marek Chojnacki. - Jeśli ktoś wcześniej składał deklaracje, iż będzie grał w naszym klubie, a teraz mu się odwidziało i nie zamierza zostać, to krzyż mu na drogę. Wolę pracować z ludźmi, którym zależy na występach w Łódzkim Klubie Sportowym. Jeżeli komuś jest tutaj nie po drodze i ma swoje widzimisię, to życzę wszystkiego najlepszego - irytuje się.

Zaradzić problemom

- Przede wszystkim ubolewam nad tym, że w nadchodzącym sezonie będę miał do dyspozycji zupełnie inny zespół niż ten, który posiadałem w okresie przygotowawczym. To jest największy problem. Ale trener jest przecież od tego, żeby z takimi kłopotami sobie radzić - przyznaje szkoleniowiec.

Chojnacki nieraz już ratował ŁKS z opresji, ale nie wiadomo jak będzie tym razem. Drużyna beznadziejnie sobie radzi w sparingach. Ostatnio łodzianie przegrali 0:4 z KSZO Ostrowiec (nowa II liga). - Do takich meczów nie przywiązuję większej wagi. Gdybym to robił, od dawna w tym zawodzie bym już nie pracował - mówi. - Jeśli patrzylibyśmy tylko i wyłącznie przez pryzmat wyniku, byłaby to tragedia. Biorąc jednak pod uwagę naszą grę w obecnym okresie przygotowań, sytuacja prezentuje się zupełnie inaczej. Dlatego też nie robiłbym tragedii - uspokaja.

Znaleźć następców

W tym przypadku należy akurat zaufać Chojnackiemu, który wcześniej nie miał większych problemów z odpowiednim przygotowaniem drużyny do sezonu. Zapewne tak samo byłoby teraz, ale wciąż nie wiadomo, kogo trener będzie miał do dyspozycji. Jak na razie przyszedł tylko Mariusz Mowlik, który - jak dowiedział się serwis SportoweFakty.pl - podpisał już umowę. - Chciałbym, żeby zajął miejsce Kłosa. Prawdopodobnie dojdzie do nas jeszcze Czarnogórzec Ognjanović i mam nadzieję, że we dwójkę godnie zastąpią Tomka - analizuje. Oprócz nich, ŁKS zamierza zatrudnić Georgasa Freidgeimasa, który wskoczyłby do składu za kontuzjowanego Roberta Łakomego. Akurat na Litwina Chojnacki zamierza stawiać, bo doskonale wie, na co go stać.

Szkoleniowiec będzie miał o wiele więcej problemów ze znalezieniem następców na kolejne pozycje. Przede wszystkim, klub szuka kogoś w miejsce Łukasza Madeja, który był liderem Łódzkiego KS. Jeśli nikogo nie uda się sprowadzić w jego miejsce, to spore szanse będzie miał na grę Nazad Asaad. Szwed w minionym sezonie występował jedynie w Młodej Ekstraklasie. - Ale robi ogromne postępy i mam nadzieję, że w dalszym ciągu będzie rozwijał się w takim tempie - przyznaje trener.

Niewiadomą jest również lewa strona pomocy. - Po odejściu Roberta Szczota brakuje nam odpowiedniej osoby na tę pozycję - mówi Chojnacki. Nie ulega wątpliwości, że jednego z najszybszych zawodników polskiej ligi będzie bardzo ciężko zastąpić. Niewykluczone, iż ŁKS zdecyduje się na testowanego Czecha Jiri Vagnera bądź sprowadzi z Polonii Bytom Marcina Radzewicza.

Z linią ataku w łódzkim zespole też nie jest najlepiej. Nie dość, że w kadrze nie ma ich wielu, to raczej nie prezentują poziomu na miarę ekstraklasy. - Do naszej dyspozycji jest jedynie młody Kujawa - żali się trener. Możliwe jednak, że testowany Adam Czerkas podpisze kontrakt, a Tomasz Moskal zmieni zdanie i ostatecznie zdecyduje się na grę w ŁKS.

Nie ulega wątpliwości, że sytuacja w klubie z alei Unii jest dramatyczna. Łatwo odnieść wrażenie, iż wszystko znów znalazło się w rękach trenera Chojnackiego, od którego oczekuje się cudów. Pytanie tylko, ile ich jeszcze może być. Jeden zdarzył się niedawno, gdy szkoleniowiec przedłużył umowę. Na pytanie, czy żałuje tamtego kroku, nie chce jednoznacznie powiedzieć. - Nie można patrzeć wstecz i analizować podjętych decyzji, bo człowiek w życiu popełnia wiele błędów. Teraz przeszłość nie ma żadnego znaczenia. Muszę zrobić wszystko, aby ta drużyna jak najlepiej zaprezentowała się w lidze. Bez względu na to, jakim składem będę dysponował - kończy. Już dziś wiadomo, że będzie to prawdopodobnie najsłabsza "jedenastka" w ekstraklasie.


ŁKS 2007/2008:
Wyparło - Łakomy, Adamski, Kłos, Mysona - Madej, Kaszczelan, Mila, Szczot - Jovino, Arifović.

ŁKS 2008/2009*:
Wyparło - Freidgeimas, Adamski, Mowlik, Woźniczka - Asaad, Kaszczelan, Haliti, Vagner - Czerkas, Kujawa.

* tak prawdopodobnie będzie wyglądał - na dzień dzisiejszy - skład w pierwszym meczu ligowym

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×