Kontrolowane wahania - relacja z meczu PGE Turów Zgorzelec - Kotwica Kołobrzeg

Na otwarcie sezonu Tauron Basket Ligi PGE Turów gromił w pierwszej kwarcie Kotwicę 25:9. Częste rotacje wybiły jednak wicemistrzów Polski z rytmu. Kołobrzeżanie walczyli ambitnie, ale niespodzianki ostatecznie nie było.

Grzegorz Bereziuk
Grzegorz Bereziuk

Otwarcie sezonu było kibiców w Zgorzelcu okazałe, ale tylko w pierwszej kwarcie. Wówczas koszykarzom PGE Turowa wychodziło niemal wszystko, zarówno w obronie jak i ataku. Najlepszym na to dowodem było prowadzenie gospodarzy w połowie kwarty otwierającej mecz - 12:0. Kotwica pierwsze punkty zdobyła dopiero w piątej minucie spotkania po rzucie Odeda Brandweina z dystansu. Takim samym wyczynem w dalszej części pierwszej odsłony popisał się Jessie Sapp. Było to jednak niewiele w porównaniu do rozpędzonych zgorzelczan, którzy pierwszą kwartę wygrali ostatecznie 25:9. W barwach wicemistrzów Polski brylowali Amerykanie. John Edwards w ciągu 10 minut zdobył 8 punktów i miał 3 zbiórki. Tyle samo punktów zapisał na swoim koncie David Jackson i miał od kolegi z drużyny jedną zbiórkę więcej.

- Rozpoczęliśmy mecz bardzo dobrze i to troszeczkę wpłynęło na nasze nastawienie do meczu. Przez pierwsze 15 minut kontrolowaliśmy mecz, mieliśmy przewagę i graliśmy dobrze w obronie – powiedział po meczu trener PGE Turowa Jacek Winnicki. W 14. min po pięciu punktach z rzędu Aarona Cela zgorzelczanie wygrywali 37:20 i wydawało się, że nic złego drużynie z Dolnego Śląska stać się nie może. - Wprowadziliśmy zmiany na boisku. Takie jest założenie aby grać szerokim składem i utrzymywać wysoką intensywność gry. Okazało się, że w tym meczu absolutnie nie zdało to egzaminu. Straciliśmy rytm grania - tłumaczył Jacek Winnicki.

Nie mający nic do stracenia goście z Kołobrzegu, którzy w całym meczu zagrali w siedmioosobowym składzie, konsekwentnie grali szybką koszykówkę. Zespół trenera Tomasza Mrożka zaczął wykorzystywać błędy przeciwnika i systematycznie odrabiać straty. Przykładowo tuż przed przerwą kołobrzeżanie wymusili na przeciwniku błąd przy wyprowadzaniu piłki, a w kolejnej akcji tuż przed końcem drugiej kwarty z dystansu trafił Reginald Holmes i Kotwica przegrywała już tylko 32:39.

Jeszcze ciekawiej zrobiło się w trzeciej kwarcie. Goście bowiem konsekwentnie wybijali przeciwnika z rytmu i odrabiali straty. W 24. min po akcji Odeda Brandweina był remis 41:41, a kilka chwil później przyjezdni po punktach Łukasza Diduszko wyszli na prowadzenie 46:45. W 27. min zgorzelczanie przegrywali jeszcze 53:54 po akcji Reginalda Holmsa, ale później odzyskali prowadzenie i mimo napiętej sytuacji nie oddali go do końca meczu. - W końcówce trzeciej kwarty udało nam się odzyskać swój rytm, ale generalnie z takimi wahaniami formy pozwoliliśmy rywalom kilka razy wrócić do gry. Zdecydowanie nasi przeciwnicy zdobyli zbyt wiele punktów z szybkiego ataku. Jednak, mimo że wygraliśmy tylko dwoma punktami uważam, że końcówkę kontrolowaliśmy – podsumował trener PGE Turowa Jacek Winnicki. - Chciałem podziękować swojej drużynie, że pomimo fatalnej pierwszej kwarty potrafili się podnieść i grać przez kolejne 30 minut jak równy z równym. Uważam, że o naszej dwupunktowej porażce zdecydowała właśnie pierwsza kwarta - powiedział trener Kotwicy Tomasz Mrożek. Ostatecznie PGE Turów zwyciężył Kotwicę 76:74.

PGE Turów Zgorzelec - Kotwica Kołobrzeg 76:74 (25:9, 14:23, 20:22, 17:20)

PGE Turów:
Jackson 14 (1), Kickert 11 (1), Moore 11 (1), Wysocki 10, Cel 8 (2), Edwards 8, Gabiński 6, Gustas 4, Lauderdale 2, Mielczarek 2, Chyliński 0, Jankowski 0.

Kotwica: Wichniarz 17 (3), Brandwein 15 (2), Holmes 13 (3), Diduszko 11, Sapp 10 (2), Djurić 6 (1), Harris 2.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×