Widmo walki o utrzymanie oddaliło się od Lechii - echa meczu Lechia Gdańsk - Ruch Chorzów

Zespół Lechii Gdańsk wreszcie się przełamał i pokonał Ruch Chorzów 1:0. Było to bardzo ważne spotkanie dla gdańszczan. Wreszcie po czterech meczach padła bramka dla Lechii i biało-zieloni oddalili się od strefy spadkowej.

Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski

Pech Stawarczyka, ambicja Traore

Jedyna bramka w meczu padła w 12. minucie spotkania. Wtedy to Abdou Razack Traore ograł Łukasza Burligę i nastrzelił Piotra Stawarczyka. - Można powiedzieć, że bramkę straciliśmy po moim błędzie, bo trochę za łatwo dałem się ograć Razackowi - przyznał Burliga w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl. Był to gol samobójczy, ale trudno powiedzieć, czy bramka była przypadkowa. Traore po prostu walczył do końca, czego od napastników powinno się wymagać. Bramek biało-zielonym brakuje bardzo mocno i muszą się oni przełamać, gdy mają ambicję jeszcze powalczyć o cokolwiek w tym sezonie.

Niewykorzystane sytuacje

Obie drużyny miały kilka niewykorzystanych sytuacji, po których piłka mogła również wpaść do bramki. - Nie wykorzystaliśmy dwóch bardzo dobrych okazji, z których na pewno jedna powinna zakończyć się zdobyciem przez nas bramki. Do tego zmarnowaliśmy kilka mniej klarownych sytuacji. Cały czas staraliśmy się odrobić straconego w dość pechowych okolicznościach gola i uważam, że nasza gra była lepsza niż końcowy wynik - mówił po meczu Waldemar Fornalik, trener Ruchu Chorzów. - My również mieliśmy znakomitą okazję, którą w 70. minucie zmarnował Piotr Wiśniewski - ripostował na konferencji prasowej Rafał Ulatowski. To właśnie ta akcja mogła zakończyć się strzeleniem bramki dla biało-zielonych i dobiciem piłkarzy z Chorzowa. Piotr Wiśniewski wyszedł na sam na sam z bramkarzem i zamiast strzelać w jeden z rogów, próbował przeturlać piłkę pomiędzy nogami bramkarza Ruchu. Trzeba też przyznać, że murawa na PGE Arenie Gdańsk nie była już tak idealna, jak miało to miejsce na ostatnich meczach. Miało to wpływ na składność akcji, ale piłkarzy to nie dziwiło. - Zbliża się zima i tak musi być. We Wrocławiu była ona jeszcze gorsza - wypowiedział się coraz lepiej porozumiewający się w języku polskim Vytautas Andriuskevicius, litewski obrońca biało-zielonych.

Liderzy tracą punkty, Lechia się przesuwa

W 15. kolejce T-Mobile Ekstraklasy wcześniej już punkty pogubiły zespoły Śląska Wrocław i Legii Warszawa . Ostatnia seria pierwszej rundy okazała się być też pechowa dla Ruchu Chorzów, który nie wykorzystał szansy na zbliżenie się jeszcze bardziej do prowadzących wrocławian. Lechia natomiast miała za sobą coraz silniejszą grupę pościgową i był to dla niej mecz za sześć punktów. Gdańszczanie odnieśli drugie zwycięstwo na PGE Arenie Gdańsk. Jeśli chodzi o nowoczesny stadion w Gdańsku, to ciekawe są jeszcze inne statystyki. Lechia u siebie jeszcze nie przegrała (poza dwoma zwycięstwami, ma na swoim koncie pięć remisów, a jedynym niepokonanym na własnym stadionie zespołem jest obok Lechii tylko Polonia Warszawa), a w siedmiu meczach rozegranych w Gdańsku, łącznie padła przerażająca liczba sześciu bramek. To o 14 bramek mniej, niż na stadionach Śląska, Legii, Jagiellonii i GKS-u.

Cztery dni na odbudowę

Zarówno Lechia, jak i Ruch najbliższe mecze zagrają w najbliższy piątek. Ich rywalami będą odpowiednio Polonia Warszawa i GKS Bełchatów. Ciężko znaleźć zdecydowanych faworytów w tych spotkaniach. Gdańszczanie ten czas spędzą na lizaniu ran. - To był dla nas bardzo trudny mecz, podczas którego odczuliśmy siłę fizyczną rywali. Wygraliśmy bitwę, ale to zwycięstwo okupiliśmy też wieloma ranami. Z powodu kontuzji z boiska musieli zejść Tomasz Dawidowski i Deleu, każdego coś boli, ale i tak wszyscy ogromnie cieszymy się z wygranej - skomentował Rafał Ulatowski. - Na pewno będziemy chcieli wykorzystać atut naszego boiska i wygrać to spotkanie. Udało nam się zwyciężyć pierwsze z trzech spotkań u siebie, czas zatem na kolejne zwycięstwa - dodał kapitan Lechii, Łukasz Surma.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×