Ojciec jest dla mnie wzorem - rozmowa z Jakubem Parzeńskim, graczem PBG Poznań

Jakub Parzeński koszykówkę przyjął w genach, bowiem jego ojciec Dariusz był w latach 90-tych czołowym graczem polskich parkietów i to on jest mentorem Kuby, który mobilizuje go do jeszcze lepszej gry.

Mateusz Zborowski
Mateusz Zborowski

Mateusz Zborowski: Kuba do tej pory nazwisko Parzeński w polskiej koszykówce kojarzyło się głównie z twoim ojcem Dariuszem. Teraz kibice na polskich parkietach znów mogą oglądać w akcji Parzeńskiego, ale Jakuba. Czujesz presję, która wynika z porównań do taty?

Jakub Parzeński: Oczywiście wiadomo, że ojciec był wielokrotnym mistrzem Polski oraz rozegrał bodajże najwięcej meczów w ekstraklasie, aczkolwiek ja jakoś w ogóle nie czuję tego, że jestem niejako z urzędu zobligowany do tego, aby powtórzyć czy zbliżyć się do jego wyczynów. Powiem szczerze, że fajnie by było osiągnąć chociaż jakąś część tego co On, ale nic na siłę. Teraz najważniejsza jest praca i krok po kroku realizowanie kolejnych celów.

Czy tata udziela wskazówek i zdarza mu się wydać ostrą reprymendę po meczu?

- Tata był, jest i mam nadzieję, że jeszcze długo będzie moją prawdziwą podporą. To głównie dzięki Niemu zawdzięczam to gdzie teraz jestem. Był nawet moment, że chciałem podążyć inną ścieżką – nie grać w basket. Ojciec skutecznie odwiódł mnie od tego pomysłu i teraz nie wyobrażam sobie życia bez koszykówki. Co do wskazówek, to oczywiście po każdym meczu wysłuchuję co ma do powiedzenia i staram się poprawiać.

Jak to się stało, że w dość młodym wieku trafiłeś do Virtusu? Masz dopiero 20 lat, a można zaryzykować, że już zasmakowałeś europejskiej koszykówki?

- Trzy lata temu rozegrałem dość dobry sezon u boku trenera Łukasza Grudniewskiego w Śląsku, co zaowocowało srebrnym medalem MP oraz powołaniem do kadry U-18. Na Mistrzostwach Europy wypatrzyli mnie skauci Virtusu i tak to się wszystko zaczęło. Najpierw tygodniowe testy, a już rok później stawiłem się w Bolonii. Odczekałem rok, ponieważ chciałem zdać maturę.

Wróćmy do Polski. Zespół PBG to chyba idealne miejsce do zdobywania doświadczenia i zapracowania na swoje nazwisko. Mimo że występujesz średnio niespełna 14 minut to statystyki masz niezłe.

- Jak tylko pojawiła się propozycja wypożyczenia do drużyny PBG nie wahałem się zbyt długo. Wiedziałem, że PBG Basket to solidna drużyna i u trenera Bogicevicia będę mieć szansę na dalszy rozwój. Oczywiście wychodzę z założenia, że nic nie ma za darmo i trzeba walczyć o każde minuty na parkiecie. Myślę, że jeśli będę dawać z siebie wszystko na treningach oraz meczach, tych minut może być coraz więcej.

Jak to jest z Twoim wzrostem? Ile źródeł tyle rozbieżnych danych. 205 czy 212?

- Oficjalnie 212 cm.

Były już jakieś sygnały i zainteresowanie ze strony trenerów kadry? Musisz przyznać, że ostatnio głośno jest o Twoich młodszych kolegach jak Ponitce czy Karnowskim...

- Nie, nie było żadnych sygnałów i myślę, że jeszcze za wcześnie dla mnie na kadrę seniorów. Oczywiście jeżeli pojawi się kiedyś okazja, to dam z siebie wszystko. Odnośnie moich młodszych kolegów, to jestem naprawdę pod wrażeniem tego, jak sobie radzą w TBL. Zarówno Mateusz jak i Przemek mają olbrzymi potencjał i życzę im, aby go wykorzystali w stu procentach.

W jakim punkcie kariery według własnej opinii jest Jakub Parzeński?

- Dążę do tego, aby to był przełomowy sezon w mojej karierze. Co będzie, to się okaże po rozgrywkach.

Patrząc na to co się dzieje w Twoim macierzystym klubie Śląsku Wrocław, któremu z nich kibicujesz? Ekstraklasowemu czy może temu pełnoprawnemu z II ligi?

- Z uwagi na to, że występuję w jednej klasie rozgrywkowej z "Ekstraklasowym" Śląskiem to nie wypada mi mu kibicować (śmiech). A tak na poważnie, to mam przyjaciół i w jednym i w drugim, także śledzę uważnie poczynania obydwu.

Czego wypada Ci życzyć na koniec?

- Myślę, że nie będę oryginalny, ale przede wszystkim zdrowia. To jest chyba najważniejsze w karierze sportowca.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×