Mieszane nastroje w obozie Podbeskidzia po ostatnim sparingu przed ligą

Piłkarze Podbeskidzia w sobotę rozegrali ostatni sparingowy mecz przed inauguracyjnym spotkaniem rundy wiosennej z Widzewem Łódź. Przed własną publicznością, w trudnych do gry warunkach, bielszczanie ulegli czeskiemu drugoligowcowi z Karwiny. - Nic mi nie dał ten mecz - skomentował dla portalu SportoweFakty.pl występ swojej drużyny trener Robert Kasperczyk.

Paweł Sala
Paweł Sala

Każda porażka boli, nawet jeśli jest to tylko spotkanie sparingowe przed meczami o punkty. Jednak w obozie Podbeskidzia nastroje po sobotniej potyczce z MFK OKD Karwina były minorowe. Po generalnie udanym okresie przygotowawczym i wygranych w kilku sparingach z dobrymi zespołami, Górale przegrali z rywalem z Czech tracąc bramki w kuriozalnych okolicznościach, po fatalnych błędach defensorów drużyny i bramkarza. Do tego przy kilkunastostopniowym mrozie bielszczanie schodzili do szatni zmarznięci i obolali. Najbardziej odczuł spotkanie Adrian Sikora, który w końcówce spotkania został brutalnie zaatakowany od tyłu przez rywala. Do tego stan boiska przy ulicy Rychlińskiego pozostawiał wiele do życzenia. - Nie można zwalać wszystkiego na boisko. Oni też mieli takie same warunki jak my. Popełniliśmy błędy przy straconych bramkach - powiedział dla portalu SportoweFakty.pl obrońca Podbeskidzia, Krzysztof Król.

Po porażce 0:2 z czeską ekipą z Karwiny piłkarz Podbeskidzia przyznał, iż nie najlepiej będzie wspominał okres przygotowawczy drużyny do rundy wiosennej - głównie ze względu na arktyczne warunki, w jakich tej zimy przyszło ćwiczyć drużynom w kraju. - Wydaje mi się, że nie za dobrze, bo mrozy nie odpuszczają. I w takich warunkach przyjdzie nam niebawem grać. Boisko było gorsze niż to, na jakim graliśmy w Grodzisku Wielkopolskim. Niestety dlatego gra była gorsza - stwierdził Król.

W meczu z rywalem z Czech obrona Podbeskidzia popełniła dużo błędów, które nie mogą powtórzyć się w ligowych starciach wiosną. - Musimy się skoncentrować z tyłu. Wiadomo, takich błędów nie możemy robić. Ten sparing był ostatnim meczem przed ligą, być może byliśmy trochę rozluźnieni. W pierwszych dwudziestu minutach mieliśmy swoje sytuacje, później spotkanie ułożyło się pod dyktando przeciwnika. Bramka dla rywali padła trochę z przypadku, po wrzutce. Później popełniliśmy błąd w obronie i wynik 2:0 ustawił przebieg meczu - skomentował obrońca Górali.

Również niezadowolony był trener Podbeskidzia, Robert Kasperczyk, który jednoznacznie stwierdził, iż sparing z czeską drużyną nic nie wniósł dla zespołu. - Nic mi nie dał ten mecz. Spodziewałem się, że na tydzień przed ligą zobaczę dyspozycję chłopaków i zweryfikuję skład, który wystawiłem plus zawodnicy siedzący na ławce. Jednak nie oceniam ich po tym spotkaniu, bo warunki do gry były ekstremalne. Zdaję sobie sprawę, że takich bramek, jakie straciliśmy w tym sparingu generalnie nie tracimy. W lidze Rysiek (Richard Zajac - przyp. red.) takiego błędu już nie zrobi, a Bartkowi Koniecznemu takie kiksy się nie zdarzały. Przy takich kuriozalnych stratach goli, gdy chce się odrobić wynik w tych warunkach jest naprawdę niełatwo - przyznał dla naszego portalu trener beniaminka T-Mobile Ekstraklasy.

Górale tej zimy rozegrali kilka sparingów, większość wygrywając. Pokonali m.in. Banik Ostrawa i Wartę Poznań, ale musieli uznać wyższość Pogoni Szczecin i w sobotę czeskiej Karwiny. Choć wynik ostatniego test-meczu jest zły, to trener Kasperczyk nie zamierza wyciągać żadnych konsekwencji wobec zawodników. - Na pewno wynik zły na tydzień przed ligą, a morale zespołu nie poszło do góry. Natomiast absolutnie nie będę wyciągał żadnych konsekwencji, nie będę wyciągał daleko idących wniosków, ponieważ chciałbym żeby ten mecz był rozegrany przynajmniej w takich warunkach jakie były w Grodzisku Wielkopolskim. A wszyscy widzieli w jakich warunkach przyszło nam grać. Oczywiście nie jest to usprawiedliwienie, bo rywal miał takie same, ale mecz przez dziewięćdziesiąt minut przypominał taki futbol "kopnij, biegnij" - kto dalej wybije piłkę od własnej bramki, kto się utrzyma na nogach - analizował opiekun Podbeskidzia.

Trener Kasperczyk liczy na to, iż w pierwszym wiosennym meczu przeciwko Widzewowi w Łodzi płyta boiska będzie w znacznie lepszym stanie niż ta na Stadionie Miejskim w Bielsku-Białej. Wówczas bowiem Górale będą mogli wykorzystać swoje atuty, w szczególności grę z kontry. - Jestem przekonany, że płyta w Łodzi za tydzień będzie lepiej przygotowana, będzie lepsza przyczepność. A zawodnicy, którzy u nas dysponują takimi parametrami dynamicznymi jak Sylwek Patejuk, Sebastian Ziajka czy Piotrek Malinowski, Adrian Sikora będą mogli pokazać na co ich stać. Ja chciałem także, aby nowi zawodnicy pokazali się bielskiej publiczności. Ale powiem szczerze, że to co się działo absolutnie nie weryfikuje ich przydatności do zespołu. Bardziej przekonali mnie przez te tygodnie pracy niż przez te kilkadziesiąt minut, które dzisiaj zaliczyli. Z jednej strony źle, bo wynik 0:2 na pewno nie podniósł nas na duchu, ale z drugiej strony nie mogę być niesprawiedliwy i surowo oceniać zawodników. Mecz był generalnie brzydki, z gatunku takich, które nigdy w lidze nie będą miały miejsca - zakończył Kasperczyk.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×