Jarosław Lehocky: Zjadła nas presja

Sporo niezdrowych emocji przyniosła środowa potyczka toruńskich hokeistów z Zagłębiem Sosnowiec. Od jej wyników zależało, czy obie drużyny wrócą na siódme, piątkowe starcie na południe Polski.

Adrian Dudkiewicz
Adrian Dudkiewicz

Ostatecznie torunianie przegrali po dramatycznej końcówce 2:5 i w piątek czeka ich decydujące starcie w Sosnowcu. Mocno niepocieszony tym rezultatem był szkoleniowiec gospodarzy. - Moi zawodnicy nie wytrzymali presji publiczności, ale tak bywa. Może lepiej byłoby grać ciągle w Sosnowcu. Szkoda nam tylko kibiców, którzy w dużej liczbie zjawili się na Tor-Torze. Chciałbym, aby trybuny zapełniały się tak w każdym spotkaniu - ocenił Jaroslav Lehocky.

Zdaniem słowackiego szkoleniowca był to typowy mecz o wszystko. Zwłaszcza w pierwszych dwóch tercjach, kiedy wynik oscylował w granicach remisu. - Szala zwycięstwa mogła w drugiej tercji przełożyć się na naszą korzyść, ale zabrakło precyzji przy niektórych strzałach. Wówczas mogliśmy objąć prowadzenie i mieć już zapewniony ligowy byt. To w ostatniej odsłonie wykorzystali rywali i to oni mogli się cieszyć z końcowego rezultatu.

Sporo kontrowersji w środowym pojedynku dotyczyło również sędziowania. Jeszcze w pierwszej tercji arbiter nie uznał po telewizyjnej analizie bramki dla torunian. - Nie mogę tego komentować - dodał Lehocky. - Jeśli pana zdaniem była to kontrowersyjna decyzja, to warto jeszcze raz zobaczyć to w powtórkach. A jeśli sędzia nie uznał? No cóż, ja w takie rzeczy nie wierzę - podsumował Lehocky.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×