Bakero zastąpi Janasa w Lechii Gdańsk?!

Podczas sobotniej potyczki Górnika Zabrze z Lechią Gdańsk poczynaniom obu drużyn z trybun stadionu przy Roosevelta przyglądał się Jose Maria Bakero. Były szkoleniowiec Lecha Poznań zapewnia, że był na stadionie tylko po to, by obejrzeć mecz. Czy aby na pewno?

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Dwie nieudane przygody z polskimi klubami nie zniechęciły Jose Marii Bakero do polskiego futbolu. Były gwiazdor FC Barcelony niespełna dwa tygodnie po swojej dymisji z Lecha Poznań wciąż przebywa w Polsce, gdzie wraz z żoną obserwuje mecze T-Mobile Ekstraklasy.

W sobotę hiszpański szkoleniowiec zawitał na stadion przy Roosevelta w Zabrzu, gdzie miejscowy Górnik podejmował Lechię Gdańsk. - Przyjechałem tylko po to, żeby zobaczyć mecz. Nie róbcie z tego żadnej sensacji - tłumaczył łamaną angielszczyzną Bakero. Nikt nie wziął jednak słów trenera na poważnie, zważywszy na fakt, że kilka dni temu przyznał, że zamierza nadal pracować w Polsce.

O ile bardzo wątpliwe, by Hiszpan szukał zatrudnienia w Górniku, o tyle wielce prawdopodobne jest, że czyni pierwsze przymiarki do objęcia funkcji szkoleniowca Lechii. W Zabrzu nie tylko się nie przelewa, ale pełnym zaufaniem władz klubu cieszy się Adam Nawałka, którego kontrakt co prawda wygasa w czerwcu, ale prezydent Zabrza, Małgorzata Mańka-Szulik jest zdania, że doświadczonego szkoleniowca będzie trzeba w klubie za wszelką cenę zatrzymać.

Stąd właśnie pojawiły się spekulacje, że Bakero czyni pierwsze przymiarki do pracy w klubie z PGE Arena Gdańsk. Przez cały mecz szkoleniowiec nie tylko obserwował boiskowe wydarzenia, ale co jakiś czas notował swoje spostrzeżenia w niewielkim notesiku. Po co? - Dla swojej informacji. To normalne, że oglądając mecz wyciągam z niego jakieś wnioski - tłumaczył dalej Bakero.

Wątpliwe jest jednak, żeby wnioski wyciągnięte z meczu dwóch drużyn dolnych rejonów tabeli polskiej ekstraklasy przydały się Hiszpanowi po powrocie do pracy na Półwyspie Iberyjskim. Znacznie bardziej konstruktywne mogłyby być za to, kiedy Bakero zostałby "ratownikiem" tonącej Lechii. Gdańszczanie mają dziś tylko trzy punkty przewagi nad strefą spadkową, a w rundzie wiosennej jeszcze nie wygrali.

Trzy remisy i porażka to nie najgorszy bilans Pawła Janasa na starcie trwającej od 17 grudnia przygody z klubem z Trójmiasta, ale już trzy punkty zdobyte w czterech meczach i dwa frajersko stracone w Zabrzu chwały byłemu selekcjonerowi reprezentacji Polski nie przynoszą. Jeśli lechiści nie zdołają podnieść się z marazmu, to najpewniej niebawem nastąpi kolejna zmiana na trenerskim stołku w Gdańsku.

- Przynajmniej strzeliliśmy w meczu dwie bramki, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów - pocieszał się opiekun gdańskiej jedenastki. I tym razem dwubramkowe prowadzenie do przerwy, na trudnym terenie w Zabrzu można uznać za argument na plus dalszej pracy Janasa w Lechii. Inna sprawa, że druga połowa była już w wykonaniu gdańszczan piłkarskim kryminałem i punkt zdobyty w tym spotkaniu był szczytem, jaki po takim meczu biało-zieloni mogli zdobyć.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×