Jacek Winnicki: Kulig i Lee nie byli straszakami

PGE Turów Zgorzelec pokonał we Włocławku Anwil 83:72 i tym samym zakończył fatalną passę czterech porażek z rzędu. Po meczu trener Jacek Winnicki nie krył zadowolenia z tego faktu, a także zaznaczył, że nie byłoby tego zwycięstwa gdyby nie duet nowych koszykarzy sprowadzonych do Zgorzelca kilka dni przed meczem. Nie umniejszał jednak roli odegranej przez pozostałych zawodników.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Gdy Anwil Włocławek prowadził po kilku pierwszych akcjach 9:0, a po chwili 13:2, a na dodatek trzy faule szybko popełnił doświadczony Giedrius Gustas, wydawało się, że gospodarze sobotniego starcia są na najlepszej drodze do pokonania PGE Turowa Zgorzelec i zgarnięcia trzeciego zwycięstwa z rzędu. Tym bardziej, że w ostatnich dniach bardzo dużo mówiło się o kryzysie i braku chemii w dolnośląskiej drużynie. Jednakże nic bardziej mylnego, gdyż goście jeszcze w pierwszej kwarcie zniwelowali większość strat - Anwil prowadził tylko 25:22.

Ostatnie problemy PGE Turowa sprawiły, że trener Jacek Winnicki postanowił wzmocnić swój zespół. Stąd najpierw z Libanu ściągnięto 35-letniego rozgrywającego Arthura Lee, który miał być lekiem na słabą formę wspomnianego Gustasa oraz drugiego rozgrywającego, Ronalda Moore’a, a kilkanaście dni później podpisano umowę z Damianem Kuligiem. Obaj zagrali w sobotę bardzo poprawnie. - Po ostatnich słabych meczach zdecydowaliśmy się na pewne ruchy kadrowe i wydaje mi się, że to był dobry wybór. Dostaliśmy taki zastrzyk dobrej energii, bo tego nam brakowało w ostatnich meczach. Wychodziliśmy na parkiet z wolą walki, ale w głowach siedziały nam te poprzednie porażki - powiedział po meczu trener Winnicki.

Ze szkoleniowcem PGE Turowa trudno polemizować, gdyż zarówno Kulig, jak i Lee nie byli obciążeni bagażem czterech kolejnych porażek i do meczu z Anwilem nie przygotowywali się w tym kontekście. Po prostu wychodząc na parkiet, dawali z siebie wszystko - polski podkoszowy już po pierwszej kwarcie miał na swoim koncie 10 oczek, a pięć dodał w drugiej odsłonie Amerykanin. Tym samym zgorzelczanie prowadzili po dwóch kwartach 48:40 i choć w trzeciej odsłonie włocławianie doszli rywala, ostatecznie w końcówce więcej zimnej krwi zachowali goście i wygrali 83:72.

- Sprowadzenie dwóch nowych graczy było, w mojej ocenie, kluczem do zwycięstwa w tym meczu. Proszę zwrócić uwagę, że obaj nie przebywali na parkiecie epizodycznie - Damian zagrał 23 minuty, a Arthur jeszcze dłużej, bo 26 - tłumaczył Winnicki. Przez tę rotację ani na chwilę na parkiet nie wyszedł Michał Gabiński, zaś Michał Jankowski (zaczął spotkanie w pierwszej piątce) i Michał Chyliński zagrali łącznie tylko dziewięć minut. W Zgorzelcu natomiast został środkowy John Edwards, o którym mówi się, że jedną nogą jest już poza drużyną.

- Nie chcę wyciągać daleko idących wniosków, ale myślę że ten duet bardzo mocno odmienił naszą grę oraz miał wpływ na postawę całego zespołu. Dzięki nim odblokowali się inni gracze, m.in. Ronald czy Daniel Kickert - kontynuował swój wątek trener PGE Turowa. Fakt, że w składzie drużyny zrobiło się bardzo gęsto najkorzystniej wpłynął na wspomnianego Moore’a. Amerykanin w ostatnich meczach zawodził, zaś przeciwko Anwilowi rozegrał najlepsze spotkanie w sezonie notując 18 punktów i 11 zbiórek. W drugiej kwarcie trafił aż czterokrotnie za trzy.

- Jestem bardzo zadowolony z postawy swoich graczy, bo wróciliśmy do naszej starej gry. Zaprezentowaliśmy wolę walki, charakter i zaangażowanie w każdej minucie meczu. Innymi słowy wróciliśmy do stylu, który staram się wpajać moim zawodnikom odkąd jestem trenerem Turowa - mówił uśmiechnięty opiekun zespołu. Sprowadzenie Kuliga i Lee sprawiło, że w Zgorzelcu pozostali wspomniany Edwards oraz Konrad Wysocki (oficjalna przyczyna: kontuzja). Niemniej w składzie zespołu zrobiło się bardzo tłoczno i nagła zmiana stylu gry mogła przede wszystkim wynikać z obawy o miejsce w meczowej dwunastce. Trener Winnicki ma jednak inne zdanie na ten temat.

- Tego rodzaju straszaków nie stosujemy. Kuligi i Lee nie zostali ściągnięci do Zgorzelca w roli straszaków, a jedynie po to, by wzmocnić rotację i zwiększyć pole manewru. Tym bardziej, że okienko transferowe kończy się w już w poniedziałek, a gdybym miał karać w ten sposób graczy za słabe wyniki, musiałbym wymienić pół drużyny, co jest niemożliwe. Bardziej chodziło o to, by nowi zawodnicy otworzyli innych graczy i tak też się stało - spuentował swoją wypowiedź Jacek Winnicki.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×