Przemyski niedosyt po rundzie zasadniczej

Przez niemal całość trwania zmagań w obecnej edycji rozgrywek osoby związane z Polonią Przemyśl żyły nadzieją, że ich klub jako beniaminek zdoła sprawić miły prezent i awansować do rundy play off. I choć pod względem personalnym miał wszelkie ku temu przesłanki, to jednak ostatecznie cel nie został zrealizowany.

Adam Popek
Adam Popek

Pierwotnie wydawało się, że "Przemyskie Niedźwiadki" raczej nie będą miały kłopotów ze znalezieniem się w gronie ośmiu najlepszych drużyn ligi. Wielu doświadczonych zawodników w ich szeregach w połączeniu z tymi, którzy dopiero pukają do bram dorosłej koszykówki tworzyło ciekawą mieszankę, która zwracała uwagę większości znawców basketu. - Mamy bardzo duży potencjał i jestem pewien, że stać nas na więcej. Patrząc nawet na młodych koszykarzy, jakich tu mamy zauważa się duże możliwości, które w nas drzemią. Zresztą przekonać się o tym można było dość szybko. Jeszcze w przedsezonowych sparingach mieliśmy okazję mierzyć się z ekstraklasowymi drużynami, również zza granicy i potrafiliśmy z nimi walczyć jak równy z równym - uważa Hubert Mazur.

Jednak z czasem pojawiało się coraz więcej wątpliwości. Kolektyw świetnie prezentował się na własnym parkiecie, ale w starciach wyjazdowych nie pokazywał choćby połowy z tego. W związku z tym pozytywne wyniki osiągał co drugą kolejkę i stało się jasnym, że w ten sposób może nie spełnić swoich zamiarów. Promyk nadziei na odmianę tej tendencji pojawił się pod koniec pierwszej rundy, kiedy to "Lonia" zanotowała serię czterech zwycięstw z rzędu. - Przede wszystkim było to efektem o wiele lepszego zgrania zespołu, który przecież w przerwie letniej został na nowo stworzony. W podobnych sytuacjach zwykle potrzebny jest czas, zanim między graczami pojawi się chemia i trudno jest już na wejściu ich scalić. Cała układanka po prostu nie mogła tak dobrze funkcjonować od samego początku - mówił wówczas trener Maciej Milan.

Tyle, że bardzo optymistyczne nastroje zniknęły szybciej niż się pojawiły. Po świąteczno-noworocznej przerwie team znów popadł w marazm i tylko dzięki triumfom w hali przy ulicy Mickiewicza nie tracił kontaktu z czołówką. Konfrontacje na obcym terenie z kolei zaczęły przysparzać coraz więcej zmartwień. Przemyślanie przegrywali już nawet z rywalami niżej notowanymi od siebie i właśnie wtedy przyszłość stanęła pod znakiem zapytania. - Trzeba pamiętać, że mamy w drużynie młodego rozgrywającego. Michał Musijowski musi się jeszcze wiele nauczyć, by móc występować na najwyższym poziomie i to właśnie widać na obcym parkiecie, gdzie ma większe problemy z kreowaniem gry, a ponadto nie zalicza tylu kluczowych podań. Jego zmiennik, Paweł Pydych natomiast w pierwszej części sezonu doznał kontuzji i potem trudno było mu powrócić do optymalnej dyspozycji. Dodatkowo, duża część zawodników w zeszłym roku występowała na parkietach drugiej ligi i obecnie każdy wyjazd jest dla nich równoznaczny z grą na kompletnie nowym obiekcie. A wiadomo, że kwestia przyzwyczajenia też odgrywa sporą rolę - sądzi 39-letni szkoleniowiec i po chwili dodaje. - Nie ukrywam, że mam swoje ambicje i chciałem, żeby najlepsza "ósemka" zagościła w Przemyślu.

Szansa na realizację jego planów pojawiła się jeszcze po niespodziewanym pokonaniu plasującego się na podium SKK Siedlce. Wówczas po członkach teamu widać było radość oraz wewnętrzną chęć udowodnienia, że jednak da się. Wystarczyło tylko zwyciężyć w następnych kolejkach zajmujące miejsce w ogonie hierarchii Sportino oraz Spójnię Stargard Szczeciński.

Niestety podkarpacka ekipa potknęła się już na pierwszej przeszkodzie. W Inowrocławiu, mimo że naprzeciwko niej stanął outsider, nie pokazała właściwej sobie formy i po słabej czwartej kwarcie uległa podopiecznym Aleksandra Krutikowa. Czy zatem dotychczasowe dokonania Polonii można uznać za zawód?

- Nie wiem, czy aż tak podchodzić do sprawy. Przed sezonem zakładaliśmy, iż przede wszystkim mamy się utrzymać na tym szczeblu. Dość długo bowiem trwały wszystkie formalności związane z kupnem dzikiej karty, a zespół budowany był niemal za pięć dwunasta, co nie ułatwiało zadania. Ponadto, klub musiał też przywyknąć do funkcjonowania w tej lidze. Zatem biorąc to wszystko pod uwagę raczej nie stwierdzę, że przegraliśmy - kończy Milan.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×