Max Mosley - reaktywacja

Stanowisko prezesa FIA Maxa Mosleya "wisiało na włosku" – jedna federacja narodowa po drugiej domagała się jego odejścia ze stanowiska. Nie mógł pojawić się podczas Grand Prix Monaco, ponieważ został uznany za "persona non grata". Ale Max Mosley wykazał się siłą charakteru i nie poddał się naciskom, a wygrany proces z "News of the World" i częściowe odsłonięcie kulisów tej sprawy, wyraźnie wzmocniło Maxa Mosleya.

Tomasz Turczański
Tomasz Turczański

Max Mosley poczuł się zrehabilitowany i "powraca" do gry i to w roli rozgrywającego. Zostało mu niewiele czasu, by jeszcze zrobić coś dla sportów motorowych – jego kadencja kończy się w przyszłym roku i następnej najprawdopodobniej już nie będzie. Zanim odejdzie chce załatwić kilka spraw w Formule 1 – przygotować zasady obowiązujące od 2011 roku, wprowadzić obniżkę kosztów, wypracować kontrakty z właścicielami praw do transmisji (CVC i Bernie Ecclestonem) i zapewnić prywatnym zespołom podstawy do przeżycia w Formule 1. Max Mosley chce odejść w aurze człowieka, który zapewnił Formule 1 stabilizację i rozwój na dalsze lata. To naprawdę bardzo ambitne zamierzenia, w kontekście zbliżającej się nieuchronnie konfrontacji pomiędzy zespołami F1 zrzeszonymi w FOTA, a CVC i Bernie Ecclestonem.

W wywiadzie dla autosport.com Mosley zaczął od "uśmiechów" do CVC: - Nie widzę trudności pomiędzy nami a CVC w dojściu do wspólnego stanowiska. Oni nie zażądali niczego, co nie mogłoby być jakoś spełnione. Według Maxa Mosleya CVC działa w myśl zasady: "Kto wiele żąda, wiele dostaje". - 100-letnim kontraktem, zrobili pierwszą ofertę i przez to zażądali więcej, niż mogli sobie wyobrazić do dostania. To wszystko. To, czego sobie życzą w stuletnim kontrakcie, można z pewnością spełnić.

Jednocześnie Max Mosley broni prawa veta FIA w przypadku dalszej sprzedaży praw (przez CVC), ponieważ ewentualny nabywca mógłby doprowadzić do całkowitej katastrofy. Oczywiście możliwe jest złagodzenie stanowiska, ale w zamian za ustępstwa ze strony nabywcy i rezygnacji przez niego z części posiadanych możliwości wpływania na przebieg procesów w Formule 1.

W podobny sposób Mosley ustosunkował się do roli i pozycji Bernie Ecclestona. - Z powodów historycznych Bernie ma duży wpływ na bieg spraw podczas Grand Prix. Gdybyśmy mogli to skończyć i sprawić by FOM (kierowany przez Ecclestona Zarząd Formuły 1) troszczył się wyłącznie o stronę komercyjną, a my bardziej zajmowalibyśmy się sprawami bezpieczeństwa, to jednocześnie powinniśmy być bardziej elastyczni w kwestiach praw własności.

"Coś za coś", tylko problem polega na tym, że to "coś" nie do końca należy do Maxa Mosleya i FIA, a FOTA czyli zespoły Formuły 1 też mają coś do powiedzenia i chcą zmienić obecny porządek w Formule 1 – zyskać większy udział w zyskach i większy wpływ na przebieg spraw.

Max Mosley zrobił też ukłon w stronę zespołów, proponując im przygotowanie własnych propozycji zmian technicznych, które miałyby wejść w życie w 2011 roku. Jednak w przypadku gdy FOTA najpóźniej do października nie przygotuje własnych propozycji, Mosley przedstawi własne. Jego wizją jest Formuła 1 otwarta dla prywatnych zespołów, a to nie będzie możliwe, jeżeli koszty pozostaną na obecnym poziomie. - Koszty muszą spaść. To nie podlega negocjacjom! – upiera się prezes FIA – jak to zostanie osiągnięte pozostaje otwartą kwestią . Jednym z jego pomysłów jest bezpłatne (!) udostępnianie silników dla prywatnych zespołów przez producentów, po kolejnym zamrożeniu ich rozwoju. Oczywiste, że taki pomysł nie został przyjęty z zachwytem przez producentów silników. Dobrze ilustruje to wypowiedź dr Mario Theissena z BMW Sauber. - Zdecydowanie nie po to angażujemy się w sport, by finansować kilka innych zespołów. Przychylnie patrzymy na poszerzenie stawki w Formule 1. Sądzimy, że potrzebujemy niezależnych zespołów w sporcie, ale nikt nie może oczekiwać, że zespół będzie finansował swoich konkurentów.

Nakłonienie Ferrari, Mercedesa, BMW, Renault, Toyoty i Hondy do takiej "dobroczynności" na rzecz "biednych zespołów" będzie raczej trudne i być może to tylko strategia negocjacyjna Mosleya, by uzyskać mniejsze ustępstwo ze strony Producentów. Tak czy owak, Max Mosley chce by na starcie znów stały 24 bolidy. Jedną z dróg do obniżenia kosztów jest uproszczenie obsługi bolidów i silników. - Silniki mogłyby być zbudowane tak, by jeden człowiek mógł je obsługiwać. Kiedyś pojedynczy mechanik mógł uruchomić silnik, dzisiaj z powodu elektroniki potrzeba do tego sześciu fachowców - Mosley trafnie wskazuje, że współczesne zespoły potrzebują do obsługi wyścigu kilkudziesięciu ludzi, nie licząc tych którzy pracują w siedzibach – koszty utrzymania i przemieszczania takiej grupy pomiędzy wszystkimi kontynentami z wyjątkiem Afryki i Antarktydy, są dla małych zespołów znaczącą pozycją w budżecie.

Krytycznie Max Mosley odniósł się do pomysłów uatrakcyjnienia wyścigów F1 w rodzaju takich, jak znanego z GP2 odwrócenia kolejności startu bolidów, co lansował swego czasu Flavio Briatore. - W ostateczności - wielu będzie się śmiać - można by na trzech lub czterech zakrętach ustawić uruchamiane losowo zraszacze do trawników i stewardów z flagami. Ale odwrócona kolejność startowa? Sądzę, że to byłby błąd, którego nikt by nie zrozumiał.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×