Kapitan Bogdanki zapowiada: Nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa!

Porażka w Katowicach zakończyła świetną passę Bogdanki Łęczna, która po raz pierwszy tej wiosny schodziła z murawy pokonana. Drużyna z Lubelszczyzny nie zamierza jednak składać broni i mierzy w najwyższe cele.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

- Zagraliśmy słabą pierwszą połowę i tutaj nie ma co ukrywać. GieKSa grała prostą piłkę. Ich taktyka opierała się na długich zagraniach na Przemka Pitrego, potem zbierali tę "drugą" piłkę i robili z tego akcje podbramkowe. Z tego też wynikła ich bramka i cały wynik - ocenia w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Veljko Nikitović, kapitan Bogdanki.

Drużyna z Lubelszczyzny z kolan podniosła się w drugiej połowie. Nie zdołał jednak odmienić losów meczu. - Gdybyśmy przez cały mecz grali tak, jak w drugiej połowie, to na pewno wynik byłby inny. Przegraliśmy, ale nie wydarzyło się nic tragicznego. W środę czeka nas kolejny mecz i musimy zebrać siły na tyle, żeby go wygrać. Takie uroki ma piłka i nic na to nie poradzimy - bezradnie rozkłada ręce defensor łęcznian.

- Wiedzieliśmy, że Katowice to bardzo trudny teren i choć GieKSa jest tak nisko w tabeli, to ma naprawdę bardzo dobry zespół. Mieliśmy świadomość, że w meczach u siebie są oni szczególnie niebezpieczni, ale nie umieliśmy wyciągnąć z tego wniosków na boisku. Miejmy nadzieję, że po zwycięstwie nad nami GKS w kolejnych meczach będzie udowadniał, że jest silną drużyną i będzie urywał punkty najlepszym - uśmiecha się obrońca Bogdanki.

Dla lubelskiej drużyny porażka na Śląsku była pierwszym przegranym meczem w rundzie wiosennej. - Kiedyś ta passa musiała zostać przerwana i ten moment nastąpił akurat w meczu z GieKSą. Nie powiem, że się tego spodziewaliśmy, ale braliśmy pod uwagę, że kiedyś ta seria się skończy i przyjdzie nam przegrać mecz. Pierwsza połowa w Katowicach była naszą najsłabszą w tej rundzie. Wcześniej graliśmy naprawdę ciekawą piłkę i mecze seryjnie wygrywaliśmy. Nie rozrywałbym szat po tym meczu, bo ta porażka to wypadek przy pracy - uspokaja Nikitović.

Morale łęczniańskiej drużyny po nieudanym wyjeździe do Katowic nie ucierpiało. - Znamy swoją wartość i nie załamiemy się po jednym niepowodzeniu. Stracone punkty nie cieszą, ale musimy podnieść głowę do góry i patrzeć w górę tabeli. Ciągle trzymamy dystans do tego czuba i 3-4 punkty straty na tym etapie to żadna zaliczka. Wiemy, że mamy wszystko, żeby w tej lidze się liczyć i na pewno nie odpuścimy dopóki będzie choć cień szansy na awans - zapewnia serbski zawodnik drużyny z Łęcznej.

- Czeka nas walka do samego końca i tylko nam to zostaje. Mamy historyczną szansę na awans do ekstraklasy jako Bogdanka i nie chcemy jej zaprzepaścić. Powiedzmy sobie szczerze, że przed sezonem nikt na nas nie stawiał. My jesteśmy na tym etapie w czubie tabeli i mamy naprawdę solidny dorobek punktowy. Dlaczego mielibyśmy zatem nie walczyć o ekstraklasę? Chcemy to robić, bo mamy dla kogo. Możemy ostatnie niepowodzenia powetować przede wszystkim sobie, ale też wszystkim ludziom z Łęcznej. To jest sport, ale nie poddamy się do ostatniej kolejki - wskazuje obrońca drużyny z Alei Jana Pawła II.

Na dziewięć kolejek do finiszu rozgrywek zespół z Łęcznej czeka bardzo trudny układ gier. Podopieczni Piotra Rzepki zmierzą się wtenczas z całym czubem tabeli, stając w szranki m.in. z Zawiszą Bydgoszcz, Arką Gdynia, Pogonią Szczecin, Piastem Gliwice i Termalicą Bruk-Bet Nieciecza. - Terminarz jest ciężki, ale dla nas to dobre, bo wygrywając zdobywamy niejako sześć punktów. My jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa - zapowiada lider Bogdanki.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×