A miało już nie być gorzej... - sezon 2011/2012 okiem kibica AZS-u Olsztyn

Indykpol AZS Olsztyn przed sezonem 2011/2012 przeszedł swoistą rewolucję kadrową. Rewolucje zwykle kończą się nie najlepiej, ale wydawało się, że gorzej niż rok wcześniej być nie może: przyszedł niezły trener, poczynił ciekawe transfery... O, jakże złudne to były nadzieje!

Anna Dmochowska
Anna Dmochowska
Gdy w 2006 roku jeszcze niezbyt pewna wyboru ostatecznie stawiałam na studia w Olsztynie, pocieszał mnie pewien pozauczelniany aspekt egzystencji w tym mieście: oto w końcu będę mogła kibicować "live" mojej ulubionej drużynie siatkarskiej. Na pierwsze mecze w Uranii trafiłam w jeszcze dobrym dla klubu okresie, ale finalnie moje studiowanie pokryło się ze stopniowym regresem. Gdy jednak rok temu ku końcowi zbliżał się mój pobyt w Olsztynie, a na trybunach po ostatnim ligowym spotkaniu zwisł transparent, że jednak "to my mamy farta", myślałam, że najgorsze już za AZS-em. Upewniały mnie w tym doniesienia o kolejnych transferach - może nie powalających, ale na miarę budżetu i walki o miejsce w play-offach. Chociaż radykalne zmiany na kluczowych pozycjach nie sprzyjają stabilizacji i wspinaczce w górę tabeli, bo to znów budowanie zespołu niemal od zera, zapowiadało się nieźle. Nazwisko trenera Tomaso Totolo nieźle kojarzyło się nad Wisłą, postanowiłam więc zaufać jego ruchom transferowym. W końcu potrafił doprowadzić Jastrzębski Węgiel do medalu, może i z AZS-em uda mu się zająć to 6. miejsce - myślałam wtedy. Choć szczerze mówiąc, sądziłam, że trzon zespołu zostanie. Albo choćby drugi rozgrywający Axel Jacobsen, który sprawdził się jako zmiennik, czy Samuel Tuia, którego zamiana na Metodiego Ananiewa wydawała mi się raczej równoważną.
Tomaso Totolo - przed sezonem w Olsztynie widziano w nim niemal cudotwórcę Tomaso Totolo - przed sezonem w Olsztynie widziano w nim niemal cudotwórcę
Miłe złego początki

- W zeszłym roku bardzo dużo nagadałem się przed sezonem, a było, jak było. Dlatego w tym roku pozostawię to głowom zawodników. Nie powiem nic przed sezonem, bo zawsze jestem pewny tylko jednej rzeczy: że ten zespół da z siebie wszystko. Miło jest patrzeć, jak zawodnicy ciężko trenują, a efekty zobaczy też każdy kibic, który przyjdzie do Uranii. Teraz dają z siebie wszystko, a jak będzie, to się okaże. Ja wierzę, że będzie dużo lepiej niż w ubiegłym sezonie. Bo chyba nie może być gorzej - mówił tuż przed startem sezonu prezes Mariusz Szyszko, wlewając podobne nadzieje w kibiców. Co prawda, po pierwszym meczu Indykpol AZS Olsztyn zajmował ostatnie miejsce, ale zaczynał od rywala, który ostatecznie został mistrzem Polski. Kolejne spotkania zdawały się jednak potwierdzać dobre przeczucia - olsztynianie już po drugim spotkaniu wskoczyli na 4. lokatę, utrzymując ją po meczu z Politechniką, a tylko o jedną spadli po przegranym tie-breaku z Delectą Bydgoszcz. W 5. kolejce czekał Jastrzębski Węgiel - tu cudów nikt nie wymagał, za to następny pojedynek miał być szybki, łatwy i przyjemny. I był, ale nie dla mojego AZS-u. I nie dla ponaddwustuosobowej grupy kibiców, którzy urządzili istną inwazję na Gdańsk. A najmniej przyjemny okazał się dla wyrastającego na lidera zespołu Metodiego Ananiewa, którego koszmarna kontuzja z drugiego seta spotkania z Treflem wyłączyła z gry na resztę sezonu. A to był dopiero początek końca...

Kontuzja kontuzję kontuzją pogania i wygrane odgania

Jedna poważna kontuzja i jedna bolesna porażka - nie z takich tarapatów wychodziły siatkarskie zespoły. Jednak AZS dopadła jakaś plaga: posypały się kolejne kontuzje, coraz dziwniejsza stawała się sytuacja Igora Yudina, który miał być głównym wzmocnieniem Akademików, a jego niekończąca się rekonwalescencja ostatecznie doprowadziła do pożegnania. Zmiennicy niekoniecznie dawali sobie radę z presją i chyba jedyną pociechą stali się młodzi: atakujący Bartosz Krzysiek oraz przyjmujący Wojciech Ferens, powołani później przez Andreę Anastasiego do reprezentacji. Problemy dotkliwie dosięgnęły też olsztyńskiego środka - chyba tradycyjnie już w szeregach Akademików, biorąc pod uwagę poprzedni sezon i kłopoty Vladimira Čedicia. Będący w zespole niejako na przyczepkę, bo przybyły w trakcie sezonu, Łukasz Kadziewicz długo nie zabawił nie tylko na parkietach PlusLigi, ale i w szeregach AZS-u. A przecież mógł się bardzo przydać, bo z poważną kontuzją zmagał się w tym czasie Piotr Hain. "Kadziu" opuścił drużynę w podobnie tajemniczych okolicznościach jak Yudin - coraz dziwniej i coraz gorzej działo się w moim Olsztynie... Finalnie na 12 pozostałych po meczu w Gdańsku spotkań Akademicy wygrali zaledwie dwa - i to, o dziwo, z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, a nie z takimi ligowymi "potentatami" jak Lotos Trefl, Fart czy pozostałe AZS-y. Co ciekawe, wygrana z podopiecznymi Krzysztofa Stelmacha na zakończenie fazy zasadniczej była też jedynym zwycięstwem Akademików w rundzie rewanżowej.
Radość w szeregach Akademików - obrazek wyjątkowo rzadki w sezonie 2011/2012 Radość w szeregach Akademików - obrazek wyjątkowo rzadki w sezonie 2011/2012
Gorsi nawet od czerwonej latarni, najgorsi od lat

Po fazie zasadniczej olsztynianom została walka o pietruszkę - nie udało im się poprawić wyniku sprzed roku, ale mieli jeszcze szansę, by nie był to wynik najgorszy - choć i tak najgorszy od wielu lat. Mimo iż Trefl w dwóch poprzednich meczach sezonu pozwolił AZS-owi ugrać zaledwie partię, nadal liczyłam na moich Akademików. Miałam nadzieję, że w rywalizacji o miejsce 9. olsztynianie obudzą się, pomogą rywalom spełnić wymóg pięciu zwycięstw w sezonie, ale potem zagrają tak, jak wiem, że potrafią grać. Niestety, przeliczyłam się - ten zespół najwidoczniej miał ochotę jak najszybciej skończyć farsę gry tak naprawdę o nic. Bo czym jest miejsce 9. lub 10. w zamkniętej lidze? Szkoda tylko, że jeśli nie dla siebie, nie zagrał dla kibiców i zajął miejsce nie tylko najgorsze w lidze, ale i od momentu powrotu do siatkarskiej ekstraklasy w 1999 roku. Może gdyby liga nie była zamknięta...

Plus tylko dla kibiców?

Niemal cały sezon śledziłam sprzed telewizora i mecz za meczem dziwnie pozwalał mi (i wielu moim znajomym kibicom, którzy opuścili Olsztyn) utożsamiać się z hasłem, które sezon wcześniej zapraszało nas na pojedynki do Uranii: "Bądź z nami, bez Ciebie nie gramy!"... Nas nie było. Ale tylko w hali. Mimo staczającej się formy i wyników zespołu trzeba jednak przyznać, że kibice byli z zespołem, a Urania nie świeciła pustkami. I dość wspomnieć ową "inwazję na Gdańsk" na początku sezonu. Teraz my, kibice, odetchnęliśmy z ulgą, bo wiemy, że zażegnano problemy finansowe (przynajmniej te najważniejsze), które wisiały nad klubem jak chmura gradowa, wieszcząc najgorsze. Pozostała ostateczna weryfikacja władz PlusLigi i choć gorzej już być nie może (w tym sezonie też już gorzej być nie miało...), z niepokojem czekamy na kolejny sezon. Z niepokojem i wiarą - bo ta ponoć czyni cuda.


Podsumowania sezonu 2011/2012:
==> Okiem kibica Resovii Rzeszów
==> Okiem kibica Skry Bełchatów
==> Okiem kibica ZAKSY Kędzierzyn-Koźle
==> Okiem kibica Jastrzębskiego Węgla
==> Okiem kibica Delecty Bydgoszcz
==> Okiem kibica Tytan AZS Częstochowa
==> Okiem kibica Farta Kielce
==> Okiem kibica AZS Politechniki Warszawskiej
==> Okiem kibica Lotosu Trefla Gdańsk

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×