Zawody Strong Man w Polsce stają się cały czas bardziej popularne - rozmowa z Mariuszem Pudzianowskim

Klub Motorowy Ostrów będzie współorganizatorem zawodów Strong Man, które odbędą się we wrześniu. Warto powiedzieć, że to kolejne pozażużlowe przedsięwzięcie ostrowskich działaczy. Po raz pierwszy KM zaskoczył wszystkich w marcu 2007 roku, kiedy w sali kina Komeda zorganizował Galę Sportu Żużlowego. Wydarzeniem bez precedensu był jednak tegoroczny koncert niemieckiej grupy Scorpions. Teraz w Ostrowie odbędą się zawody Stong Man, których największą gwiazdą będzie bez wątpienia Mariusz Pudzianowski.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski

Jarosław Galewski: Jak rozpoczęła się pana przygoda z zawodami Strong Man?

Mariusz Pudzianowski: Moje początki w tej dyscyplinie sięgają aż 1999 roku. Pamiętam dokładnie, że pierwszego maja zacząłem się bawić w uprawianie tego sportu. Dostałem zaproszenie na jakieś drobniejsze zawody, a później wszystko toczyło się już automatycznie i trwa do dnia dzisiejszego. Nigdy nie zastanawiałem się, co innego mógłbym robić w życiu. Biorę to, co przyniósł los i nie prowadzę w swojej głowie tego typu dywagacji.

Miał pan kontakt z innymi dyscyplinami sportu?

- Tak, kontakt z innymi dyscyplinami na pewno był. Przez kilka lat trochę boksowałem. Przez pewien czas trenowałem także karate. Nie ukrywam jednak, że najlepiej sprawdziłem się w dyscyplinie, którą obecnie uprawiam i z tego powodu pozostaję jej cały czas wierny.

Jak wyglądają pana przygotowania do zbliżających się Mistrzostw Świata?

- Muszę przyznać, że treningi, które cały czas przechodzę, są bardzo ciężkie. Na przygotowania poświęcam praktycznie pięć godzin dziennie. Mistrzostwa Świata są za około trzy tygodnie. Wcześniej czeka mnie start w kilku innych imprezach. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to powinienem dopiąć swego.

Jakie jest pana podejście do takich zawodów jak te, które odbędą się w Ostrowie? To dobra zabawa, czy walka na całego?

- Powiem szczerze, że podczas zawodów w Ostrowie Wielkopolskim będę musiał zmierzyć się z takimi samymi obciążeniami jak podczas Mistrzostw Świata. W takim wypadku nie da się robić czegoś wolniej. Jeżeli bierze się na siebie 350 kilogramów, to nie ma możliwości, żeby iść wolniej lub szybciej. Trzeba robić wszystko z maksymalnym zaangażowaniem i iść do przodu.

Jak zareagował pan na wieść, że klub żużlowy z Ostrowa chce zorganizować zawody Strong Man?

- Przede wszystkim był spory problem z wybraniem terminu tych zawodów. Ciężko było wszystko ze sobą zgrać. Pierwotnie planowaliśmy zorganizować całe to przedsięwzięcie w sierpniu. Później okazało się, że będę miał wolny czas dopiero po Mistrzostwach Świata. Dopasowaliśmy wszystko do mojego kalendarza i na pewno zorganizujemy w Ostrowie tą imprezę. Myślę, że emocje będą wielkie.

Czy miał pan w przeszłości jakikolwiek kontakt z żużlem?

- Nie, jakiegoś większego kontaktu z tym sportem nie miałem. Jedyna styczność z żużlem miała miejsce jakieś dwa lata temu w Łodzi, kiedy Tomek Gollob dał mi się przejechać motorem. Jeżeli będzie możliwość, żebym przejechał się ponownie z trenerem Grabowskim przy okazji zawodów Strong Man, to chętnie skorzystam. Lubię fajne wyzwania. Ścigał się na pewno nie będę, ale pobawić się można (śmiech). Nie będę szarżował na motocyklu, bo wiadomo, że ewentualna wywrotka mogłaby skończyć się jakąś kontuzją. O ile się dobrze orientuję, wielu zawodników, którzy jeżdżą, miało połamane ręce lub nogi. Nie ukrywam, że mi to niepotrzebne.

W jaki sposób regeneruje pan siły?

- Przede wszystkim nad moim samopoczuciem pracuje kilka osób. Korzystam z pomocy masażysty. Regeneruję się także w saunie, czy za pomocą jacuzzi. Jest to typowa odnowa biologiczna. Nic innego nie jestem w stanie wymyślić.

Ile pracy trzeba włożyć, żeby dysponować taką sylwetką jak pan?

- Powiem otwarcie, że mnie to kosztowało osiemnaście lat. Była to bardzo ciężka praca, której efekty są widoczne dziś. Ludzie różnie reagują na mój wygląd, ale generalnie nie spotykam się z opiniami, że jestem taki czy inny. Za plecami można usłyszeć jednak różne teksty. Czasami ktoś mówi: „Zobacz, ale napakowany!”. Niektórzy mają chyba jakieś kompleksy. W moim przypadku o czymś takim nie ma mowy.

A nie ma pan problemów ze wstępem do różnego rodzaju klubów?

- Nie, w tej chwili nie ma z tym żadnego problemu. Powiem jednak szczerze, że mam na to niewiele czasu. Praktycznie od dwóch lat nigdzie nie wychodzę. Cały czas jestem w rozjazdach. Mam zajęte niemal wszystkie weekendy do końca roku i to sprawia, że brakuje czasu na jakieś wyjścia.

Jak wspomina pan swój występ w programie "Taniec z gwiazdami"?

- Był to na pewno krótki, ale miły epizod w moim życiu. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że była to fajna zabawa i doskonała odskocznia od rzeczywistości. Bardzo fajna przygoda, która się skończyła. Teraz nastąpił powrót do rzeczywistości i zajmuję się tym, co wcześniej. Na początku ten program był dla mnie nowym wyzwaniem. Musiałem odbyć wiele ciężkich treningów, żeby wszystkiego się nauczyć, ale jak to mówią: jeżeli chcesz, to możesz.

Co poradziłby pan młodym chłopakom, którzy marzą, żeby dorównać kiedyś Mariuszowi Pudzianowskiemu?

- Przede wszystkim podstawą jest systematyczna i ciężka praca. Wszyscy powinni pamiętać, że nie da się od razu zbudować Krakowa. Lepiej, żeby młodzi ludzie zaczęli trenować niż poświęcać swój czas na bardzo popularne dzisiaj dragi. Myślę, że to obecnie zmora naszego społeczeństwa, a przede wszystkim młodzieży. Naprawdę lepiej robić to, czym ja się zajmuję, niż wariować w taki sposób.

Zawody Strong Man to niesłychanie wiele konkurencji. Które są pana specjalnością?

- Tak naprawdę trzy czwarte konkurencji to moje rekordy. Jeżeli chcesz być dobrym zawodnikiem, to wszystkie konkurencje muszą sprawiać ci przyjemność. Trzeba się sprawdzać w każdej z nich. Rozpisanie grafiku treningów przy tylu konkurencjach jest na pewno ciężkim kawałkiem chleba. Wystarczy jednak systematycznie trenować i niczego nie zaniedbywać.

Czy w trakcie swojej kariery miał pan jakieś problemy zdrowotne?

- Jak na razie nie mam żadnych kontuzji. Muszę przyznać, że wszystko jest w najlepszym porządku. Wiadomo, że zdarzyły się jakieś otarcia, ale to przecież nic wielkiego. Co dwa miesiące robię badania. Poza tym, poddaje się testom antydopingowym, które mają miejsce podczas zawodów rangi mistrzowskiej.

Dzięki zawodom Strong Man zwiedził pan praktycznie połowę świata. Czy podczas wizyt w różnych krajach był czas na zwiedzanie?

- Podczas każdego wyjazdu mam trochę czasu, żeby gdzieś pójść i trochę pozwiedzać. Ciężko mi jednak wybrać jedno szczególne miejsce, do którego chciałbym wrócić. Każde miejsce jest inne i posiada swój urok. Jeśli tylko bym mógł, to na pewno powtórzyłbym jeszcze raz wszystkie wyjazdy.

Na ile popularne są w Polsce zawody Strong Man?

- W tym roku odbyło się już osiem imprez i powiem szczerze, że średnia liczba kibiców na każdych zawodach to około siedem tysięcy. Zdarza się, że czasami przychodzi nas dopingować nawet dwanaście tysięcy ludzi. W niektórych przypadkach na trybunach zasiada nawet do dwudziestu tysięcy osób. Zawody Strong Man w Polsce stają się cały czas bardziej popularne.

A takim magnesem, który przyciąga ludzi jest z pewnością pana osoba...

- Trudno mi powiedzieć, czy jestem to akurat ja. Myślę, że ludzie lubią emocje. Każdy chce zobaczyć, co potrafi człowiek i co może zrobić z takimi ciężarami. Uważam, że to przede wszystkim ciekawi i przyciąga kibiców.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×