Jestem dłużnikiem Adomaitisa - wywiad z Darnellem Hinsonem, byłym rzucającym Energi Czarnych Słupsk

- Jestem dłużnikiem Adomaitisa i gdyby zadzwonił, na pewno wykorzystałbym tę szansę - mówi w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl Darnell Hinson, były rzucający Energi Czarnych Słupsk.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Michał Fałkowski: Rozpamiętujesz jeszcze poprzedni sezon?

Darnell Hinson: Czasami... Nawet częściej, niż czasami. Ciągle mam w pamięci to, jak o krok byliśmy od awansu do półfinału, brakowało nam kilku sekund.

Masz na myśli to trafienie Piotra Stelmacha w meczu numer cztery, które wyrównało stan rywalizacji na 2-2?

- Tak, to było bardzo bolesne, bo przecież przed tym rzutem my prowadziliśmy, a że w serii wygrywaliśmy 2-1, od awansu do półfinału byliśmy nawet nie o krok, a o pół kroku. Tego nam jednak zabrakło, oni trafili, a w kolejnym spotkaniu postawili "kropkę nad i" i kosztem nas zagrali w półfinale.

W dwóch kluczowych spotkaniach ćwierćfinałowych, meczach numer cztery i pięć, zanotowałeś skuteczność tylko 5/15 z gry. Czujesz, że nie wykonałeś wszystkiego tak, jak powinieneś?

- Starałem z całych sił, ale niestety rzeczywiście nie grałem tak, jak powinienem. Wymagano ode mnie przede wszystkim zdobywania punktów i z tego się nie wywiązałem, o co miałem do siebie wiele pretensji. Gdybym jednak zawsze grał tak, jakbym chciał, z pewnością już dawno świętowałbym mistrzostwo NBA (śmiech).

Nadal jeszcze masz pretensje do siebie?

- Nie, pretensje nie. Trzeba umieć radzić sobie z porażkami. Żałuję generalnie całego sezonu, a nie tylko starcia z Zastalem. Chodzi mi o to, że... OK, będąc zupełnie szczerym, mieliśmy w zespole koszykarzy, którzy raczej nie dali namówić się na grę pod zespół. Bardziej zależało im na tym, by fajnie wyglądać w oczach fanów i głównie byli zmartwieni tym, jak będą wyglądać po każdym meczu w statystykach. A to nie wpływa korzystnie, gdy masz mecz na styku i czasami lepiej jest podać czy skupić się na obronie, niż rzucać. Niemniej jednak nie ważne jak samolubnie graliśmy w niektórych momentach sezonu, i tak byliśmy o pół kroku od awansu do półfinału. Dlatego właśnie żałuję tego sezonu, bo mam wrażenie, że mogliśmy zajść zdecydowanie wyżej.

Kogo masz na myśli?

- Mówimy ogólnie o przyczynach, dla których sezon zakończyliśmy na takim miejscu, na którym zakończyliśmy. O nazwiskach nie chcę mówić.

Czy zatem możemy nazwać poprzedni sezon porażką? Mieliście wielkie ambicje, w pewnym momencie sezonu Stanley Burrell powiedział nawet, że zmierzacie po mistrzowski tytuł...

- Porażką tego bym nie nazwał, bo jednak awansowaliśmy do play-off i jak równy z równym walczyliśmy z późniejszym brązowym medalistą, co pokazuje, że między trzecią a szóstą drużyna naprawdę nie było wielkich różnic. Wracając do pytania... Generalnie nazwałbym ten sezon po prostu rozczarowującym. Na pewno zawiedliśmy całe miasto Słupsk i wszystkich naszych fanów.

Ty też zawiodłeś?

- Jak wszyscy, to wszyscy. Ostatni sezon był dla mnie bardzo ciężkim, kto wie czy nie najcięższym w mojej całej, profesjonalnej karierze. Pomijając problemy osobiste, pozasportowe, z którymi borykałem się cały sezon, chyba nigdy tak naprawdę nie znalazłem swojego właściwego rytmu na parkiecie. Cóż, bardzo ciężko jest być strzelcem i zdobywać punkty, gdy nie oddaje się zbyt wielu prób.

Wasza drużyna z poprzedniego sezonu powoli się rozpada. Na przykład wspomniany Burrell odszedł do klubu z Niemiec. Słyszałeś, że trener Dainius Adomaitis podpisał kontrakt z Anwilem Włocławek?

- Tak, słyszałem o tym. Cóż, normalna kolej rzeczy. Na pewno dla Czarnych to nie jest komfortowa sytuacja, bo zawsze lepiej, gdy masz bazę, do której dokładasz kolejne elementy. Tymczasem w Słupsku muszą zacząć wszystko od nowa. Myślę, że dla Czarnych odejście Adomaitisa to bardzo niekorzystna decyzja, bo gdy tracisz młodego, bardzo pracowitego trenera, który ma w głowie plany na kilka najbliższych miesięcy, a nawet lat, to nigdy nie możesz mówić o pozytywach. Wiem, że Adomaitisa zastąpi jego asystent Marius Linartas i na pewno będzie mu ciężko go zastąpić skutecznie, choć ma ku temu szanse, bo to bardzo ambitny szkoleniowiec.

Trener Adomaitis ściągnął cię do zespołu Energi Czarnych. Myślisz, że mógłby zrobić to samo w kontekście Anwilu?

- Nie wiem, o to trzeba by zapytać samego szkoleniowca. Ja tylko mogę powiedzieć ze swojej strony, że jestem dłużnikiem wobec trenera Adomaitisa. Po tym, jak sprowadził mnie do Słupska, wiem, że miał wobec mnie nieco większe oczekiwania, więc "wiszę" mu dobry sezon, zdecydowanie lepszy, niż to, co zaprezentowałem w poprzednich rozgrywkach. Jestem pewien, że umiem grać skuteczniej i wydajniej po obu stronach parkietu, niż pokazałem to w ostatnim sezonie.

Zatem gdyby trener Adomaitis zadzwonił do ciebie i powiedział: "Darnell, jesteś mi potrzebny tutaj we Włocławku", nie wahałbyś się ani chwili?

- Definitywnie tak! Gdybym tylko miał szansę na grę w Anwilu pod skrzydłami Adomaitisa, na 100 procent wykorzystałbym te okoliczności. Niestety na razie jednak telefon z Włocławka milczy.

A połączenia z innych miejsc poza Włocławkiem? A może w grę wchodzi pozostanie w Słupsku?

- Nie sądzę. Póki co niewiele wiem na ten temat. Po prostu wszystkim zajmuje się mój agent, a ja jestem bardziej zaangażowany w otwieranie mojego prywatnego biznesu. Na pewno jednak będę chciał podpisać kontrakt w takim klubie, w którym będę czuł, że mogę zanotować przełomowy sezon. Nie może być tak, że za rok znów będziemy rozmawiać, a ja powiem to samo - że nie zaprezentowałem się z najlepszej strony.

Myślisz, że w wieku 32 lat jesteś w stanie podpisać satysfakcjonujący kontrakt w mocnym klubie? Konkurencji ci nie brakuje - przecież niskich koszykarzy ze Stanów Zjednoczonych jest w Europie rok rocznie zdecydowanie więcej niż wysokich.

- Mam nadzieję, że ani mój wiek, ani moje statystyki nie będą kluczowe w tym momencie. Raczej liczę na to, że mam już pewną renomę.

Na koniec wywiadu, bo sporo rozmawialiśmy o negatywnych aspektach minionego sezonu, co będziesz kojarzył pozytywnie ze Słupskiem?

- Takich momentów, pojedynczych meczów czy jakichś pozasportowych wydarzeń było naprawdę wiele. Najlepiej będę wspominał jednak spotkanie przeciwko AZS Koszalin, gdy graliśmy z nimi u nas w hali Gryfia. Przegrywaliśmy z nimi już różnicą prawie 25 punktów, a mimo to w drugiej połowie wyszliśmy z dołka, zaczęliśmy grać zespołowo, odrobiliśmy całe straty i wygraliśmy po dramatycznej końcówce 84:82. Tak, to było bardzo dobre spotkanie.

Strach pomyśleć co by było, gdybyście grali cały sezon tak, jak w drugiej połowie tamtego spotkania...

- No tak, ale o tym już rozmawialiśmy...

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×