Odwrót kibiców żużla z dużych miast

Patrząc na tegoroczną frekwencję podczas meczów żużlowych, rzuca się w oczy niepodważalny fakt, że w największych miastach przychodzi najmniejsza liczba kibiców. Inaczej jest w przypadku piłki nożnej.

Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski

Jeśli spojrzy się na klasyfikację frekwencji piłkarskiej T-Mobile Ekstraklasy w sezonie 2011/12, to na pierwszym miejscu jest Legia Warszawa, na której mecze średnio chodziło ponad 20 tysięcy osób. Kolejne miejsca zajmują Lechia Gdańsk, Śląsk Wrocław, Wisła Kraków i Lech Poznań - na wszystkie przychodziło średnio ponad 15 tysięcy ludzi na mecz. Szósta jest Cracovia.

W I lidze sytuacja wygląda podobnie. Na pierwszych czterech miejscach znalazły się Zawisza Bydgoszcz, Piast Gliwice, Arka Gdynia i Pogoń Szczecin. Co łączy te kluby? Są z największych polskich miast. Jedynie w Łodzi, gdzie są dwa rywalizujące ze sobą kluby i infrastruktura sportowa pozostawia wiele do życzenia, nie przychodziło tak wiele osób.

Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w żużlu. Jeśli spojrzy się na dwadzieścia największych miast w Polsce, to obecnie sekcję żużlową ma osiem z nich (Kraków (2. miejsce pod względem liczby ludności), Łódź (3. miejsce), Wrocław (4. miejsce), Gdańsk (6. miejsce), Bydgoszcz (8. miejsce), Lublin (9. miejsce), Częstochowa (13. miejsce) oraz Toruń (16. miejsce). W tych największych ośrodkach są jednak spore problemy z frekwencją. Na pierwszych miejscach pod względem frekwencji (obok Częstochowy) są natomiast takie miasta jak Tarnów (35. miejsce), Gorzów (31. miejsce) i Zielona Góra (33. miejsce), czyli ośrodki mające nieco ponad 100 tysięcy mieszkańców.
Na meczu zespołów z Wrocławia i z Gdańska, trybuny świeciły pustkami Na meczu zespołów z Wrocławia i z Gdańska, trybuny świeciły pustkami

Trzy ostatnie miejsca pod względem frekwencji żużlowej w ENEA Ekstralidze zajmują Lotos Wybrzeże Gdańsk, Polonia Bydgoszcz i Betard Sparta Wrocław, gdzie na sześć spotkań przyszło łącznie 20 tysięcy osób. Również problemy są w Łodzi - na mecze Orła przychodzi zdecydowanie najmniej osób, spośród wszystkich ośrodków pierwszoligowych. Trochę lepiej na tle drugiej ligi wygląda sytuacja w Krakowie, jednak 2 200 osób przychodzących na jeden mecz Speedway Wandy, to również zdecydowanie poniżej potencjału drugiego z największych miast w Polsce. Nie mówiąc już o tym, że takie miasto jak Kraków, ma klub w najniższej klasie rozgrywkowej.

Według trenera Betardu Sparty, Piotra Barona duży wpływ na marną frekwencję we Wrocławiu mają wyniki osiągane przez jego zespół. - Na kibiców trzeba sobie zasłużyć i zapracować. Robimy wszystko, aby przychodzili oni na nasze spotkania i z meczu na mecz widzimy coraz więcej osób na Stadionie Olimpijskim. Wierzę, że na pojedynek z Polonią też przyjdą. Mam świadomość, że to wakacyjny okres i cześć mieszkańców Wrocławia i okolic mogących przyjść na mecz wyjechała na wczasy, ale staramy się jako drużyna, żeby jak najwięcej ludzi zasiadło na trybunach - powiedział Baron.

- Nie powiedziałbym, że Wrocław nie żyje żużlem. Jest tu po prostu tak wiele pokus, że ludzie mają wiele różnych rozrywek do wyboru i trudno ich zachęcić do tego, żeby poszli na stadion. Wrocław jest jednak według mnie miastem z perspektywami. Myślę, że jak drużyna będzie tak waleczna jak teraz, to na mecze będzie chodziło coraz więcej osób - stwierdził.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×