Im większe marzenia, tym większa mobilizacja - rozmowa z Justyną Żurowską, zawodniczką Wisły Kraków

Po kilku miesiącach spędzonych we Francji dawna ikona AZS Gorzów, Justyna Żurowska, powraca na polskie parkiety. Teraz przywdzieje koszulkę Wisły, z którą powalczy nie tylko o obronę mistrzostwa.

Adam Popek
Adam Popek

Adam Popek: Twój powrót do kraju i jednocześnie podpisanie kontraktu z Białą Gwiazdą to siłą rzeczy jeden z głośniejszych transferów tego lata w PLKK. Jak się czujesz z tą świadomością?

Justyna Żurowska: Dobrze! Przecież wracam do najlepszego polskiego klubu. Ostatnie sezony walczyłam o medale oraz mierzyłam się z czołówką Euroligi, także czuję, że jest to doskonałe miejsce dla mojej osoby. Fakt faktem w moim dotychczasowym francuskim zespole chcieli mnie zatrzymać, namawiali bym zgodziła się z nimi pozostać, lecz to jest Wisła Kraków - ósmy team Europy i mistrz Polski.

Dlatego właśnie zdecydowałaś się przyjechać?

- Tak. Myślę, że gdybym z Białą Gwiazdą nie doszła do porozumienia, to wciąż występowałabym we francuskiej ekipie, gdzie zresztą spędziłam większą część poprzedniego sezonu. Spotkałam tam bardzo sympatycznych, chętnych do pracy ludzi. Klub miał wysokie aspiracje, ciągle się rozwijał, a ponadto sama liga, w której de facto każdy walczy na śmierć i życie zapewniała wysoki poziom.

Konkurencja wymusza progres.

- Dokładnie.

Tutaj również będziesz musiała zmierzyć się z dużą presją oraz oczekiwaniami. Jesteś gotowa?

- Jasne, że tak! Im większe marzenia, tym większa mobilizacja! Będzie trudno jak co roku, bo Wisła, oprócz samego mistrzostwa zawsze mierzy w fazę Final Eight Euroligi, wcześniej Final Four. Teraz jednak zatrudniła świetne zawodniczki, gwiazdy wręcz światowego formatu. Razem powinnyśmy stanowić świetny kolektyw. Zresztą ja zawsze lubiłam ciężko trenować i dążyć do sukcesów. Jeszcze w Gorzowie stawialiśmy sobie wysoko poprzeczkę i praktycznie oprócz złotego medalu ekstraklasy osiągaliśmy to, czego pragnęliśmy. Wiem też ile wysiłku musieliśmy wówczas włożyć i jak wiele poświęcić. Mam na myśli nie tylko koszykarki, ale cały sztab ludzi, który pracuje w klubie i przy zespole. Po tamtym okresie wcale nie boję się nowych wyzwań.

Gorzów siłą rzeczy chyba na zawsze pozostanie głównym etapem całej twojej kariery?

- Oczywiście. Tam zaczynałam przygodę z poważną koszykówką, w pierwszym sezonie zdobyliśmy mistrzostwo Polski juniorek, zadebiutowałam wśród seniorek. W dalszej kolejności wywalczyłam awans do ekstraklasy, europejskich Pucharów oraz Euroligi, zdobywając również cztery medale FGE. Dorastałam wraz z klubem, a klub ze mną.

Pamiętam jak bardzo było ci przykro gdy się z nim żegnałaś.

- Oj bardzo. Do dziś czuję wielki sentyment, bo w tym mieście miałam właściwie wszystko. Całe życie. W Gorzowie kończyłam szkołę średnią, studiowałam, znałam też wielu ludzi. Nie chodziło zatem jedynie o basket, ponieważ nie należałam do osób, które przyjechały i chwilę potem spakowały walizki. Zawsze byłam i zawsze walczyłam, niezależnie od okoliczności. Trudno było opuszczać…

To czego doświadczyłaś po wyjeździe stamtąd w jakiś sposób cię wzmocniło?

- Myślę, że tak.

Z innej perspektywy popatrzyłaś na świat?

- Właśnie. Postrzegałam otoczenie z perspektywy Gorzowa i zaliczyć tu trzeba również relacje z innymi. Potem stanęłam z boku, dzięki czemu pojawiło się pewnego rodzaju świeże spojrzenie. Uważam, że to jest dobre, bo człowiek zyskuje pewien dystans i bardziej racjonalnie podchodzi do rzeczywistości.

Wcześniej etatowo występowałaś w kadrze narodowej. Byłaś rozczarowana, że tego lata zabrakło dla ciebie miejsca?

- Bardzo. Nie ukrywam, że kompletnie się tego nie spodziewałam. Swoje plany podporządkowałam reprezentacji. Nawet FIBA otrzymała listę zgłoszeniową, gdzie widniało moje nazwisko. Nie było to stricte powołanie, ale miałam pewne nadzieje. Jednak po powrocie do Polski, gdy notabene sama musiałam wykonać telefon, by dowiedzieć się jaka jest moja sytuacja, spotkało mnie negatywne zaskoczenie. Tak jednak zadecydował trener argumentując, że jest to decyzja pozasportowa, gdyż sportowo jest dla mnie pełen uznania i według niego idealnie pasuję do zespołu... Tym bardziej pewnych kwestii nie rozumiem - sam dokładnie nie potrafił mi wyjaśnić w czym tkwi "problem". Osobiście nie przypominam sobie, iż byłabym w konflikcie z kimkolwiek, czy też sytuacji, która mogłaby rzutować na moją osobę aż tak bardzo... To jest jednak reprezentacja i oczywiście życzyłam powodzenia oraz trzymałam kciuki. Chyba trochę za słabo, bo awansu nie zdołano wywalczyć

Czyli jednym słowem pozostaje ci się skupić na sezonie?

- Tak. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej po raz pierwszy od jedenastu lat miałam prawdziwe wakacje i mogłam w pełni odpocząć od koszykówki. Zregenerować stawy i mięśnie. Dotychczas żyłam w reżimie ciągłych rozgrywek, także wreszcie odetchnęłam i tylko z pozytywną energią

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×