Analiza wyścigu: Grand Prix Singapuru

Hiszpański kierowca po pechowych kwalifikacjach stwierdził, że tylko idealna strategia pomoże mu dostać się do czołówki. W niedzielę okazało się, iż nie odpowiednie przygotowanie, a wypadek Nelsona Piqueta pomógł Fernando Alonso wygrać na ulicznym torze w Singapurze.

Robert Chruściński
Robert Chruściński

Zaskoczenie pozytywne:
Na słowa uznania w minioną niedzielę w pełni zasłużył Fernando Alonso, który okazał się najlepszym kierowcą w stawce. Przede wszystkim Hiszpan zachwycił swoją bezbłędną jazdą w drugim stincie. Szybko oddalał się od drugiego Jarno Trullego, zwiększając swoją przewagę o 0,7 sekundy na każdym okrążeniu. Brawa należą się również dla strategów dwukrotnego mistrza świata, a dokładnie dla inżynierów wyścigowych: Davida Greenwooda, Simona Rennie i Remi Taffina za przygotowanie agresywnej strategii, mimo że ich podopieczny startował dopiero z 15. pozycji.

Wyróżnić można także Nico Rosberga, który zajął drugie miejsce, mimo odbycia kary Stop and go za zjazd do boksów, gdy pit lane był zamknięty przez sędziów. Niemiec w trakcie wyścigu nie popełnił żadnego błędu, dzięki czemu mógł cieszyć się z drugiego w tym sezonie podium. Pochwalić należy również mechaników Williamsa za dobre przygotowanie i ustawienie bolidu, który spisywał się w niedzielę bez zarzutów.

Zaskoczenie negatywne:
Grand Prix Singapuru to nie był wyścig Ferrari. Włoski team nie zdobył na azjatyckim torze nawet jednego punktu w klasyfikacji konstruktorów, przez co stracił pierwsze miejsce na rzecz McLarena. Na pewno za katastrofalny wynik nie można winić Felipe Massę, który zbyt szybko ruszył ze swojego stanowiska serwisowego. Brazylijczyk otrzymał zielone światło od swojego mechanika i natychmiast chciał powrócić do walki o zwycięstwo. Niestety, wąż tankujący wciąż tkwił w jego bolidzie. Po raz kolejny w Ferrari zawiódł innowacyjny system świateł, który Włosi stosują zamiast tradycyjnego "człowieka z lizakiem".

W niedzielę rozczarował Kimi Raikkonen, który na cztery okrążenia przed metą rozbił swój bolid. Na 10. zakręcie składającym się z trzech szykan, Fin zbyt optymistycznie najechał na jedną z nich, stracił kontrolę nad samochodem i niestety uderzył w bandę. W podobny sposób swój udział w jednym z piątkowych treningów zakończył Giancarlo Fisichella z teamu Force India. Popularny Iceman obiecywał przed pierwszym nocnym wyścigiem na ulicach Singapuru, że stać go na zwycięstwo i nadal jest w pełni zmotywowany. Jak wszyscy widzieliśmy, Kimiemu nadal brakuje odpowiedniej koncentracji.

Najszybsze okrążenie:
Najlepszy czas jednego okrążenia należał do Kimiego Raikkonena. Jego wynik to 1,45.599 sekundy. Fiński kierowca w pełni korzysta z tego, że ściga się najszybszym obecnie bolidem w stawce. Niestety to, że zawodnik Ferrari prawie cały czas "wykręca" najlepsze czasy jednego okrążenia nie przekłada się na jego wyniki. W ostatnim czasie Kimi Raikkonen przeżywa kryzys formy. Niektóre zagraniczne media twierdzą, że powodem dla którego aktualny mistrz świata spisuje się poniżej krytyki są jego problemy z alkoholem i kobietami. Nam pozostaje wierzyć, że Fin nie podda się i będzie walczyć o zwycięstwa w każdym wyścigu.

Najlepsza akcja:
Do najciekawszego manewru wyprzedzania doszło podczas 41. okrążenia. Wielkim sprytem wykazał się Lewis Hamilton, gdy od swoich mechaników na tor powrócił Fernando Alonso. Brytyjczyk wyśmienicie wykorzystał chwilę dekoncentracji Davida Coultharda, przed którym niespodziewanie znalazł się Hiszpan. Zawodnik McLarena szybko poradził sobie z Szkotem, który w tym roku zakończy swoją wspaniałą karierę sportową.

Szczęściarz:
Na miano największego szczęściarza minionego weekendu zasłużył Fernando Alonso. Hiszpan w najbardziej odpowiednim momencie (dwa okrążenia przed wypadkiem Nelsona Piqueta) zjechał do boksów po nowe ogumienie i paliwo. Jak się okazało, dzięki temu kierowca Renault szybko objął prowadzenie, którego nie oddał już do końca wyścigu. Alonso przeszedł w Singapurze prawdziwą gehennę, bowiem w sobotę, w trakcie kwalifikacji zdefektował mu bolid i jak sam kierowca stwierdził - miał szansę na pole position. Z kolei w niedzielę, po wypadku jego partnera z teamu szczęście ponownie się do niego uśmiechnęło i wygrał po raz dwudziesty w swojej karierze.

Pechowcy:
Listę pechowców minionego wyścigu otwiera Robert Kubica. Polak w przeciwieństwie do Alonso nie miał tyle szczęścia i musiał zjechać na swój pierwszy postój w czasie neutralizacji. Niestety, boksy były w tym czasie zamknięte, ale krakowianin musiał pojawić się u swoich mechaników, ponieważ w jego bolidzie nie było już paliwa. Kara, którą w pełni zasłużenie otrzymał nasz rodak, pozbawiła go szans na zajęcie punktowanej pozycji. Szkoda, ponieważ korzystając z kiepskiej formy mistrza świata, mógłby umocnić się na trzecim miejscu w klasyfikacji generalnej kierowców.

Kolejny z przegranych, to Nelson Piquet, który jest jeszcze mało doświadczonym zawodnikiem. Brazylijczyk popełnił prosty błąd na wyjściu jednego z zakrętów i chwilę później obróciło jego bolid, który zatrzymał się na bandzie. Ten wypadek całkowicie odmienił obraz niedzielnego wyścigu. Dopiero wtedy na torze zaczęły dziać się interesujące rzeczy.

Wielkim pechowcem Grand Prix Singapuru jest niewątpliwie Felipe Massa, w którego bolidzie, na pierwszym postoju utknął wąż tankujący paliwo. Ten fakt pozbawił sympatycznego Brazylijczyka szans na wygraną, a także na punkty, których brak w perspektywie walki o tytuł mistrzowski z Lewisem Hamiltonem może przynieść niemiłe skutki na koniec sezonu.

Pierwszego nocnego wyścigu do udanych nie zaliczą również Jarno Trulli, Rubens Barrichello, Mark Webber i Adrian Sutil. W bolidzie Włocha awarii uległa hydraulika. Z kolei w samochodzie doświadczonego Brazylijczyka popsuła się elektryka. W pojeździe australijskiego kierowcy zacięła się skrzynia biegów. Natomiast zawodnik Force India uderzył w bandę na 10. okrążeń przed metą.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×