- Anwil to nie błąd - wywiad z Żeljko Zagoracem, byłym koszykarzem Anwilu Włocławek

Kiedy przychodził do Anwilu w trakcie sezonu 2008/2009, Żeljko Zagorac był typowany do roli solidnego zawodnika walczącego pod koszem. Dobre mecze przeplatane bardzo nieudanymi spowodowały jednak, iż dla kibiców bardzo szybko stał się persona non grata. Gdy zaś zespół przegrywał ćwierćfinałową rywalizację z Polpakiem Świecie, Słoweniec leczył kontuzję. O poprzednim sezonie spędzonym we Włocławku koszykarz opowiedział portalowi SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Michał Fałkowski: Po pierwsze, czy może pan zdradzić dlaczego zawodnik, który spędza kilka lat w zagranicznych klubach, nagle decyduje się powrócić do słabszej, bądź co bądź, ligi słoweńskiej?

Żeljko Zagorac: W lidze słoweńskiej rzeczywiście nie ma zbyt wielu silnych zespołów, lecz trzy kluby rok rocznie grają w rozgrywkach Ligi Adriatyckiej, która jest bardzo silna. Grają tam najlepsze drużyny z Chorwacji, Serbii, Bośni, Słowenii… Każdy z nich musi posiadać organizację na najwyższym poziomie oraz odpowiednio wysoki budżet i możliwości finansowe. Z tego więc tytułu, nie wydaje mi się, żeby ta decyzja mogła w jakiś sposób szokować. Nadal będę grał na wysokim poziomie. Ponadto, Słowenia to moja ojczyzna.

Nowy klub Żeljko Zagoraca, Helios Domżale, znany jest na Słowenii, lecz nie ma jednak wielkiej reputacji w Europie…

- Od 5-6 lat mój obecny klub cechuje to, co charakterystyczne dla klubu koszykarskiego w dzisiejszych czasach - coraz większy budżet, coraz lepsza organizacja. Dwa lata temu Helios wygrał Mistrzostwo Słowenii oraz Puchar Słowenii. Jestem pewien, że pewnego dnia będziemy rozpoznawalnym zespołem w całej Europie.

Ale nie sądzi pan, że na chwilę obecną Helios to jednak zdecydowany krok w tył w porównaniu z Olimpiją, Brunszwikiem, Uralem Great, Lokomotivem czy Anwilem?

- Cóż mogę powiedzieć… Czasami trzeba zrobić krok w tył, by później zrobić dwa kroki naprzód.

Jak porównałby pan ligę słoweńską z ligą polską?

- Na Słowenii mamy cztery, może pięć klubów na wysokim poziomie. Cała reszta jest zdecydowanie poniżej tego poziomu. W Polsce z kolei, jest trochę więcej zespołów na wysokim poziomie, lecz tak naprawdę te, które nie biją się o najwyższe laury, również prezentują się bardzo dobrze. Myślę jednak, że gdyby najlepsze kluby słoweńskie przenieść do polskiej ligi, z pewnością walczyłyby o miejsca na podium. Tak samo drużyny polskie na Słowenii.

Ten sezon rozpoczął się dla pańskiego zespołu bardzo dobrze. Z czterech rozegranych meczów w trzech wyszliście zwycięsko, podczas gdy pan notuje solidne statystyki na poziomie 12 punktów i 7 zbiórek na mecz. Czy to optymalna forma Żeljko Zagoraca?

- Zarówno zespół jako całość, ale też ja jako członek drużyny, możemy poprawić swoją grę. Myślę, że koszykarz powinien przez cały czas starać się ulepszać swoje umiejętności. Jeśli każdy koszykarz chciałby stawać się lepszym, również i zespół dążyłby do perfekcji.

Wydaje się, iż obecna, nieco idylliczna sytuacja jest w zdecydowanej kontrze z poprzednim okresem spędzonym we Włocławku…

- Ostatni sezon był bardzo specyficzny. Początkowo grałem w Rosji, w zespole Lokomotiv Rostów, lecz po dwóch miesiącach trafiłem do Anwilu. Tak naprawdę to, co mnie spotkało we Włocławku to jeden z najlepszych okresów mojej kariery. Wszystko szło nieźle do…hmm marca. Wszyscy wiemy jednak co się wówczas zdarzyło.

No właśnie. W lutym Anwil stracił Gerroda Hendersona, zaś w marcu pan doznał kontuzji i nie był w stanie dokończyć rozgrywek. Jakie to uczucie siedzieć na ławce i nie być w stanie pomóc kolegom z zespołu??

- Złamany palec mojej ręki spowodował, iż rzeczywiście zmuszony zostałem do siedzenia na ławce rezerwowych. Tyle, że w ubraniu cywilnym. Chyba każdy, kto choć trochę zetknął się z koszykówką wie, jak ciężkie jest to uczucie.

Podczas pańskiej nieobecności w składzie Anwilu w tamtym czasie, pewne osoby związane z koszykówką we Włocławku insynuowały, iż było to tylko udawanie. Był pan podobno zrezygnowany, gdyż fani Anwilu odnosili się do pana, łagodnie mówiąc, w sposób mało taktowny…

- Ciężko mi słuchać takich informacji. Niestety każda osoba ma prawo mówić i myśleć co jej się podoba. Dla mnie najważniejsze jest to, że trener oraz władze klubu wiedziały, i nadal wiedzą, że miałem kontuzję, która wykluczała mnie z gry na co najmniej trzy miesiące. A to, co się mówiło gdzieś pokątnie kompletnie mnie nie interesuje. Ja wiem co mi się przytrafiło i jaki był powód, że nie mogłem swojej drużynie pomóc w play-off. Nigdy nie oszukiwałem w przypadku kontuzji! A co do Anwilu to szczerze mogę powiedzieć, że zawsze dawałem z siebie maksimum na boisku. Niezależnie od tego, że fani mnie po prostu nie lubili.

Jak pan myśli - co było powodem takiego zachowania kibiców?

- Nie chcę już teraz tego roztrząsać. Zachowanie kibiców było jakie było i nic na to nie mogłem poradzić. Były mecze kiedy grałem słabiej, ale i takie, w którym prezentowałem się nieźle. Mimo to nic się nie zmieniało. Ja od siebie mogę powiedzieć tylko tyle, że z nikim nie miałem konfliktu, nikogo nie skrzywdziłem. Na chwilę obecną nie ma sensu jednak do tego wracać.

Pojawiły się plotki, że trener Pipan traktował pana w sposób inny niż resztę drużyny, gdyż obydwaj pochodzicie z jednego kraju… Jak pan to skomentuje?

- Co mogę powiedzieć? Każdy może mówić to, co chce. Cokolwiek się działo, nawet wtedy kiedy odnosiliśmy seryjne zwycięstwa i drużyna grała naprawdę dobrze, fani byli przeciwko mnie. Później, kiedy nastąpił kryzys i przegrywaliśmy więcej spotkań, fani pogłębili swoją wrogość. To jakiś absurd, że traktowano mnie w inny sposób. Z trenerem Pipanem praktycznie nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy. Nie pracowaliśmy razem w żadnym klubie, więc nie wiem skąd takie opinie. Zawsze starałem dawać z siebie wszystko, a w ciągu całego sezonu opuściłem może dwa-trzy treningi. Lecz tak jak powiedziałem, każdy ma prawo do wyrażenia własnych myśli.

A jak to wyglądało po zakończonym sezonie? Pojawiła się informacja, że wszyscy zawodnicy z sezonu 2007/2008 wyrazili chęć pozostania w klubie…

- W tej kwestii mogę mówić tylko za siebie - po zakończonym sezonie nie miałem żadnego kontaktu z kimkolwiek z Anwilu.

Czy gdyby była ponowna możliwość włożenia koszulki Anwilu, zdecydowałby się pan na taki krok? A może Anwil to była pomyłka w pana karierze?

- Nigdy nie powiedziałbym, że Anwil to błąd, jakaś pomyłka w mojej karierze. Określiłbym to raczej jako niezłą szkołę, dobrą nauczkę i doświadczenie, które sporo mnie nauczyło. Co zaś ponownego grania dla drużyny z Włocławka… Jest takie powiedzenie - nigdy nie mów nigdy, ale z całą pewnością mogę stwierdzić, że jeżeli miałbym kiedykolwiek występować jeszcze w Hali Mistrzów - wolałbym być w koszulce przeciwnika.

Śledzi pan rozgrywki w Polsce? Anwil ostatnio miał bardzo dużo problemów…

- Niestety nie mam zbyt czasu na dokładne śledzenie rozwoju wydarzeń w lidze polskiej. Mam jednak trochę znajomych we Włocławku, którzy czasami informują mnie co się dzieje na bieżąco. Wiem co się stało z trenerem Sagadinem. Ponadto, obecnie w Anwilu grają dwaj moi przyjaciele - Stipe Modrić i Milos Paravinja. Życzę im, by okres we Włocławku był dla nich lepszy, niż ja przeżyłem.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×