Liczą się zwycięstwa - rozmowa z Łukaszem Pileckim, byłym koszykarzem MOSiR-u Krosno, a obecnie UMKS-u Kielce

- Na razie wygrywamy, czasami może w brzydkim stylu, ale liczy się zwycięstwo, a nie ładna przegrana - mówi w rozmowie z naszym portalem Łukasz Pilecki, były gracz MOSiR-u Krosno, a od tego sezonu jedna z wyróżniających się postaci w drugoligowym UMKS-e Kielce.

Mateusz Kołodziej
Mateusz Kołodziej

Mateusz Kołodziej: Po sezonie 2007/2008 opuściłeś szeregi MOSiR-u Krosno. Wśród ofert, pojawiły się też te z klubów pierwszoligowych. Co zatem zadecydowało, że wybrałeś właśnie Kielce?

Łukasz Pilecki: Z pierwszej ligi nie miałem żadnych konkretnych ofert. Co zadecydowało, że jestem w Kielcach? Przede wszystkim to, że UMKS chce o coś walczyć, chce się bić o awans, chce wywalczyć pierwszą ligę. Nie bez znaczenia było także to, że klub pomógł mi znaleźć prace.

Po Twoim odejściu z Krosna, pojawiły się plotki, że nie mogłeś dogadać się z zarządem w sprawie nowego kontraktu...

- Na ten temat mogę powiedzieć tylko tyle, że z MOSiR-em w ogóle nie rozmawiałem o nowym kontrakcie.

Twoi byli już koledzy to prawdziwa rewelacja tegorocznych rozgrywek w pierwszej lidze. Jesteś zaskoczony tak dobrą postawą klubu z Krosna?

- Na pewno jestem mile zaskoczony. Wiem jednak na co stać ten zespół. Wiem, że ma duży potencjał. Jest to drużyna z wysokimi ambicjami, która w swoich szeregach ma dobrych graczy. Być może za tak świetną postawą stoi dobre ustawienie zespołu przez trenera. Zobaczymy, być może uda im się ugrać w tym pierwszoligowym sezonie coś więcej.

Jesteś zadowolony po tych trzech miesiącach spędzonych w Kielcach?

- Powiem tak: Byłbym bardzo zadowolony, gdyby nie ta pechowa porażka w pierwszym spotkaniu w Siedlcach. Ciężko powiedzieć dlaczego tak się stało. Myślę, że to głównie nasza zasługa, że przegraliśmy ten mecz, to nawet nie Siedlce go wygrały. Nie licząc tego nie mogę narzekać. Na razie wygrywamy, czasami może w brzydkim stylu, ale liczy się zwycięstwo, a nie ładna przegrana.

A jak ci się mieszka w Kielcach?

- Na razie całkiem fajnie. Nie mogę na nic narzekać.

Przed UMKS-em otworzyła się w tym sezonie duża szansa na awans do pierwszej ligi. Uważasz, że jesteście w tym roku w stanie wywalczyć pierwszą ligę?

- Po to tutaj przyszedłem. Uważam, że mamy duże szanse na awans. Nie ma co jednak ukrywać, że w naszym zespole jest dosyć "ubogo" pod koszem. Teraz doszła jeszcze kontuzja Grześka Kija, która poważnie nas osłabia. Wszystko jednak rozegra się dopiero w Play offach. Mam nadzieję, że zbudujemy najlepszą formę właśnie na ten okres sezonu.

Który z dotychczasowych meczów był najlepszy dla Łukasza Pileckiego?

- Nie ma co ukrywać, że ten z Hawajskimi Koszulami Żory (śmiech).

A najgorszy?

- Wydaje mi się, że to nieszczęsne spotkanie w Siedlcach.

Już w środę rozgrywacie kolejne ligowe spotkanie. Tym razem wasz przeciwnik nie należy do najsilniejszych. Wydaje się więc, że do Warszawy na mecz z OSSM jedziecie po pewne dwa punkty?

- Ja bym tego tak nie nazwał. Każdy mecz, tym bardziej wyjazdowy jest trudny. Nie można nikogo lekceważyć. Wiadomo, że w OSSM występuje sama młodzież, która gra zapewne bardzo ambitnie, bardzo szybko. Podejrzewam, że będą bronić na całym boisku, bo tak to na ogół jest z młodymi drużynami. Łatwo na pewno więc nie będzie. Na pewno mamy przewagę doświadczenia i tego nie da się ukryć. Rzeczywiście jedziemy po dwa punkty, ale czy to będą pewne dwa punkty? Ja bym się przy tym wstrzymał...

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×