Nic się nie stało, ZAKSA nic się nie stało - po meczu ZAKSA - Jastrzębski Węgiel

Jakub Novotny po pierwszym secie meczu ZAKSY z Jastrzębskim Węglem znalazł się w "kwadracie". Chwilę po nim za linię końcową boiska trener Stelmach odesłał Terence`a Martina. W trzecim secie do kolegów dołączył także Michał Masny. Gospodarze z trzema nominalnymi rezerwowymi wygrali seta, ale po raz pierwszy w tym sezonie przegrali ligowy mecz. - Nic wielkiego się nie stało. Jastrzębie to świetna drużyna - mówili zgodnym chórem gracze i ich trener.

Wojciech Potocki
Wojciech Potocki

Po pierwszej rundzie rozgrywek PlusLigi nie ma już w niej niepokonanych drużyn. W ostatnią sobotę szansę na komplet zwycięstw straciła kędzierzyńska ZAKSA.

- Ja z dzisiejszej przegranej nie robię żadnej tragedii. Po prostu, kiedyś musieliśmy polec. Jeśli jednak można mówić o dobrej stronie przegranego meczu, to jest nią widowisko, które zobaczyli kibice w naszej hali. A sama porażka? Cóż, nie powiem, że nie boli. Jastrzębie było lepsze, a my popełnialiśmy za dużo błędów w końcówkach, niezwykle zaciętych setów - ocenił postawę swojej drużyny trener Krzysztof Stelmach.

Podobnego zdania byli także jego gracze. - Gdybyśmy wygrali pierwszego seta, to może cały mecz potoczyłby się inaczej. Nie zagraliśmy źle, ale to nie był żaden super mecz - mówił niezadowolony Jakub Novotny, który w sobotę nie atakował ze znaną już wszystkim ligowcom siłą. Na początku drugiej partii usiadł zresztą na ławce rezerwowych i już na parkiet nie wrócił.- Nic mnie nie bolało i mogłem grać dalej. Trener zadecydował inaczej i takie jest jego prawo. Mam nadzieję, że w następnym meczu z Resovią znowu postawi na mnie, a my wygramy - tłumaczył Novotny.

Druga strzelba kędzierzynian - Terence Martin też w tym dniu strzelała raczej na wiwat. Kanadyjczyk słynący z ogromnej siły, został w pierwszym secie aż trzy razy zablokowany przez jastrzębian. Jeśli dodamy do tego dwa metrowe auty, to trudno się dziwić, że i on trafił do kwadratu.

- Wszyscy zagraliśmy słabe spotkanie. Robiliśmy błędy, a rywale mieli do tego doskonałe przyjęcie. I doskonale grali w polu. Wiele naszych kontr bronili, a my mieliśmy kłopoty z wykończeniem akcji - ocenił Michał Ruciak, który w czwartym, decydującym secie sam dogonił Jastrzębski Węgiel, ostrą, bardzo nieprzyjemną zagrywką. Dwa asy z rzędu i trzy bomby, po których ZAKSA zdobyła punkty pozwoliły kędzierzynianom wrócić do gry.

- Zabrakło jeszcze dwóch punktów. Gdybyśmy wyszli na prowadzenie, to pewnie nie oddalibyśmy go do końca seta. Czemu innym nie siedziała zagrywka, tak jak moja? Trudno powiedzieć. Na treningach wszystko było O.K. Może przed własną publicznością za bardzo chcieli? - zastanawiał się przyjmujący ZAKSY, który też nie uważa, by stała się jakaś katastrofa. - Owszem porażka zawsze boli, ale w następnym spotkaniu postaramy się znowu zdobyć punkty - powiedział Ruciak, którego dopingowała żona Justyna z małym, pięciomiesięcznym Rafałkiem na rękach.

Doping córek nie pomógł tym razem Michałowi Masnemu, który też nie zaliczy spotkania z Jastrzębiem do udanych. W trzecim secie zastąpił go Grzegorz Pilarz, a trenerowi Krzysztof Stelmachowi nie podobało się, że Słowak próbował szukać innych rozwiązań, niż te zalecane przez szkoleniowca. - Goście wygrywali, to co było dotychczas naszą silną stroną - decydujące piłki w końcówkach – ocenił Masny kręcąc głową z niezadowoleniem.

Najlepiej jednak cały mecz posumował trener gospodarzy. - Uważam, że nic wielkiego się nie stało. Przegraliśmy mecz z doskonałą drużyną. Dziś i jutro będziemy chodzili z tego powodu smutni, ale od poniedziałku, bierzemy się do roboty i trenujemy z myślą o piątkowym meczu z Resovią. A kapitan kędzierzynian, Robert Szczerbaniuk dodał tylko: - Nie spuszczamy wcale głów. Robimy dalej swoje.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×