Gra na nosie Smudy

Kolejne bramki Iljana Micanskiego to dowód na to, jak wartościowego piłkarza wypuścił z klubu Franciszek Smuda. Latem poprzedniego roku KGHM Zagłębie Lubin zapłaciło za bułgarskiego napastnika blisko pół miliona złotych. Czy to dużo? Można było spierać się latem, ale nie teraz.

Bartosz Zimkowski
Bartosz Zimkowski

Niechciany przez Smudę

Iljan Micanski dość długo występuje w polskiej lidze, ale wciąż jest młody, bo ma dopiero 22 lata. Zaczynał w Amice Wronki i już wtedy mówiono, że nie będzie zwykłym przeciętniakiem na polskich boiskach. W wielkopolskim klubie robił postępy aż do czasu połączenia się Amiki z Lechem Poznań. Trenerem Kolejorza został Franciszek Smuda, który nie widział w swojej koncepcji utalentowanego Micanskiego. Bułgar musiał szukać szczęścia gdzie indziej. Próbowano go w Koronie Kielce, ale tam również nie błyszczał. Wiosną dostał szansę w Odrze Wodzisław i rodzinna atmosfera posłużyła mu. Micanski zmartwychwstał. Zdołał strzelić pięć goli w lidze.

Zaufanie trenera

Urodzony w Błagojewgradzie piłkarz wrócił ponownie do Lecha. Nadal jednak nie cieszył się zaufaniem Smudy. Ten wolał stawiać na Piotra Reissa i Hernana Rengifo. Kiedy latem poprzedniego roku kupiono do Kolejorza Roberta Lewandowskiego, było pewne, że Micanski może nawet murawy nie powąchać. Skrzętnie skorzystało z tego Zagłębie, które wymieniało akurat cały atak. Ówczesny trener Miedziowych, Rafał Ulatowski kilka razy dzwonił do Micanskiego i namawiał go do gry w Zagłębiu. Bułgar zdecydował się podpisać trzyletni kontrakt z klubem z Lubina, chociaż wiedział, że może mu przyjść grać na zapleczu ekstraklasy. Zaważyło jednak co innego. - Trener przekonywał, że będzie stawiał na mnie. To dla mnie bardzo ważne. Muszę mieć zaufanie szkoleniowca, bo wtedy jestem w stanie pokazać, jak wiele potrafię - przyznawał Micanski. Wiele osób twierdziło, że robi błąd przenosząc się do zespołu, który został karnie zdegradowany. Bułgar wcale się tym nie przejmował i od początku jasno stawiał sobie cele. - Nikt nie wyobraża sobie, żebyśmy za rok nie awansowali. Król strzelców? Nie ma problemu - mówił ze śmiechem.

Micanski jak Warzycha

W Lubinie wiedziano, że były reprezentant bułgarskiej młodzieżówki to napastnik potrafiący strzelać bramki i to częściej niż raz na pięć meczów. To na nim miała opierać się siła ofensywna zespołu. Nikt jednak nie przypuszczał, że w rundzie jesiennej Micanski strzeli aż 21 goli! Dariusz Fornalak, były już trener Miedziowych, piał z zachwytu nad swoim podopiecznym. - W karierze zetknąłem się tylko z jednym podobnym napastnikiem. Nazywał się Krzysztof Warzycha. Micanskiego można do niego porównać - komplementował nietuzinkowego snajpera. I nie są to komplementy na wyraz. Łatwiej jest policzyć mecze, w których Micanski nie strzelił bramki. Było ich w sumie pięć.

Smuda będzie pluł sobie w brodę?

Wyśmienita forma Micanskiego może źle wpływać na samopoczucie Franciszka Smudy. Doświadczony trener Lecha nie przekonał się do umiejętności Bułgara. Latem zapłacił sporo pieniędzy za Roberta Lewandowskiego, który w całym poprzednim sezonie strzelił właśnie 21 goli - tyle, ile Micanski w minionej rundzie jesiennej. Smuda do dyspozycji ma jeszcze Hernana Rengifo i Piotra Reissa. "Reksio" jednak ma już swoje lata i jest tylko uzupełnieniem składu. Można wysnuć wniosek, że Micanski, wobec walki Lecha na trzech frontach (ekstraklasa, Puchar UEFA i Puchar Polski), byłby idealnym kandydatem do gry nawet w pierwszym składzie. Smuda postanowił inaczej, ale może pluć sobie w brodę, że miał takiego napastnika pod swoimi skrzydłami. Teraz Micanski jest wart dużo więcej niż pół miliona złotych.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×